[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miałem zamiar napić się kawy,a potem wykonać decydujący ruch.Dwadzieścia minut pózniejwysiadłem z taksówki przed główną bramą jordańskiejambasady, mniej niż pięćdziesiąt metrów od ambasadyizraelskiej.Przy wejściu strażnik zapytał mnie, kim jestem i poco przyszedłem.Powiedziałem, że chcę rozmawiać z szefemochrony.Strażnik nalegał, abym podał powód mojej wizyty.- Muszę rozmawiać z kimś z ochrony - powtórzyłem,wyjmując paszport i pokazując go strażnikowi.Wyciągnął po niego rękę, ale cofnąłem dłoń.232 - Więcej pokażę tylko szefowi ochrony.Zawahał się, lecz w końcu podniósł słuchawkę telefonu iprzez kilka sekund mówił coś po arabsku.Potem zwrócił siędo mnie:- Jedną chwilę.Osoba, z którą chciał pan rozmawiać, jużidzie.Czy mógłby pan przejść przez bramkę?Wskazał na bramkę wykrywacza metali, taką, jakie możnaspotkać we wszystkich portach lotniczych.Stała niemalpośrodku hallu, przed czterema rzędami schodów prowadzą-cych na piętro.Po przejściu przez wykrywacz zostałemsprawdzony przez umundurowanego strażnika z ręcznymwykrywaczem.Do hallu wszedł szczupły, wysoki mężczyznaw ciemnoniebieskim garniturze.Zatrzymał się kilka krokówprzede mną.- Co możemy dla pana zrobić?Ponownie wyjąłem izraelski paszport i podałem mu.- Raczej ja mogę coś dla was zrobić.Otworzył paszport, przekartkował, zerknął na fotografię iprzeniósł wzrok na mnie.Na jego ustach zaigrał uśmiech, zpoczątku ostrożny, potem coraz szerszy.- Byłby pan łaskaw pójść ze mną?- Z przyjemnością.Przeszliśmy na górę, do spokojniejszej, biurowej częściambasady i weszliśmy do niewielkiego pokoju, w którymstało biurko i kilka krzeseł.Zasłony na oknie były zaciąg-nięte, ale pokój był dobrze oświetlony.Na ścianie za biurkiemwisiało duże zdjęcie, portret uśmiechniętego króla Husajna,ubranego w wojskowy mundur.Pomieszczenie tchnęło obcością.Nawet w ambasadzieZwiązku Radzieckiego czułem się bardziej jak u siebie.Wysoki dżentelmen, pełniący obowiązki gospodarza, usiadłza biurkiem, pod portretem króla, i wskazał mi krzesłonaprzeciw siebie.Był stanowczo zbyt elegancki jak na wystrójbiura, w którym mnie przyjął.233 - Może miałby pan ochotę napić się czegoś lub cośprzekąsić?Zaczynałem podejrzewać, że istnieje jakieś uniwersalneprawo dotyczące przesłuchań, które nakazuje rozpocząć odzaproponowania poczęstunku.- Poproszę kawę - odparłem.Przekazał prośbę strażnikowi, który eskortował nas napiętro.Następnie położył paszport przede mną, na biurku, ipowiedział:- Co pana do nas sprowadza, panie.- jeszcze raz zerknąłdo dokumentu - panie Os.rowasky?- Ostrovsky - poprawiłem.- Można by rzec, że sprowadzamnie tutaj chciwość oraz, w dużej mierze, żądza zemsty.- Zemsta, cóż za miłe dla ucha słowo.Na kim to chce siępan zemścić?- Na moim poprzednim pracodawcy.- A któż nim był?- Mosad.Widziałem, jak krew odpływa z jego twarzy, w kilka sekundzamieniając ją w szarą maskę.Czyżbym trafił na człowieka,który był wtyczką Mosadu w jordańskiej ambasadzie? Zawszeistniało takie prawdopodobieństwo, aczkolwiek znikome.Ephraim nie twierdził, że nikogo tu nie mamy.Stwierdził tylko,że umieszczenie w tym miejscu wtyczki nie było zadaniem opriorytetowym znaczeniu.Gdyby jednak mój rozmówcaokazał się współpracownikiem Mosadu, nie pożyłbym długo.Wstał i podszedł do drzwi.- Za minutkę będę z powrotem - powiedział lekkodrżącym głosem.Zrobiłem na nim wielkie wrażenie, bez dwóch zdań.Jeślirzeczywiście był wtyczką Mosadu i przestraszył się, żedezerter z wywiadu może go zdemaskować, zapewne czymprędzej opuści budynek i uda się do izraelskiej ambasady,którą pewnie zobaczyłbym z okna, gdybym odsłonił zasłony.234 Zamiast do okna, podszedłem do drzwi i wyjrzałem nazewnątrz.Nikogo nie dojrzałem.Zaraz pózniej wrócił straż-nik i postawił na stole duży dzbanek z kawą oreos.Tenwidok wywołał na mojej twarzy uśmiech.Oreos wydawałasię tutaj równie nie na miejscu jak ja.Mężczyzna wrócił po piętnastu minutach.Odzyskał nor-malny kolor twarzy i zdolność do uśmiechania się.- Skąd mamy wiedzieć, że jest pan tym, za kogo siępodaje?- Mam pewne dokumenty, które możecie obejrzeć.Zochotą odpowiem też na wszystkie pytania.Obaj zapaliliśmy papierosa i zaczął się maraton pytań iodpowiedzi.Już na początku dałem jasno do zrozumienia, żenie znam z imienia i nazwiska wszystkich agentów Mosaduw Jordanii lub jakimkolwiek innym arabskim kraju, oraz żenie mam zamiaru przekazać im rysopisów i danychpersonalnych oficerów wywiadu, z którymi pracowałem.Najbardziej zainteresowała go kwestia interwencji Mosaduw działalność jordańskich fundamentalistów i wpływMosadu na trendy polityczne w samym Izraelu.Stwierdził,że w Jordanii nie mają zaufania do izraelskich politykówrozmawiających z nimi o pokoju.Wyjaśnił, że dawniejkażdy obywatel Izraela, który to robił, zachowywał ten faktw tajemnicy, ponieważ miał świadomość, że jakiekolwiekprzecieki na temat rozmów, albo nawet sama informacja, iżdoszło do spotkania, stanowiłyby dla niego zagrożenie utratąpozycji lub czymś gorszym.Ostatnio przecieki zdarzały sięregularnie i Jordańczycy wysnuli z tego wniosek:spotykający się z nimi ludzie nie byli szczerzy inajprawdopodobniej już wkrótce rozmowy o pokoju przejdądo historii.Po kilku godzinach wymiany zdań Jordańczyk wyrazniebył usatysfakcjonowany tym, co usłyszał.Chyba nie miałwątpliwości, że jestem tym, za kogo się podaję.235 - Poproszę teraz mojego szefa.Może ma do pana jakieśpytania.Do pokoju wszedł wzbudzający sympatię dżentelmendobiegający sześćdziesiątki.Miał lekki wąsik, przerzedzone,srebrne włosy były zaczesane do tyłu, a pod lśniącym,wysokim czołem, jaśniały okulary w złotej oprawce.Uśmie-chał się po przyjacielsku.Młodszy pracownik poderwał się na równe nogi.- Panie Ostrovsky, oto generał brygady Zuhir.Nowo przybyły wyciągnął do mnie rękę.- Bardzo się cieszę, że mogę cię poznać, Victorze.Mamnadzieję, że nasza znajomość będzie długa i owocna.Mójprzyjaciel dobrze cię traktował?- Tak, oczywiście - odparłem, podziwiając bezpośredniośćtego człowieka, umiejętność stworzenia dobrego pierwszegowrażenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl