[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Co się stało z tym chłopcem, tym ładnym w okularach, z włosamijak u dziewczyny? Stacza się na dno na swój własny sposób.Notabene, zauważył, żejesteś dżentelmenem. Bystre dziecko.Kato, musisz mu pomóc.To właśnie rodzaj pracy,który by mi odpowiadał, ratowanie przestępców. To niełatwe.Powiedział, że należysz do dżentelmenów, którychzłoczyńcy przyprawiają o dreszczyk. Czytał pewnie coś z psychologii.W każdym razie cieszę się, żeAmeryka nie całkiem mnie zdeklasowała.Ale ty chyba nie zamierzaszrzucić tej roboty i wstąpić do klasztoru? Pewnie urządzisz się gdzieś takjak tu?  Może.Ale co z tobą? Co udało ci się zdziałać po przyjezdzie? Zaraz ci opowiem  powiedział Henryk.I dodał:  Ach, widziałemColette. Naprawdę? Byłeś w Leśnej Zagrodzie? Nie, oczywiście nie.Twój ojciec ma zbyt donośny głos, który zawszeprzyprawiał mnie o gęsią skórkę.Spotkałem ją.w wiosce.Jest jużzupełnie dorosła. Tak, to już duża dziewczyna. Zabawnie jest wrócić do kraju.Wszystko toczy się tu po staremu,to znaczy, wiesz, nie chodzi o to, że przebieramy się do obiadu, ale jest wtym coś z tego.Wszystko toczy się jak dawniej, tylko wszystko jestmartwe, martwe jak gwózdz od trumny. Pewnie twoja matka liczy na to, że wniesiesz w to trochę życia. Nie mogę. No cóż, tak niewiele czasu upłynęło. Nie mogę grać roli Sandy ego. Nie myślałem o graniu jego roli.Oczywiście ty zrobisz to inaczej. Ach, więc przypuszczasz, że będę to robił? Dlaczego nie? Chyba nie chcesz wracać do Ameryki? Przed chwiląmówiłeś, że chcesz mi pomóc.Ale może nie mówiłeś na serio?Henryk nie odpowiedział.Siedzieli w ogołoconym pokoju na piętrze,Henryk na łóżku, Kato na krześle.Był wieczór i Kato właśnie zapaliłświatło.Wydobyło ono z mroku drobną, żywą twarz Henryka, który byłnajwyrazniej bardzo podniecony.Bawił się puklami ciemnych włosów,skręcając je nerwowo w małe kędzierzawe kulki, i rzucał szybkie,niespokojne spojrzenia na Katona.Poważną miną pokrywał ochotę dośmiechu. Powiedz mi, Kato, czy kiedy mnie nie było, widywałeś częstoSandy ego? Nie, prawie wcale. Nie widywałeś go w Londynie.albo jakichś jego przyjaciół czy wogóle kogoś. Wpadliśmy kilka razy na siebie w Laxlinden, w wiosce.Kiedyś wLondynie zaprosiłem go na obiad.Ale, słuchaj, mnie nie chodziło wcale o to, żebyś miał po prostu osiąść na roli.Jesteś teraz niezależny finansowo,możesz dalej pisać swoją książkę o tym jakimś malarzu, o którym nigdynie słyszałem. Niewykluczone, że to rzucę. Cóż, książka albo coś w tym rodzaju, jesteś typem naukowca. Ha, ha, ha. Mógłbyś na przykład uczyć; jeśli chcesz mieć do czynienia zmłodzieżą wykolejoną, to ostatecznie pełno jej w naszych czasach.Tobyłoby chyba mądrzejsze niż nie odstępować mnie na krok. Potrzebny mi jesteś w polu widzenia, Kato, naprawdę jesteś mipotrzebny. W polu widzenia? Jesteś bardzo podniecony.Oczywiście nie musiszspędzać całego czasu we dworze.Twoja matka świetnie sobie z nim radzi,przypuszczam, że kiedy Sandy tam był, też załatwiała większość spraw.Mógłbyś mieszkać w Londynie, w Paryżu, gdziekolwiek.Ale mógłbyśrównież, choćby po to, żeby sprawić przyjemność matce, zainteresować sięrozsądnie tym obiektem.Ostatecznie musi przecież istnieć dalej. Musi?  zapytał Henryk. Jeśli chcesz zmienić jego obyczaje.Coś ty powiedział? Powiedziałem  musi ? Czy musi istnieć dalej? No a jak, nie musi? Nie rozumiem, dlaczego musi. Co masz na myśli? Co więcej, Kato, nie będzie musiał. Ale, cóż ty.? Zamierzam go sprzedać  odrzekł Henryk. Sprzedać, co? Mam zamiar sprzedać wszystko, cały ten kram, dwór, park, domki,gospodarstwa.Wszystko.Henryk patrzył teraz prosto w oczy Katona jasnymi, gorejącymioczyma, z trudem powstrzymując uśmiech drżących warg.Katopodciągnął sutannę i założył nogę na nogę. Nie mówisz tego poważnie.  Dlaczego? Czemu nie? Spójrz na mnie.Czy nie wyglądam napoważnego człowieka? Wyglądasz na szaleńca. Zrobię tak, Kato, i zrobię to bardzo prędko, kiedy tylko uda mi sięwszystko załatwić.To mój majątek i mogę go sprzedać.Sprzedali DębowąAąkę, żeby kupić kosztowną zabawkę, której nagle zachciało sięSandy emu. Ale.skąd taki krańcowy pomysł.Po co się spieszyć? Jesteś zaskoczony? A czego się spodziewałeś? Tak, jestem zaskoczony.jeślirzeczywiście to masz na myśli.A cóż na to twoja matka? Jeszcze jej nie powiedziałem  odparł Henryk.Zaśmiał się piskliwiei na chwilę rzucił na łóżko, a potem znowu usiadł, pochylając się doprzodu i wpatrując w Katona jasnymi, wyczekującymi oczyma.Kato spojrzał na szelmowsko ożywioną twarz. Poczekaj no, słuchaj, spróbuj wytrzezwieć.Nie możesz tego zrobić. Myślisz, że nie mam prawa? Oczywiście, że mam.Majątek nie jestordynacją.Zbadałem już tę sprawę z Merrimanem.Przysiągł mi, że będziedyskretny.Ale chyba grozi mu kryzys nerwowy. Nie myślę o prawie cywilnym, tylko o prawie moralnym.To byzabiło twoją matkę. Spodziewałem się, że tak powiesz.Wydaje mi się, że nie masz racji. Więc chcesz.sprzedać wszystko.całą posiadłość [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl