[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wrócił doforda, wyjął z torby strzelbę i położył ją w zasięgu lewej ręki.Czekał w samochodzie z włączonym silnikiem.To, co chciał zrobić, musiało być brutalne i bezlitosne.Włożył okulary do kieszeni i patrzył przez okno, aż w końcudostrzegł mercedesa wyłaniającego się zza zakrętu i jadącegow jego stronę.Dillon czekał do ostatniej chwili, potem wrzu-cił wsteczny i wyjechał na drogę.Wołkow krzyknął, widząc wyjeżdżający samochód.Grigo-rin siedzący za kółkiem zaklął i wcisnął hamulec.Samochódwpadł w poślizg, obrócił się i zatrzymał w zatoczce metr odogrodzenia.Makiejew wyskoczył i stanąwszy przed samo-chodem, krzyknął po angielsku:- Co jest, kurwa?Grigorin, wściekły, otworzył okno.Dillon, strzelając zza samochodu, zabił najpierw Makieje-wa, potem strzelił Grigorinowi w twarz.Huk strzałów odbiłsię echem od skał, podrywając do lotu przestraszone mewy.Przeładował broń, podszedł do samochodu i zajrzał przez tyl-ne drzwi.Wołkow skulił się na siedzeniu, nie mając możliwościucieczki.Czuł, że to ostatnie chwile jego życia.- Witamy w Irlandii.Kłania się nisko Dillon.Jeśli maszpistolet, to go oddaj albo rozwalę ci łeb.- To jakieś szaleństwo.Zabijesz mnie, a prezydent Putinzrobi wszystko, żeby mnie pomścić.Poza tym nie mam broni,więc to będzie zwykłe morderstwo.- Przecież ciebie tu nie ma - powiedział spokojnie Dillon.- I to jest najpiękniejsze.Jest tylko jakiś Pietrowski.Zapłaciszżyciem za wszystko, co namotałeś w przeszłości, ale przedewszystkim za śmierć żony majora Millera.Otworzył drzwi od strony kierowcy, pochylił się nad cia- łem Grigorina i zwolnił ręczny hamulec, potem zamknął tylnedrzwi.Wystarczyło tylko lekko popchnąć i mercedes przeła-mał drewnianą barierkę.W staczającym się samochodzie wi-dział miotającego się Wołkowa usiłującego otworzyć drzwi.Tył samochodu uniósł się i po chwili było po wszystkim.Mercedes spadł w stumetrową przepaść, prosto do morza.Dillon podszedł do krawędzi i patrzył, jak uderza w wodę,wywołując ogromną fontannę, i tonie.Na górze zostało tylkociało Makiejewa.Dillon odwrócił je, dociągnął za pasek dokrawędzi i zepchnął w dół.Ciało, obijając się o skały, wpadłodo wody w tym samym miejscu, w którym zatonął mercedes.Zawrócił, pojechał z powrotem do kaplicy znajdującej sięobok kompleksu firmy Belov, zaparkował i wszedł do środka.Była tam umywalnia, na szczęście dobrze wyposażona i zad-bana.Zdjął płaszcz i starannie go obejrzał.Prawy rękaw byłwe krwi, którą zabrudził się, sięgając do hamulca ponad cia-łem Grigorina.Ciepłą wodą i sporą ilością papierowych ręcz-ników bez trudu poradził sobie z zaplamionym ubraniem.Z umywalni wszedł do kaplicy.Na ołtarzu paliła sięwieczna lampka, po jednej jego stronie stała rzezba Madonnyz Dzieciątkiem, po drugiej migotały świece.Ten widok, świe-ce i zapach kadzidła przypomniały mu dzieciństwo, ale byłoto jedynie wspomnienie, które nie miało już wpływu na rze-czywistość.Zadzwonił do Ropera.- Już po wszystkim - powiedział krótko.- A Wołkow? - Głos Ropera był pełen niedowierzania.-Jego samolot wylądował w Dublinie, a lot powrotny jest wy-znaczony na pojutrze.- Załatwiłem Wołkowa i jego dwóch mięśniaków z GRU.Strzeliłem z obrzyna, a ich mercedesa zepchnąłem z klifu.Wołkow był cały i zdrowy, gdy spadał.- Nieprzyjemne.- Ale ja nie czułem się nieprzyjemnie.Tak czy inaczej, jak to się mówi na Sycylii, Iwan Wołkow śpi słodko z rybami.- Mówiłeś Fergusonowi?- Jeszcze nie, zaraz zadzwonię.- Co teraz chcesz zrobić?- Zaraz będzie ciemno.Chyba dam sobie spokój do rana,aż będziemy zabierać się z powrotem.Nieznajomy ksiądzmógłby wywołać komentarze w wiosce.Z drugiej strony,pewnie mógłbym się przydać na miejscu.Przejadę się po oko-licy i rozejrzę, potem dołączę do nich.A jak tam Harry?- Coraz lepiej, ale nadal jest słaby.Chcesz, żebym muopowiedział?- Jak uważasz.Potem zadzwonił do Fergusona, który odebrał od razu.- Co tam?- Załatwione, Wołkow i jego chłopaki są już unieszko-dliwieni.- No to się Putin wścieknie.- Nigdy się nie dowie prawdy.Falcon Wołkowa wracapojutrze na lotnisko, niestety jego już tam nie będzie.Pilociwiedzą, że go tam zawiezli, ale pod fałszywym nazwiskiem.W tej sytuacji to problem Putina.- Przyjeżdżasz?- Nie teraz.Przed chwilą rozmawiałem z Roperem.Po-wiedziałem mu, że pojeżdżę przez godzinę po okolicy, ażzrobi się ciemno, a potem do was dołączę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl