[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Widziałeś coś podobnego? - drapał się po głowie Paiil.- Ta chudzina, za którą nie dałbyś dwóchgroszy, żyje z jednym z najsłynniejszych dowódców! Z samym komendantem Chaconem!- A to nie jakaś zwykła plotka, Paiil?Pokręcił głową, przybity, i poklepał mnie po ramieniu, dodając otuchy.- Ja sam ich widziałem, na spotkaniu w Casa de las Americas.Mieszkają razem.TowarzyszkaArlette, choć trudno w to uwierzyć, stała się osobą wpływową, dzielącą łoże i stół z wodzami. Dla MIR-u to supersprawa stwierdziłem.- A dla ciebie gówniana - Paul klepnął mnie w ramię jeszcze raz.- Niech to diabli, że musiałemprzekazać ci taką nowinę, stary.Ale lepiej, żebyś wiedział, nie? No dobra, świat się nie zawali.Pozatym Paryż jest pełen czadowych babek.Popatrz na tę, na przykład.Próbowałem zażartować raz i drugi, a gdy nic mi z tego nie wyszło, zapytałem Paula o to, jak sięmiewa towarzyszka Arlette. Dziewczynie dowódcy rewolucyjnego pewnie niczego nie brakuje - wykręcił się Paiil.- O topytasz? A może czy jest ładniejsza, czy brzydsza niż w Paryżu? Chyba taka sama.Trochę bardziejopalona karaibskim słoneczkiem.Wiesz, że mnie tam nigdy nie zachwycała.I nie rób takiej miny,nic takiego się nie stało, stary.Wielokrotnie podczas dni, tygodni i miesięcy, które nastąpiły po owym spotkaniu z Paulem,próbowałem wyobrazić sobie Chi-lijeczkę jako dziewczynę komendanta Chacona, w partyzanckimstroju, z pistoletem za pasem, niebieską manierką i w oficerkach, stojącą na trybunie obok Fidela iRaula Castro na wielkich defiladach i manifestacjach rewolucyjnych, uczestniczącą w niedzielnychczynach społecznych, zlaną potem na plantacjach trzciny cukrowej, usiłującą utrzymać wdelikatnych paluszkach ciężką maczetę, a może, biorąc pod uwagę jej talent do fonetycznejmetamorfozy, mówiącą już z owym przeciągłym i zmysłowym za-śpiewem mieszkańcówKaraibów.Prawdę mówiąc, nie udawało mi się wyobrazić jej sobie w nowej roli: jej drobnasylwetka roz-47mywała mi się przed oczami, rozwiewała jak dym.Czy zakochała się w owym komendancie? Czyteż raczej traktowała go jako narzędzie do uwolnienia się od partyzanckiego szkolenia, a przedewszystkim od zobowiązania, jakie zaciągnęła wobec MIR-u: powrotu do Peru i wzięcia udziału wrewolucji? Myślenie o towarzyszce Arlette nie wychodziło mi na zdrowie, za każdym razem czułemból, jakby pękał mi wrzód w przełyku.Aby tego uniknąć - co udało mi się tylko połowicznie -oddawałem się nauce rosyjskiego i przekładu symultanicznego z prawdziwą pasją, we wszystkietygodnie, kiedy pan Charnes, z którym pozostawałem w doskonałych stosunkach, nie miał dla mnieżadnego zlecenia.A ciotce Albercie, której w jakimś liście w chwili słabości zwierzyłem się, żejestem zakochany w dziewczynie o imieniu Arlette, i która od tej pory stale prosiła mnie o jejzdjęcie, napisałem, że zerwaliśmy i żeby zapomniała o niej raz nazawsze.Minęło sześć albo osiem miesięcy od owego wieczoru, gdy Paul przyniósł mi złe wieści otowarzyszce Arlette.Pewnego dnia, bardzo wczesnym rankiem, grubas, którego nie widywałem odjakiegoś czasu, przyszedł do mnie do hotelu i zaprosił na śniadanie.Poszliśmy do Le Tournon,bistrot przy ulicy o tej samej nazwie, na rogu Vaugirard. Chociaż nie powinienem ci o tym mówić, przyszedłem się pożegnać - oznajmił.- OpuszczamParyż.Tak, stary, wyjeżdżam do Peru.Nikt tu o tym nie wie, więc ty też nie wiesz.Moja żona iJean-Paul już tam są.Oniemiałem.A potem nagle ogarnął mnie przerazliwy strach, który próbowałem ukryć przedPaulem.- Nie przejmuj się - uspokoił mnie, z owym uśmiechem, który wydymał mu policzki i nadawałwygląd klauna. Nic mi się nie48stanie, zobaczysz.A kiedy rewolucja zatriumfuje, mianujemy cię ambasadorem przy UNESCO.Obiecuję!Przez chwilę siorbaliśmy nasze kawy w całkowitym milczeniu.Mój croissant leżał nietknięty natalerzyku, a Paul próbował rozładować atmosferę, mówiąc, że ponieważ, jak widzi, coś odebrało miapetyt, on się poświęci i pożre tego chrupiącego rogalika.- Tam, dokąd jadę, rogaliki są pewnie przepaskudne - dodał.A wówczas, nie mogąc powstrzymaćsię dłużej, powiedziałemmu, że jest o krok od popełnienia niewybaczalnego głupstwa.Nie pomoże ani rewolucji, ani MIR-owi, ani swoim kolegom.Wie o tym równie dobrze jak ja
[ Pobierz całość w formacie PDF ]