[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Być może nie musiałam się aż takwysilać, żeby dali mi tę szansę.- Nie uogólniajmy, to tak wygląda przez jakiś czas.Ale pamiętaj, że ten się śmieje, kto się śmiejeostatni  przepowiedziała Quincy.- Jak to?- Kiedy zostaniesz gwiazdą i będziesz zarabiać krocie, wszyscy będą myśleli, że urodziłaś się z mik-rofonem w ręku.- A jeśli teraz im się nie spodobam?- To pójdziemy do innej stacji - odrzekła. Przestań się martwić.Teatralnym gestem zarzuciła na ramiona zieloną kraciastą pelerynę i powiewając nią wymaszerowałaz pokoju. Będę na górze, w reżyserce.Powodzenia, Mags.Pójdzie świetnie, zobaczysz.W studiu trzy kamery skierowane były prosto na mnie, ale kazano mi patrzeć w obiektyw tylko jednej,tej z czerwoną lampką na szczycie.Ktoś przypiął mały mikrofon do mojej gładkiej, białej jedwabnejbluzki zawiązanej pod szyją na miękką kokardę, a kto inny umieścił mi za uchem maleńką słuchawkę.Kierownik produkcji podniósł rękę.- Przygotuj się, Maggie.Będę odliczać: Dziesięć, dziewięć.126 A kiedy doszedł do zera, Grayson siedzący w reżyserce zabuczał przez mikrofon: - Zmiało, Maggie,nie krępuj się! - a ja zaczęłam się tak strasznie śmiać, że musieli jeszcze raz odliczać od początku.Zaczęłam czytać tekst, z początku dość wolno, cos o pożarze na dolnym Manhattanie, podczas któregojakiś mężczyzna wygramolił się na parapet i skoczył na rozciągniętą pod oknem sieć, wśród wiwatówzgromadzonych gapiów i strażaków.Właściwie dopiero za piątym podejściem udało mi się zrobić totak, by nie uśmiechnąć się przy słowach  wybuchł pożar", lecz w tym miejscu, gdzie  AngeloCarluzzi bezpiecznie wylądował w sieci".Po skończonym nagraniu Grayson, Ouincy i Nick zeszli domnie z reżyserki.- Wspaniale, Maggie - powiedziała Qumcy,ściskając mnie.- Dobra robota, mała - rzekł Nick.- Pierwsza klasa.- Byczo, M.S - stwierdził Grayson.- Fa-jowsko.A ja miałam ochotę krzyknąć na cały głos: - Dziękuję, Angelo Carluzzi i Nowojorska KomendoStraży Pożarnej, że mi to umożliwiliście!* * *Na ulicy pod moim oknem panuje teraz cisza; pozamykano restauracje i nie słychać już odgłosuklaksonów.Po pizzy, którą zamówiliśmy przed paroma godzinami, nie ma śladu, zostało tylko trochęstopionego sera przyklejonego do tłustego pergaminu.Quincy siedzi na podłodze z głową opartą okanapę, a Dan leży wyciągnięty na127 ziemi, z głową na jej kolanach.Gawędzimy już od długiego czasu, wspominając sytuacje i zdarzenia,które dzis wydają się takie zabawne, lecz wtedy dawno temu, wydawały się tak śmiertelnie poważne!A jednak, choć przeszłość wydaje mi się teraz znacznie bliższa, nadal boję się spojrzeć w przyszłość istawić czoło terazniejszości.- Mam wrażenie, jakby to wszystko zdarzyło się sto lat temu - zauważa Quincy.- A ja mam uczucie, jakbym nie spał od stu lat - ziewa Dan, podnosząc się z podłogi.- Padam już nanos.Ogarnia mnie nagła panika na myśl, że Quincy odejdzie i zostawi mnie samą.- Nie idzcie jeszcze - proszę.- Muszę nakarmić koty - mówi Quincy z wahaniem.- Chyba że ty to zrobisz.- Patrzy pytająco naDana.- Nakarmię je - odpowiada z szerokim uśmiechem.- Zostawiam ci moją żonę, Maggie.- Dzięki, Dan - ściskam go.- Naprawdę bardzo me chciałam być dzisiaj sama.- Spróbujecie się trochę przespać, co? - pyta Dan, obejmując Quincy.Ona kiwa głową i odwraca się, żeby go cmoknąć w policzek.- Dziękuję, skarbie.Do zobaczenia rano,czyli juz za parę godzin.Wiecie, że jest już czwarta?Po wyjściu Dana zgarniam z łóżka kilka poduszek i rzucam je Quincy wraz z paroma kocami.Zcielimy sobie na kanapach w dużym pokoju.W pewnym momencie, kiedy obie już leżymy, mówię:- Jakie to dziwne: akurat wtedy gdy zaczęło mi dobrze iść w ABN, życie osobiste zaczęło mi się sypać.128  To nieprawda  zaprzecza Quincy. Twoje życie osobiste rozsypało się już znacznie wcześniej.Po prostu w tym okresie miałaś już możność decydowania o sobie, przestałaś być taka zastraszona.Dobrze pamiętam, że nigdy nie byłaś szczęśliwa z Erykiem, nawet na samym początku.* * *Kiedy nadszedł sylwester 1974 roku, pracowałam od prawie dwóch lat na wizji jako reporterkakryminalna.Dni schodziły mi na wspinaczce po schodach zaszczurzonych czynszówek, w którychnagrywałam wywiady z ofiarami napadów, rozbojów i gwałtów.Brodząc po kostki w śmieciach,przemierzałam wraz z ekipą zdewastowane ulice, prowadzona zaciekawionymi spojrzeniami małola-tów, których naznaczone śladami po igle ramiona, stanowiły wymowny zapis beznadziejnej, jużprzegranej walki z narkotykami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl