[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- O potezny.jestem nikim.Nie warto sie mna zajmowac.Stad kiepsko widze.Probuje przecisnac sie do miejsca, z ktorego bede mogl lepiej przyjrzec sie lej wspanialej uroczystosci.Saaurowie intrygowali Nakora od momentu, kiedy dotarl do serca obozowiska, teraz jednak dalby wiele za mozliwosc dyskretnej ucieczki.Nadal stanowili dlan tajemnice.Przypominali Pantathian w takim samym stopniu, w jakim ludzie podobni byli do elfow.co oznaczalo, ze pozornie byli podobni, przy blizszych jednak ogledzinach okazywali sie calkowicie rozni.Nakor byl prawic pewien, ze pochodza z zupelnie innego swiata, i ze sa stworami cieplokrwistymi -jak elfy, ludzie i krasnoludy.Wiedzial zas, ze w zylach Pantathian plynie krew zimna.Chetnie bylby pogadal o tych sprawach z jakims wyksztalconym Saaurem, wszyscy jednak, ktorych spotykal do tej pory.byli wojownikami nastawionymi do ludzi - lagodnie mowiac - malo przyjaznie.Nie watpil tez, ze z rozkosza zamordowaliby kazdego, kto nie byl wiernym poddanym Szmaragdowej Krolowej.Z niemalym trudem utrzymywali w ryzach niechec, jaka zywili dla ludzi.Przecietny Saaur mial dziewiec do dziesieciu stop wzrostu.Wszyscy byli barczysci i mieli szerokie piersi, ich karki wygladaly jednak dziwnie krucho.Choc nogi mieli dostatecznie silne do panowania nad poteznymi rumakami, nie sprawiali wrazenia rasy skoczkow czy biegaczy.Na piechote nie mieliby najmniejszych szans z doswiadczonymi w bojach ludzmi, jak ocenil Nakor.Jaszczur chrzaknal, Nakor zas, nie wiedzac, czy bylo to pozwolenie na odejscie, na wszelki wypadek szybko sie oddalil.Stwierdzil lez w duchu, ze jesli zle ocenil intencje jaszczura, bedzie musial poniesc konsekwencje.Nie musial.Wojownik skierowal swa uwage na rytual powitalny.Pawilon Szmaragdowej Krolowej wzniesiono na rozleglym podwyzszeniu - zbitym z drewna lub z uklepanej ziemi - przerastajacym przynajmniej o szesc stop szczyt kazdego namiotu w obozie.Wokol podwyzszenia stal oddzial Saaurow, i po raz pierwszy Nakor mial okazje przyjrzec sie kaplanom Pantathian.Zobaczyl tez pantathianskich wojownikow.Usmiechnal sie szeroko, bo bylo to dlan cos nowego, a on przepadal wprost za nowymi widokami.Kaplan tymczasem odwrocil sie ku stosowi i cisnawszy nan owce, obficie polal calosc wonnymi olejkami.Dym.ktory wzbil sie znad stosu, byl gesty, wonny, ciemny i wil sie coraz wyzej.Kaplan i pozostali Saaurowie patrzyli na to wszystko z napieciem i uwaga.Potem kaplan wyciagnal dlon w strone ognia i powiedzial cos w obcym jezyku - Nakor odgadl, ze oznajmia on, iz duchy sa zadowolone, ze znaki sa dobre.lub wyglasza kolejna dretwa mowe z kaplanskiego repertuaru.Gdy z glebi pawilonu wylonily sie jakies postacie, Nakor zmruzyl oczy i spojrzal uwazniej.Mial przed soba meza w zielonym kirysie, za ktorym szedl drugi w zielonym pancerzyku ozdobionym bogato zlotem.Wladczo wygladajacy jegomosc byl generalem Fadawahem, pierwszym Wodzem Hordy.Nakor wyczul zlo.spowijajace tego czlowieka niczym czarny calun.Jak na zolnierza, wprost promieniowal magia.Na koniec pojawila sie kobieta, ktorej szyje i nadgarstki zdobily pyszne szmaragdy.Odziana byla w zielona suknie, tak skrojona, zeby zaprezentowac wszystkie, co do jednego, klejnoty na jej szyi.Na kruczych wlosach kobiety pysznila sie tez korona ze szmaragdow.-Duzo tych szmaragdow, nawet jak na ciebie - mruknal Nakor.Kobieta poruszala sie w sposob, ktory zaintrygowal Nakora, kiedy zas wysunela sie naprzod, by odpowiedziec na wiwaty swojej armii, Isalanczyk poczul mrowienie na plecach.Cos tu bylo nie tak, jak byc powinno!Patrzyl na nia uwaznie i sluchal, gdy przemawiala: - Moi wierni poddani! Jestem wasza Pania; i jako posredniczka dla znacznie wiekszego ducha, dziekuje za wasze dary! Niebianska Horda Saaurow i Szmaragdowa Krolowa obiecuja wam zwyciestwo w tym zyciu i wieczna nagrode w nastepnym.Nasi szpiegowie wrocili, meldujac, ze niewierni czekaja w odleglosci trzech dni drogi na poludnie.Wkrotce ruszymy, by ich zmiazdzyc i unicestwic.potem oddamy na pastwe ognia ich poganskie miasta.Kazde zwyciestwo nastepuje szybciej niz poprzednie.i nasze szeregi nieustannie rosna.Kobieta nazywana Szmaragdowa Krolowa wystapila na sama krawedz podwyzszenia i spojrzala w twarze najblizszych Saaurow i ludzi.Wskazujac jednego z ludzi, powiedziala: - Tej nocy ty bedziesz moim poslancem do bogow!Wskazany tryumfalnym gestem podniosl piesc i wbiegl po stopniach na podwyzszenie.Tam padl na kolana, skladajac glowe przed swoja pania.Krolowa uniosla stope, postawila ja na chwile na glowie poslanca, a potem odwrocila sie, idac ku swemu namiotowi.Poslaniec wstal, obejrzal sie na stojacych w dole kompanow, mrugnal ku nim znaczaco i wszedl za krolowa do jej pawilonu.Towarzysze poslanca skwitowali wszystko radosnym rykiem.-Oj.zle, doprawdy zle sie tu dzieje! - szepnal do siebie Nakor.Rozejrzawszy sie dookola stwierdzil, ze wszyscy zajeli sie - kazdy na swoj sposob - swieceniem uroczystosci.Wkrotce popija sie do tego stopnia, ze wybuchna bojki (na ktore tu najwyrazniej im pozwalano), a wziawszy pod uwage widoczny brak dyscypliny, mozna bylo zalozyc, ze poleje sie sporo krwi.Postanowil przedostac sie jakos przez tluszcze mocno pijanych i oszolomionych rozmaitymi narkotykami mordercow i dotrzec za rzeke, do obozu Calisa - zakladajac, ze potrafi go odnalezc.Nakor nigdy nie lubil czymkolwiek sie martwic, i teraz tez uznal, ze nie czas na strapienia.Troche niepokoila go mozliwosc zwloki, poniewaz wiedzial juz, co sie kryje za trwajacym od tuzina lal konfliktem i zdawal sobie sprawe z faktu, ze jest moze jedynym czlowiekiem na swiecie, ktory w pelni pojmuje rozmaite aspekty wydarzen, w jakich przyszlo mu brac udzial.Potrzasajac glowa z podziwem nad zawiloscia zycia, maly czlowieczek zaczal przeciskac sie przez tlum, oddalajac jednoczesnie od pawilonu Szmaragdowej Krolowej.-Tys jest kapitan Calis? - spytal kurier.-Owszem - odpowiedzial Calis.-Oto rozkazy.Masz zebrac swoja kompanie i przekroczyc rzeke.- Kiwnawszy dlonia ku polnocy, wskazal miejsce, gdzie (jak Calis podejrzewal juz wczesniej) mieli znalezc brod.- Potem pojedziecie dziesiec mil w dol rzeki.Jeden ze zwiadowcow widzial tam czlonkow plemienia Gilani.Generalicja chce, byscie utrzymali tych natretow z dala od przeciwnego brzegu rzeki.Odwrocil sie i ruszyl w tej samej chwili, gdy Praji spytal: - Natreci? Ha! - potrzasnal glowa z niedowierzaniem, patrzac w slad za odjezdzajacym oficerkiem.- Najwidoczniej ten Chloptas nigdy wczesniej nie zetknal sie z zadnym Gilani.-Ja tez nie - zauwazyl Calis.- A co to za ptaszki?-Barbarzyncy.- rzekl obojetnie Praji, podnoszac swoj koc i zwijajac go w rulon.- Choc nie dzikusy.Plemiency.Nikt nie wie, kim sa, ani skad przybyli.Mowia jezykiem, ktory tylko niewielu rozumie.a rzadko daja okazje opanowania swej mowy komus obcemu.Sa twardzi i bija sie jak wariaci.Wlocza sie po Rowninach Djams albo u podnoza Ratn'gar, gdzie poluja na wedrujace wielkimi stadami bizony albo na losie i jelenie.-Wiekszosc klopotow, jakie maja z nimi ludzie z tej strony rzeki - dodal Vaja, ktory tez zwijal swoje poslanie - to spory o konie.Gilani to najlepsi na swiecie, psiakrew, zlodzieje koni.W ich plemieniu mezczyzna jest tyle wart, ile koni ukradl sasiadom albo ilu zabil wrogow.Skradzione konie podobno nie sluza im dojazdy, tylko do jedzenia.Tak slyszalem.-Bedziemy mieli z nimi klopoty? - spytal Calis.-Do kata! Prawdopodobnie nawet zadnego nie zobaczymy.- odparl Praji.Cisnawszy swoj zwiniety koc Erikowi, dodal: - Potrzymaj go przez chwile.- Schylil sie, by pozbierac reszte swego majateczku.- To takie male twardziele.mniej wiecej polowy wzrostu i szerokosci przecietnego krasnoluda.O.jak on! - I ze zlosliwym usmieszkiem wskazal Roo.Wszyscy parskneli smiechem, Praji tymczasem odebral swoj koc z rak Erika i razem z innymi skierowal sie ku koniom.De Longueville i Foster zaczeli wykrzykiwac rozkazy do wyjazdu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl