[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie potrafisz w ogóle wykorzystać swoich informacji, podczas gdy ja rozumiem wiele.Moja jest droga do potęgi.Rozejrzyj się jeszcze raz wokół siebie! Przypatrz się tym kamieniom, po których tak beztrosko stąpasz!–Zjeżdżaj! – ponownie wykrzyknął Gren i w jednej chwili zgiął się wpół z bólu.Yattmur podbiegła do niego i ujmując go za głowę, próbowała ukoić.Zajrzała mu w oczy.Brzunio – brzuchy podeszły w milczeniu i stanęły za nią.–To ten magiczny grzyb, prawda? – zapytała.Kiwnął głową bez słowa.W jego ośrodkach nerwowych ścigały się widma ognia wypalające bolesny ton w ciele.Dopóki to trwało, ledwo mógł się poruszyć.W końcu wszystko przeminęło i Gren bezradnie powiedział:–Musimy pomóc grzybowi.Chce, abyśmy dokładniej zbadali te kamienie.Podniósł się, drżąc na całym ciele, by zrobić to, czego od niego żądano.Yattmur stała przy nim, ze współczuciem dotykając jego ramienia.–Po ich zbadaniu nałapiemy w sadzawce ryb i zjemy z owocami – powiedziała, objawiając kobiecy zmysł niesienia pociechy tam, gdzie jest potrzebna.Gren wyraził swoją wdzięczność ukradkowym spojrzeniem.Wielkie kamienie od początku stanowiły element naturalnego pejzażu.Tam, gdzie przepływał wśród nich potok, tkwiły w błocie i żwirze.Porastała je trawa i turzyca, w wielu miejscach przykrywała gruba warstwa ziemi.Miejsce to szczególnie obfitowało w kwiaty, które swoje pojemniki nasienne trzymały wysoko na długich tykach; widzieli je z góry lodowej, a Yattmur na własny użytek nazwała owe rośliny szczudłakami, na długo przed tym, nim zdała sobie sprawę, jak odpowiednia to nazwa.Po kamieniach pełzały korzenie szczudłaków, niby sploty zdrewniałego węża.–Niech licho weźmie te korzenie – gderała Yattmur.Wszędzie ich pełno!–Jakie to dziwne, wrastają tak samo w korzenie drugiej rośliny jak w grunt – abstrakcyjnie powiedział Gren.Przykucnął przy rozwidleniu dwóch korzeni, z których każdy należał do innej rośliny.Od wspólnego węzła opadały po kamiennym bloku do nieregularnej szczeliny między kamieniami i schodziły w głąb ziemi.–Możesz się tam wcisnąć.Nic złego ci się nie stanie powiedział smardz.– Wleź między kamienie i zobacz, co tam widać.Echo bolesnego tonu odezwało się ponownie w układzie nerwowym Grena.Opuścił się w dół między bloki, tak jak mu kazano, zwinnie niby jaszczurka – mimo całej niechęci.Macając ostrożnie, stwierdził, że spoczywają one na innych blokach, a tamte na kolejnych.Leżały luźno – wężowymi ruchami był w stanie opuszczać się między ich chłodne ściany.Yattmur postępowała za nim, osypując mu na ramiona delikatny deszcz piachu.Po przeczołganiu się w dół na głębokość pięciu bloków Gren osiągnął twardy grunt.Yattmur przybyła równocześnie z nim.Teraz mogli posuwać się w poziomie, ściśnięci między kamiennymi powierzchniami.Kierując się ku prześwitowi, wśród ciemności trafili na obszerną przestrzeń, wystarczająco rozległą, by rozprostować ramiona.–Czuję zapach ciemności i chłodu i boję się – powiedziała Yattmur.– Po co twój grzyb nas tu ściągnął? Co ma do powiedzenia o tym miejscu?–Jest podekscytowany – odparł Gren, nieskory przyznać, że smardz się z nim nie komunikuje.Stopniowo zaczynali widzieć coraz lepiej.Grunt u góry musiał się obsunąć, bo źródłem światła było słońce, które wciskając się przez szczeliny między kamieniami, zapuszczało tu wąski, sondujący promień.W jego świetle zobaczyli metal i otwór na swej drodze.Dawno temu, kiedy runęły owe kamienie, została ta szczelina.Jedynymi żywymi stworzeniami oprócz nich były tutaj korzenie szczudłaka, wkręcające się w glebę jak skamieniałe żmije.Za namową smardza Gren pogrzebał w piachu u swych stóp.Znowu metal, kamień i cegły, przeważnie nie do poruszenia.Gmerał i szarpał, aż udało mu się wyrwać jakieś połamane kawałki urządzeń kanalizacyjnych, a następnie pasek metalu równy jego wysokości.Jeden koniec paska był poszarpany, na pozostałej części widniał szereg oddzielnych znaków układających się we wzór: "EEHGNIRWO"–To jest pismo – wyszeptał smardz – znak człowieka, kiedy był on potężny na świecie, niezliczone wieki temu.Jesteśmy na jego tropie.To musiały być kiedyś jego budynki.Gren, wleź dalej w ten ciemny otwór i zobacz, co się jeszcze uda znaleźć.–Tam jest ciemno! Nie mogę tam wejść.– Leź dalej, mówię ci.Pod szczeliną połyskiwały niewyraźnie szklane skorupy.Zbutwiałe drewno odpadało zewsząd, gdziekolwiek się Gren uczepił ręką.Tynk osypywał mu się na głowę podczas przeprawy.Na końcu szczeliny znajdował się uskok.Gren zjechał po osypisku gruzu do pomieszczenia, kalecząc się szkłem po drodze.Yattmur, znajdująca się po drugiej stronie, pisnęła trwożliwie.W odpowiedzi zawołał do niej łagodnie, by jej dodać otuchy, sam przyciskając dłoń do serca, aby je uspokoić.Z lękiem rozejrzał się dokoła w całkowitej niemal ciemności.Nic się nie poruszyło [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl