[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Nie powinienem był mupozwolić odebrać tego telefonu".Rose zmarszczyła brwi.- No.Rozmawiał z mechanikiem w warsztacie, z doktoremDixonem, doktor Levin - tą, która przejęła praktykę po doktorzeDixonie, była u niego trochę - hmmm.panią Von Thome,sąsiadką doktora i kimś przejeżdżającym drogą, ale niewidziałam z kim.- Widziałaś samochód?- Tak.Czarny, ze złotymi paskami i kołpakami z fałszywegozłota - zmarszczyła nos.- Samochód pozera.- Wyraz jej twarzyzmienił się ponownie, gdy zobaczyła reakcję Celluciego.- Tojest odpowiedz, na którą pan czekał, prawda? Prawda? - Zrobiłakrok w jego stronę, obnażając zęby.- Gdzie jest Peter? Co sięstało z moim bratem?- Myślę - powiedział bezbarwnym głosem Stuart - że lepiej bybyło, gdyby pan nam powiedział, co wie.Tylko Henry mniej więcej zdawał sobie sprawę, jaki konflikttarga Cellucim, ale nie miał dla niego ani odrobiny współczucia.Na pytanie  prawo czy sprawiedliwość" była tylko jednaodpowiedz.Patrzył, jak mięśnie na plecach Celluciegosztywnieją.Słyszał, jak jego serce przyśpiesza. Doświadczenie mówiło Celluciemu, że powinien udzielić imjakiejś enigmatycznej odpowiedzi i zająć się sprawą sam.Jeśliwilkołaki chciały być traktowane jak reszta społeczeństwa, niepostępować wbrew przyjętym w społeczeństwie regułom.A jeślimógł spełnić swój obowiązek, tylko siłą wyrywając się z tegodomu.zacisnął pięści.Z gardła Stuarta dobiegło niskie warczenie.I z gardła Rose.I Nadine.Henry zrobił krok w przód.Miał dość.Wtedy Daniel zacząłszlochać.Rzucił się do nóg matki i skrył twarz w jej spódnicy.- Zabiją Petera! - Materiał nie tłumił płaczu sześcioletniegodziecka, które niewiele rozumiało z tego, co się dzieje.Celluci spojrzał na Daniela, który zdawał się mieć niezwykłytalent to sprowadzania uwagi z powrotem na to, conajważniejsze, a potem na Rose.- Nie możecie pozwolić, żebym się tym zajął? -zapytał miękko.Pokręciła głową, powoli zaczynając wpadać w panikę.- Pan nie rozumie.- Pan nie jest w stanie zrozumieć - dodała Na-dine, ściskającDaniela tak mocno, że aż pisnął.Celluci zobaczył ból w oczach starszej kobiety, ból, który ranił iuderzał, który będzie trwał dłużej, niż ktokolwiek powinien goznosić.Mógł oszczędzić go Rose.- Carl Biehn był olimpijskim strzelcem wyborowym.Jegosiostrzeniec, Mark Williams, jezdzi czar-no-złotym dżipem.Oczy Rose rozszerzyły się.- Jeśli to on rozmawiał po południu z Peterem.-Jej sukienkaopadła na podłogę.Chmura wypadła z kuchni i pognała w noc.- Rose, nie! - Henry wybiegł za nią, zanim Stuart, który wciążmierzył się z Cellucim, zdążył zareagować. Jezu Chryste! Nikt nie porusza się tak szybko!" Cellucischwycił Stuarta za ramię, kiedy Henry rozpłynął się w mrokunocy.- Czekaj! - zawołał.- Musicie mi pokazać drogę do farmy CarlaBiehna.- Puszczaj, człowieku!- Do diabła, Stuart, ten facet ma broń! Już strzelił do Henry'ego! Atak skończy się tym, że was powystrzela jak kaczki.Zdążymytam przed nimi, jeśli pojedziemy samochodem.- Nie liczyłbym na to.- Stuart zaśmiał się, ale bez radości wgłosie.- To nasze polowanie.Ty nie masz prawa tam być.- Zabierz go, Stuart - ton Nadine nie pozwalał na sprzeciw.-Pomyśl, co będzie potem.Samiec warknął, ale po chwili wyrwał ramię z uściskuCelluciego i ruszył do drzwi.- No dobra, chodz. Potem?" zastanawiał się Celluci, kiedy szli przez trawnik. Matko Boska, oni chcą, żebym tam był i wyjaśnił, skąd sięwzięło ciało."- Czemu to tyle trwa? - Vicki poprawiła okulary i odwróciła sięod okna.Po zachodzie słońca nie widziała nic poza własnymodbiciem w szybie, ale to nie powstrzymało jej od chodzenia wtę i z powrotem po pokoju i zerkania raz po raz w ciemność.- Musi przyjechać aż z Adelaide i Dundas - zauważyła Bertie.-Zajmie mu to parę minut.- Wiem! - Wzięła głęboki oddech.- Przepraszam.Niepowinnam na panią naskakiwać.Chodzi o to,że.gdyby nie te cholerne oczy, sama bym prowadziła.Byłabym już w połowie drogi! Bertie zamyśliła się.- Nie ufasz, że twój partner sobie z tym poradzi?- Celluci to nie partner, tylko przyjaciel.Nie mam partnera.Wzasadzie.- Henry na pewno nie pozwoli Celluciemu zrobić nicgłupiego, ale kto uratuje Petera, kto będzie pilnował łaków, ktozłapie tego cholernego drania - Vicki zawsze wyobrażała gosobie z twarzą Marka Williamsa, nawet jeśli to nie on pociągałza spust - a potem.a potem co? - Muszę tam być.Skąd mamwiedzieć, że to sprawiedliwość, jeśli mnie tam nie będzie?Zrozumiawszy, że na niektóre pytania nie należało odpowiadać,Bertie mądrze zachowała milczenie.- Cholera, przecież powiedziałam mu, że to pilne! - Vickirzuciła się z powrotem do okna i wyjrzała w noc.- Gdzie on jest? - Do końca służby została godzina, a że Colin był już zpowrotem na posterunku, Vicki bez problemu przekonałasierżanta dyżurnego, by zwolnił go wcześniej z pilnychprzyczyn rodzinnych.- Czemu.Jest! - Zwiatła skręciły napodjazd.Vicki chwyciła torbę i rzuciła się do drzwi, krzycząc przezramię:- Proszę z nikim o tym nie rozmawiać.Odezwę się.Na zewnątrz, kompletnie ślepa, skierowała się w stronęreflektorów i cudem uniknęła przejechania przez jeden zniebiesko-białych radiowozów z London.Gdy tylko sięzatrzymał, otworzyła tylne drzwiczki i padła na siedzenie.Barry wrzucił wsteczny i spalił gumę na podjezdzie, a Colinodwrócił się do niej.- Co się dzieje? - warknął.Vicki uczepiła się siedzenia, podczas gdy samochód pokonałzakręt na dwóch kołach.- Carl Biehn był olimpijskim strzelcem wyborowym w czasachKorei i marynarki.- Ten trawojad?- Może i nim jest - ucięła ostro - ale jego siostrzeniec.- Był oskarżony o fałszerstwo w 1986, posiadanie kradzionychdóbr w 1988, a parę miesięcy temuo współudział w morderstwie - wtrącił się Barry.%7ładnychwyroków.Wywinął się trzy razy.Sprawdziłem dziś popołudniu.- A ta pilna sprawa? - warknął Colin, odsłaniając zęby.- Peter zniknął.Trawa i zielsko smagały go po nogach.Drzewa, które widziałtylko kątem oka, rozmywały się, ledwie dostrzegał nierealnecieniste kształty, zanim znikły.Płot nie stanowił żadnejprzeszkody - przeskoczył nad nim i wylądował, nie zwalniająckroku.Henry zawsze wiedział, że łaki były w stanie wręczniewiarygodnie przyśpieszyć, ale aż do tej nocy nie miał pojęcia, jak bardzo.Chmura gnała do swojegoblizniaka.Nie oddalała się zbytnio od Henry'ego, ale i takobawiał się, czy ją w ogóle złapie.Teraz, kiedy posrebrzona księżycem samica wciąż pozostawałapoza jego zasięgiem, Henry oddałby nieśmiertelne życie zadawaną jego rodzajowi w legendach możliwość zmianykształtu.We wszystkim dorównywał łakom, ale cztery nogimogły biec szybciej niż dwie.Od wielu lat tak nie biegł.Z całych sił starał się zmniejszyćodległość dzielącą go od Chmury.Ten wyścig musiał wygrać,by ocalić chociaż jedno z nich.Rozpryskując ziemię i kurz za samochodem, Cellu-ci przejechałprzez zakręt na końcu drogi, walcząc, by utrzymać stałąprędkość [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl