[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pytanie tylko, czyw zasięgu ręki miał jakąś inną broń.Pewnie tak.Nie był typem faceta,który ma tylko jedną strzelbę.Palce zadrgały mu prawie niedostrzegalnie.Karou napięła mięśnie ramion.Bain skoczył w kierunku kanapy.Ale ona była szybsza.Wdzięcznie, jakw tańcu, przeskoczyła stolik kawowy i uderzyła go dłonią w głowę.Upadł na kanapę, ale zaraz zaczął się miotać, szukając czegoś po omacku,aż wreszcie znalazł. Odwrócił się, pistolet miał uniesiony.Karou jedną ręką złapała go zanadgarstek, a drugą za brodę.Huk, nabój przeleciał jej nad głową.Zaparłasię stopą o kanapę, uniosła go za brodę i rzuciła na podłogę.Potrącił stół iczęści strzelby się rozsypały.Wciąż trzymając jego nadgarstek iodsuwając od siebie broń, uklękła na jego przedramieniu i usłyszaładzwięk łamanych kości.Zaskowyczał i wypuścił broń.Karou podniosłają i przytknęła lufę do jego oczodołu.- Wybaczę ci to - powiedziała.- Wiem, że z twojego punktu widzeniasytuacja wygląda parszywie.Ale jakoś nie jest mi przykro.Bain dyszał ciężko i patrzył na nią z żądzą mordu w oczach.Z bliskacuchnął zgnilizną.Wciąż trzymając pistolet przy jego oku, Karou zmusiłasię do zanurzenia ręki w jego tłustej brodzie, żeby ją przeszukać.Od razuwyczula metal.A więc to prawda.Trzymał swoje życzenia w brodzie.Wyciągnęła z buta nóż.- Ciekawy jesteś, skąd wiem? - zapytała.Wydrążył w spełniających życzenia monetach otwory i ponawlekał je nabrudne pasma włosów.Odcinała je jeden po drugim.- Od Avigeth.Od węża.Musiała się owinąć wokół twojej cuchnącej szyi.Nie zazdrościłam jej.Myślałeś, że nie powie Issie, co ukrywasz w tymobrzydliwym kołtunie?Bolesne było wspomnienie tych zwyczajnych nocy w sklepie, kiedy zeskrzyżowanymi nogami siedziała na podłodze, rysowała Issę i plotkowałaz nią, narzędzia Twigi podzwaniały w kącie, a Brimstone nawlekał swojeniekończące się naszyjniki.Co się tam teraz działo?Co?Bain miał głównie miedziaki, kilka sentineli i co najlepsze, dwa ciężkiejak młotki gawriele.Dobrze.Bardzo dobrze.Od innych handlarzy,których odwiedziła do tej pory, zdobyła tylko sentinele i miedziaki. - Miałam nadzieję, że jeszcze ich nie wydałeś.Dziękuję ci.Serdecznie.Dziękuję.Nawet nie wiesz, co to dla mnie znaczy,- Suka - warknął.- No, odważny jesteś - rzuciła.- Mówić takie rzeczy dziewczynie, któratrzyma pistolet przy twoim oku.Bain leżał nieruchomo, a ona odcinała strąki z jego brody.Był od niejpewnie dwa razy większy, ale nie protestował.W oczach miała błyskszaleństwa i to go powstrzymywało.Poza tym słyszał, co się wydarzyło wPetersburgu, i wiedział, że umie się posługiwać nożem.Wypatroszyła całą jego skrytkę z życzeniami i siadając na piętach,odsunęła mu lufą pistoletu dolną wargę.Zęby były krzywe i brązowe odtytoniu.Prawdziwe, więc nie było nadziei na bruxa.- Wiesz co, jesteś piątym z handlarzy Brimstone'a, do którego dotarłam, itylko ty masz własne zęby.- Lubię mięso.- No tak, oczywiście, że lubisz.Wszyscy pozostali handlarze, którym złożyła towarzyskie wizyty,przehandlowali swoje zęby na bruxy i większość już je zużyła, główniefundując sobie długie życie.Jeden z nich, głowa klanu kłusowników,spartaczył życzenie, zapominając dodać do długiego życia także młodośći zdrowie, więc był obrazem nędzy i rozpaczy, ilustracją ostrzeżeniaBrimstone'a, że nawet bruxy mają ograniczenia.No cóż, brux byłby nie lada zdobyczą, ale Karou potrzebowała dwóchgawrieli i miała je.Zebrała wszystkie życzenia razem z przywiązanymido nich brudnymi włosami i wrzuciła cały ten kłąb do plecaka.W palcachzatrzymała jednego miedziaka, potrzebny jej był, żeby stąd wyjść.- Myślisz, że ci się udało? - zapytał Bain niskim głosem.- Wkurzyłaśmyśliwego, odtąd będziesz żyła jak ofiara, zawsze zastanawiająca się, ktoją ściga. Karou zrobiła taką minę, jakby się nad czymś zastanawiała.- Więc nie możemy do tego dopuścić, prawda? - Uniosła broń iwycelowała w niego, a on wytrzeszczył oczy, a potem zacisnął je, gdywydała odgłos, jaki generują mali chłopcy, bawiący się pistoletami.AleKarou opuściła lufę.- Cholera, masz szczęście, że nie jestem taka.Położyła pistolet na sofie, a kiedy usiadł, życzyła mu słodkich snów.Jegogłowa gruchnęła o podłogę, a miedziak zniknął z jej dłoni.Nie odwróciłasię.Zbiegła po drewnianych schodkach i ruszyła ciemnym podjazdem ażdo miejsca, gdzie w skupisku skrzynek pocztowych miała na nią czekaćtaksówka.Gdy tam dotarła, taksówki nie było.Karou westchnęła.Kierowca musiał usłyszeć strzał i uciekł.Nie winiłago.To była scena jak filmu noir: dziewczyna płaci mu fortunę, żebyzawiózł ją z miasta Boise na pustkowie, gdzie znika w domkumyśliwskim, a potem rozlega się wystrzał z pistoletu.Kto przy zdrowychzmysłach czekałby tu, żeby zobaczyć, co będzie dalej?Z westchnieniem zamknęła oczy i już miała je potrzeć palcami, gdyprzypomniała sobie, że dotykała obrzydliwej brody Baina, więc wytarłapalce o dżinsy.Była bardzo zmęczona.Sięgnęła do torby.Oszacowała, żezawrócenie taksówki będzie ją kosztowało sentinela i już miała wypo-wiedzieć życzenie, gdy nagle się zatrzymała.- Gdzie ja mam głowę? - Gdy się uśmiechnęła, w policzku pojawił się jejdołeczek.Wyjęła gawriela.- Witaj - szepnęła do niego.A potem ułożyła na dłoni, odchyliła głowę ispojrzała w niebo. Cukierek do polizaniaMinęły trzy miesiące, odkąd spłonęły przejścia i przez cały ten czas zKarou nikt się nie kontaktował.Bardzo często jej myśli, i tak jużzagmatwane, niespodziewanie wracały do spopielonej notatki Kishmisha.Wiadomość odcisnęła się w jej myślach jak rysa na płycie.Jakąinformację zawierała notatka? Co Brimstone chciał jej powiedzieć, gdyportal płonął?Co tam było napisane?I jeszcze rozwidlona kostka, którą nosiła na szyi, tak jak Brimstone.Przyszło jej do głowy, że może to też jest życzenie, potężniejsze nawetniż brux, więc trzymała ją w ręku i życzyła sobie, żeby otworzyło sięprzejście do Gdzieś tam, ale nic się nie działo [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl