[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miał wrażenie, że to coś, cokolwiek to było, wyczuwało jego obecność, wiedziało, że sięporuszył.Gordon z trudem powstrzymał się, by nie krzyknąć,nie poderwać się na równe nogi, nie uciec od tej częścinamiotu. Młodsi chłopcy  pomyślał  mogliby sięprzestraszyć.Poza tym najprawdopodobniej był to tylkolis lub jakieś inne, nocne zwierzę, które przecież niepotrafiłoby się przedostać przez mocne płótno.Powoliodpiął śpiwór i uwolnił ręce.Wybrzuszenie znów zaczęło się przesuwać do góry,w stronę jego twarzy.Zobaczył, że ma co najmniej kilkastóp długości.To musi być lis! A może, choć wydawałosię to nieprawdopodobne, borsuk? Jedna rzecz nie ulegałajednak wątpliwości: stworzenie nie było zbyt duże, chybaże przez cały czas czołgało się wzdłuż namiotu.Czyżbypies? Ruch znowu ustał i garb wydawał się teraz jeszczewiększy.Gordon odchylił głowę, ale i tak nadal była zbytblisko napiętego płótna.Miał przedziwne uczucie, żenocny intruz przenika materiał wzrokiem, wyczuwa jegostrach.Zaczął po omacku szukać latarki, którą zawszetrzymał przy sobie, gdy nocował pod gołym niebem.Chłopiec, który spał najbliżej Gordona, poruszył sięniespokojnie, gdy ręka dotknęła jego śpiwora.W końcupalce zacisnęły się na zimnej, metalowej obudowielatarki.Wychowawca podniósł ją, wygrzebał się ześpiwora i znów zamarł z przerażenia.Odgłos skrobaniaponownie dotarł do jego uszu.Z trudem tłumiąc krzyk,zamachnął się i walnął mocno w wypukłość.Płótno rozluzniło się, stworzenie z pewnością pierzchnęło.Gdyuderzał prowizoryczną bronią, wydawało mu się, żeusłyszał wysoki pisk, ale nie był pewien  to mógł byćkrzyk w jego własnej głowie.Gordon zapalił latarkę, trzymając ją tuż przy ziemi izasłaniając ciałem światło tak, by nie padało na pozostałączęść namiotu.Uważnie powiódł wzrokiem za jasnym,okrągłym kształtem na płótnie, po czym wszedł zpowrotem do śpiwora.Nie zgasił jednak latarki; badawczospoglądał na płótno, sprawdzając, czy drapanie niespowodowało jakiejś szkody.Ale nie  pozostałonietknięte.Dopiero jakieś silniejsze zwierzę niż stary,cuchnący lis, mogłoby zrobić dziurę w tak mocnymmateriale.Gordon zaczął się powoli uspokajać, poczułcoraz większą senność.Miał już zamiar zgasić latarkę,gdy ogromny ciężar z całych sił runął na boczną częśćnamiotu, tworząc wyrazny garb: dokładnie w miejscu, naktóre padał snop światła.Drapanie wyraznie się nasiliło.Gordon patrzył jakzahipnotyzowany, gdy pojawiła się pierwsza małaszczelina, przez którą przedarł się długi wygięty pazur.Rozdarcie gwałtownie wydłużyło się w dół, po czympazur zniknął.Gordon zauważył drobne wypukłości poobu stronach otworu.Krzyknął, gdy dwie łapy wcisnęłysię do środka i na jego oczach rozerwały materiał nastrzępy.Czarne, o najeżonej sierści zwierzę wpadło przezotwór i rzuciło się na odsłoniętą twarz Gordona, głębokozatapiając zęby w jego szczęce.Przewróciło go na plecy, poturlało się z nim w stronę przerażonych chłopcówuwięzionych w śpiworach.Zaczęli krzyczeć, nie rozumiejąc, co dzieje się z ichwychowawcą.Porzucona latarka bezużytecznie oświetlałapofałdowany śpiwór.Zwiatło księżyca było zbyt słabe, bymogli zorientować się w sytuacji.Jednemu z nich udałosię sięgnąć po latarkę.Skierował snop światła w stronękrzyczącej z bólu postaci, ale nikt nie miał pojęcia, comogło przylgnąć do zakrwawionej twarzy wychowawcy.A potem, gdy oświetlił latarką coś czarnego,przedzierającego się przez dziurę w płótnie, wrzasnął zprzerażenia.Gordon próbował odciągnąć bestię od twarzy.Pazuryzrobiły z jego klatki piersiowej krwawą miazgę,Zmiercionośne zęby zacisnęły się na kości szczękowej.Nie miał siły ich rozewrzeć.Wiedział, że zwierzę możego zabić, ale nie chciał tak łatwo dać za wygraną.Zawszelką cenę musiał powstrzymać te potwory z zewnątrz,by nie wdarły się do jego świata.Starał się nie zwracać uwagi na przejmujący ból.Niemal automatycznie podczołgał się w stronę otworu,ciągnąc z sobą bestię [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl