[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nagle za nimi, uciszając jego rosnące wzburzenie, jak wyjęcie gwizdka uciszaczajnik z gotującą się wodą, otworzyły się drewniane drzwi i ukazała się w nich wystraszonatwarz macklenburskiego posła, pokryta świeżymi śladami po procesie transformacji.- Są gotowi, panie Xonck - szepnął. Xonck warknął i zaczął oddalać się od panny Temple, dotykając palcami rękojeścitkwiącego za paskiem sztyletu.Obrzuciwszy ją jeszcze jednym badawczym spojrzeniem,odwrócił się na pięcie i poszedł za posłem do sali balowej.*Minęły chyba ze dwie minuty, zanim panna Temple doszła do wniosku - słyszącdonośne głosy dolatujące zza drzwi - że członkowie kliki przemawiają do zgromadzonychgości.Zdawała sobie sprawę z obecności milczącego kapitana Smythe a i jego żołnierzy,znajdujących się gdzieś w zasięgu głosu.Nabrała tchu i powoli wypuściła powietrze z płuc.Mogła tylko mieć nadzieję, że zaślepiony chęcią zdobycia informacji Xonck nie przejrzy jejmaskarady, która miała zwieść gości na korytarzu, a nie członków kliki.Instynktsamozachowawczy kazał jej znów włożyć maskę.Westchnęła.Nie zdoła uciec.może jednaksprawdzić grubość prętów klatki.Z uśmiechem odwróciła się do kapitana Smythe a.- Kapitanie.widział pan, jak mnie przesłuchiwano.mogę pana o coś zapytać?- Tak?- Sprawiał pan wrażenie niezadowolonego.- Tak?- Wszyscy inni w Harschmort wyglądają.no cóż, na bezgranicznie zadowolonych zsiebie.Kapitan Smythe nie odpowiedział, spoglądając na najbliżej stojących żołnierzy.PannaTemple zniżyła głos do ledwie słyszalnego szeptu.- Zastanawiam się dlaczego.Kapitan uważnie jej się przyjrzał, po czym rzekł, także niemal szeptem:- Czy dobrze usłyszałem pana Xoncka? Nazywa się pani Temple?- Owszem.Oblizał wargi i ruchem głowy wskazał jej szatę, której dekolt ukazywał jedwabnystanik widoczny przez warstwy przezroczystego jedwabiu.- Powiedziano mi.że lubi pani zielony kolor.*Zanim panna Temple zdołała odpowiedzieć na tę niezwykle zaskakującą uwagę, drzwiza jej plecami znów się otworzyły.Odwróciła się, przybierając obojętny wyraz twarzy, izobaczyła równie rozkojarzona Caroline Steame.Była tak zaabsorbowana i zaskoczonawidokiem panny Temple, że nie zwróciła uwagi na stojącego za nią oficera.- Celeste - szepnęła pospiesznie.- Musisz natychmiast pójść ze mną.* Wzięła pannę Temple za rękę i poprowadziła przez milczący tłum, który niechętnie sięprzed nimi rozstępował, z urazą odrywając oczy od tego, co przykuwało jego uwagę naśrodku sali.Panna Temple nakazała sobie spokój, spodziewając się, że po spotkaniu zFrancisem Xonckiem zostanie teraz publicznie przesłuchana przez klikę na oczach setekzamaskowanych ludzi i tylko dzięki temu zdołała powstrzymać okrzyk zaskoczenia.GdyCaroline Stearne wyciągnęła ją na środek sali, zobaczyła Kardynała Changa klęczącego iplującego krwią, wyglądającego w każdym calu jak człowiek, który przeszedł piekło.Twarzmiał bladą i zakrwawioną, mchy spowolnione, a skryte za ciemnymi szkłami oczy mocnozamglone.Spojrzał na nią i w ślad za jego spojrzeniem zwróciły się na nią oczy innychstojących przed nią: Caroline, pułkownika Aspiche a i hrabiego d Orkancza, który stał wgrubym futrze, trzymając smycz zakończoną obrożą na szyi jakiejś damy o wzroście ikształtach panny Temple, różniącej się od niej po pierwsze nagością, a przede wszystkim tym,że wyglądała na odlaną z niebieskiego szkła.Dopiero gdy posąg odwrócił głowę i spojrzał napannę Temple, z nieruchomą twarzą i oczami pustymi jak oczy rzymskiego posągu ześliskiego, lśniącego marmuru kolom indygo, panna Temple zrozumiała, że ta postać - albostwór - żyje.Nogi wrosły jej w ziemię ze zdumienia i nie mogłaby krzyknąć słowa doChanga, nawet gdyby chciała.Caroline Stearne ściągnęła jej białą maskę na szyję.Panna Temple czekała przez kilkastraszliwie długich sekund ciszy, pewna, że ktoś ją zdemaskuje.ale nie doczekała się.Chang powoli otworzył usta, jakby nie mógł sformułować słów ani zaczerpnąć tchu,by coś powiedzieć.Wtem, jakby wszystko działo się za szybko, by nadążyć za tym wzrokiem, pułkownikAspiche zamachnął się czymś, co trzymał w ręce, uderzył w głowę Kardynała Changa, a tenrozciągnął się na podłodze.Skinął na dwóch dragonów, którzy wyszli z kręgu żołnierzypowstrzymujących napierający tłum i złapali Changa za ręce.Przechodząc obok niej,wywlekli go z sali, zupełnie nieprzytomnego.Nie odwróciła się, by odprowadzić gowzrokiem, lecz mimo gwałtownie bijącego serca i cisnących się do oczu łez napotkałainteligentne i badawcze spojrzenie Caroline Steame.*Głos stojącej za jej plecami hrabiny przeciął powietrze jak trzask bicza.- Moja droga Celeste! Jak miło, że.do nas dołączyłaś.Pani Steame, jestemzobowiązana za przybycie na czas.Caroline, która już stała twarzą do hrabiny, dygnęła z szacunkiem. - Pani Stearne! - rozległ się chrapliwy głos hrabiego d Orkancza.- Nie chce paniobejrzeć swoich odmienionych towarzyszek?Caroline odwróciła się wraz z wszystkimi obecnymi w sali, gdy hrabia szerokimgestem wskazał dwie kolejne kobiety ze szkła, wchodzące w krąg powolnym, miarowymkrokiem, sztywno poruszające rękami, ukazujące niczym nieosłonięte, niepokojąco kuszące,wyzywająco dojrzałe ciała.Zastanawiając się, co miał na myśli hrabia, mówiąc otowarzyszkach Caroline, panna Temple dopiero po chwili ze zgrozą rozpoznała paniąMarchmoor oraz pannę Poole, oszpeconą świeżą oparzeliną na głowie.Co oznaczał fakt, żejej nieprzyjaciółki - dobrowolnie? - poddały się takiej transformacji, przemianie w takie.takie stwory?Hrabia chwycił smycz panny Poole i skierował ją ku pani Stearne [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl