[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Najbardziejopętany był Kleben.Z niecierpliwości omal nie tarzał się po ziemi.Nie zdążyliśmy nawet niczjeść ani wypić  nie myśląc o jedzeniu wyruszyliśmy do pieczary.Opuściliśmy się ze skały w ten sam sposób, jak pan to uczynił, przyświecając sobiesmolnym łuczywem.Gdyśmy ujrzeli, co kryje pieczara  małośmy nie powariowali.NawetVan Bush drżał jak liść.Myślałem, że głowa mi pęknie.Stary Stephenson śpiewał i całowałwszystkich.Ale Kleben był okropny: wsadził ręce w złoto i stał tak, obmacując palcamimonety, plótł coś bez sensu i nie mógł oderwać się od skarbów.Cały zsiniał.Odciągnąłem gona bok, wyjąłem mu z rąk monety, które jakby przylepiły mu się do dłoni.Wtedy zaczął naglepłakać, drżał i jęczał.Ale wówczas nie przejęliśmy się tym specjalnie.Do obozu jużeśmy nie powrócili.Jak długo przebywaliśmy w pieczarze, zanim spostrze-gliśmy nieobecność Klebena  tego już nie pamiętam.Rozmawialiśmy, chodziliśmy dookołatych przeklętych skarbów, licząc je i sprzeczając się między sobą.Nagle Van Bush zapytał: A gdzie Kleben?Nigdzie go nie było.Przez korytarz wydostałem się na zewnątrz i spojrzałem w górę,gdzie widniał pas jasnego nieba.Serce we mnie zamarło: pień drzewa leżący w poprzekprzepaści znikł, brak było również drabiny!Krzyknąłem: Kleben, gdzie jesteś?W górze, na skraju urwiska, ukazała się głowa.Był to on, ale nie widziałem jego twarzy,nachylonej nad ciemną przepaścią. Jestem tutaj!  zawołał. Czego chcesz, Van Land? Co to wszystko ma znaczyć? Nic.Zrzuciłem pień i drabinę.Już stamtąd nie wyjdziecie.Sens jego słów jeszcze nie dotarł do mego umysłu, ale poczułem zawrót głowy.Bałemsię pytać dalej.Kleben krzyknął jeszcze: Nie ma tam nic, co by do was należało, idz i powiedz o tym wszystkim.Wrócę tu, kiedyjuż wyzdychacie!Widocznie postradał rozum.Po chwili głowa Klebena znikła.Chociaż wołałem zewszystkich sił, nie ukazała się więcej.Pewnie on sam odczuwał strach.Wróciłem do pieczary iopowiedziałem, co zaszło.Początkowo towarzysze nie chcieli mi wierzyć, pózniej sami poszli na skraj przepaści iprzekonali się, że wydostanie się z niej stało się niemożliwe.%7ładen z nas nie posądzałKlebena o żart, bo za takie żarty się zabija.Byliśmy zdruzgotani.Nie mieliśmy wody aniżywności.Co pewien czas któryś z nas wychodził i wołał Klebena.Ale on nie odpowiadał ani sięnie pokazywał.Kiedy zdałem sobie sprawę z tego, co nas czeka  nie wytrzymałem nerwowoi załamałem się.Wszyscy powtarzali chórem:  Tak, jesteśmy zgubieni, nie wyjdziemy stąd,nadchodzi nasz koniec i śmierć!Ognia też nie mieliśmy.To znaczy zostały nam zapałki, ale cóż mogliśmy nimi zapalić!Noc przesiedzieliśmy w ciemnościach.%7ładen z nas nie spał.Rozmyślałem nad tym, że nie ma dla nas żadnej nadziei.Zupełnie, jakbyśmy zatonęli bez wieści w głębi oceanu.Następnego dnia poruszaliśmy się z trudem, tak bardzo byliśmy osłabieni i zmęczeni.Nie chciało nam się nawet rozmawiać.Pod wieczór coś złego zaczęło się dziać z młodszymStephensonem.Krzyknął:  Ja stąd wyjdę, wyjdę! Jak szalony poczołgał się ku wyjściu.Niktgo nie zatrzymywał, tylko ojciec zawołał za nim:  Uważaj, żebyś nie spadł! i roześmiał się.Po chwili usłyszałem, że płacze.Z przepaści dobiegł krzyk, pózniej rozległ się oddalony hałasi wszystko ucichło.Prawdopodobnie młody Stephenson zaczął wdrapywać się po gładkiej ścianie w górę irunął w przepaść.Próbowałem dodać ducha sobie i towarzyszom, przekonywałem, że możeKleben odzyska rozum i ostatecznie nie pozwoli opanować się zbrodniczej chciwości. Wybij to sobie z głowy  rzekł Stephenson. Nie ma o czym mówić.Szatan złotaopętał Klebena, a to jest nieuleczalne. Nigdy nie byłem pokorny wobec życia i nie ukorzę się też przed śmiercią  rzekł VanBush. Nie chcę zdychać z głodu i z pragnienia jak pies.Jeśli do jutra nie zdarzy się jakiścud  sam skończę z sobą!Moje myśli bynajmniej nie były weselsze.Zapadł już trzeci wieczór i nic się nie zdarzy-ło.Odchodziłem od zmysłów z pragnienia.Bałem się zamknąć oczy, bo natychmiast ukazywa-ła mi się falująca woda, a na jej powierzchni łagodne kręgi.Przemyślałem wtedy więcej niżprzez całe moje życie.W nocy Stephenson, słaniając się na nogach, skierował się ku wyjściu. Idę do megosyna  powiedział. %7łegnajcie!  Spotkamy się  zapewniłem go. Do widzenia! Niechcesz dłużej cierpieć?  A po co? Cóż miałem mu odpowiedzieć? Po chwili usłyszałemwystrzał i przeżegnałem się.Ta druga śmierć jeszcze bardziej wzmogła moją rozpacz. Zanim pomrzemy, zrzućmywszystko do przepaści.Niech Kleben zostanie pozbawiony swojej diabelskiej nagrody zamorderstwo  powiedziałem do Van Busha.Zrozumiał mnie i przystał na propozycję.Gorączkowo zabraliśmy się do dzieła.Z naszych koszul skręciłem kilka grubych powrozów,po czym zapaliłem jeden z nich.Van Bush znosił złoto i skarby i układał je w stos nadbrzegiem przepaści.Pózniej on mi przyświecał, a ja pracowałem.Ożywiła nas jakaś dzikasiła.Spieszyliśmy się, mogło bowiem zabraknąć światła.%7łagwie nam się skończyły.Zdjęliśmyz siebie resztę bielizny i porobiliśmy nowe.Nie pamiętam, jak długo tak pracowaliśmy, alewynieśliśmy wszystko z jaskini i zrzuciliśmy w otchłań [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl