[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Do zobaczenia  powiedziaÅ‚a i odÅ‚ożyÅ‚a sÅ‚uchawkÄ™.Zaraz potem zadzwoniÅ‚em do pani Karmann, ciotki Karen Tandy.Chyba siedziaÅ‚aprzy telefonie czekajÄ…c na wieÅ›ci ze szpitala, bo odebraÅ‚a niemal natychmiast. Pani Karmami? Mówi Harry Erskine. Pan Erskine? Przepraszam, myÅ›laÅ‚am, że to szpital. ProszÄ™ posÅ‚uchać, pani Karmann.ByÅ‚em dziÅ› u Karen.Wciąż jest bardzo sÅ‚aba.Le-karze sÄ…dzÄ…, że jej szansÄ™ wzrosnÄ…, jeÅ›li dowiedzÄ… siÄ™ o niej czegoÅ› wiÄ™cej. Nie rozumiem. PamiÄ™ta pani, jak dzwoniÅ‚em wczoraj, by spytać o pani sen.Ten o plaży.KarenbyÅ‚a u mnie i mówiÅ‚a, że miaÅ‚a podobne sny.Lekarze uważajÄ…, że może coÅ› w nich być,jakaÅ› i wskazówka, która pomoże im wyleczyć Karen. Wciąż nie rozumiem, do czego pan zmierza.Dlaczego doktor Hughes sam domnie nie zadzwoniÅ‚? Nie zadzwoniÅ‚, bo nie mógÅ‚  wyjaÅ›niÅ‚em. Jest specjalistÄ… od medycyny i gdy-by któryÅ› z jego zwierzchników odkryÅ‚, że zaczyna mieszać siÄ™ do spirytyzmu, zapewnez miejsca by go zwolniÅ‚.Ale chce wykorzystać wszystkie sposoby, by pomóc Karen wró-cić do zdrowia, I dlatego musimy siÄ™ dowiedzieć czegoÅ› wiÄ™cej o Å›nie, który obie mia-Å‚yÅ›cie.42 Pani Karmann byÅ‚a skonfundowana i niespokojna. Ale jak chce pan to zrobić? Jak sen może wywoÅ‚ać guza? Pani Karmann, znane jest mnóstwo udokumentowanych powiÄ…zaÅ„ pomiÄ™dzyumysÅ‚ami ludzi a stanem ich zdrowia.Nie chcÄ™ przez to powiedzieć, że guz Karen mapodÅ‚oże psychosomatyczne, lecz niewykluczone, że jej zwiÄ…zany z nim stan psychicznypowoduje trudnoÅ›ci w leczeniu.Lekarze nie odważą siÄ™ operować, dopóki nie dowiedzÄ…siÄ™, czym jest ten guz i dlaczego tak silnie na niÄ… wpÅ‚ywa. Dobrze, panie Erskine  rzekÅ‚a cicho. Co chce pan zrobić? SkontaktowaÅ‚em siÄ™ już z mojÄ… znajomÄ…, która jest swego rodzaju medium  wy-jaÅ›niÅ‚em. ChciaÅ‚bym przeprowadzić seans w pani mieszkaniu tak, by ta znajoma mo-gÅ‚a sprawdzić, czy nie ma tam jakichÅ› wibracji. Wibracji? Jakich wibracji? JakichÅ›, pani Karmann.Jakichkolwiek.Nie wiemy, czego szukamy, dopóki tego nieznajdziemy.Pani Karmann zastanawiaÅ‚a siÄ™ przez chwilÄ™. Panie Erskine  powiedziaÅ‚a w koÅ„cu  nie jestem przekonana.JakoÅ› nie wyda-je siÄ™ wÅ‚aÅ›ciwe, by robić coÅ› takiego, gdy Karen jest ciężko chora.Nie wiem, co powie-dzieliby jej rodzice, gdyby siÄ™ dowiedzieli. Pani Karmann  oÅ›wiadczyÅ‚em. JeÅ›li rodzice Karen dowiedzÄ… siÄ™, że zrobiÅ‚apani wszystko co możliwe, by pomóc ich córce, to nie rozumiem, jak mogliby mieć pre-tensje.ProszÄ™, pani Karmann.To bardzo ważne. No dobrze, panie Erskine.O której chciaÅ‚by pan przyjść? Za jakÄ…Å› godzinÄ™.DziÄ™kujÄ™, pani Karmann, jest pani wspaniaÅ‚a.Westchnęła. To już wiem, panie Erskine.Mam tylko nadziejÄ™, że pan wie co robi.Nie ona jedna.ByÅ‚o wpół do jedenastej, gdy zebraliÅ›my siÄ™ wszyscy u pani Karmann przy Wschod-niej OsiemdziesiÄ…tej Drugiej.Mieszkanie byÅ‚o duże i ciepÅ‚e, urzÄ…dzone bogato, leczw anonimowym stylu  wielkie, tapicerowane fotele i taborety, ciężkie, czerwone za-sÅ‚ony z pluszu, zabytkowe stoliki i obrazy.PachniaÅ‚o zapachem starszych dam.Sama pani Karmann byÅ‚a delikatnÄ… kobietÄ… o siwych, starannie ufryzowanych wÅ‚o-sach, pomarszczonej, zapewne piÄ™knej niegdyÅ› twarzy, lubiÄ…cÄ… dÅ‚ugie do ziemi jedwab-ne suknie i szydeÅ‚kowane chusty.Gdy weszliÅ›my, podaÅ‚a mi do potrzymania swÄ… miÄ™k-kÄ…, upierÅ›cienionÄ… dÅ‚oÅ„.PrzedstawiÅ‚em AmeliÄ™ i MacArthura. ModlÄ™ siÄ™ tylko, by to, co robimy, nie pogorszyÅ‚o sytuacji Karen  powiedziaÅ‚a.MacArthur ze swÄ… szerokÄ…, brodatÄ… twarzÄ… i w wytartych dżinsach obszedÅ‚ caÅ‚emieszkanie siadajÄ…c na wszystkich krzesÅ‚ach by sprawdzić, czy sÄ… miÄ™kkie.Amelia,43 ubrana w dÅ‚ugi, wieczorowy ka5àan z czerwonymi deseniami, pozostaÅ‚a spokojna i za-mkniÄ™ta w sobie.MiaÅ‚a szczupÅ‚Ä…, jakby nawiedzonÄ… twarz, duże ciemne oczy i bladeusta o peÅ‚nych wargach.WyglÄ…daÅ‚a tak, jakby lada moment miaÅ‚a siÄ™ rozpÅ‚akać. Czy ma pani jakiÅ› okrÄ…gÅ‚y stolik?  spytaÅ‚a cicho. Można użyć stoÅ‚u jadalnego  odparÅ‚a pani Karmann. Uważajcie tylko, żebygo nie porysować.To prawdziwy antyk, wiÅ›niowe drzewo.PoprowadziÅ‚a nas do jadalni.Stół byÅ‚ czarny i lÅ›niÅ‚ tym gÅ‚Ä™bokim poÅ‚yskiem, w któ-rym można zatonąć.Ponad nim wisiaÅ‚ szklany żyrandol z wisiorkami.CiemnozielonetÅ‚oczone tapety pokrywaÅ‚y Å›ciany pokoju, na których pyszniÅ‚y siÄ™ olejne płótna i lustraw pozÅ‚acanych ramach. Bardzo dobrze siÄ™ nada  stwierdziÅ‚a Amelia. MyÅ›lÄ™, że powinniÅ›my zacząćjak najszybciej.Wszyscy czworo usiedliÅ›my wokół stoÅ‚u i spojrzeliÅ›my na siebie z pewnym zakÅ‚opo-taniem.MacArthur, choć przyzwyczajony do spirytystycznych dziaÅ‚aÅ„ Amelii, pozostaÅ‚jednak sceptykiem. Jest tam kto? Jest tam kto?  powtarzaÅ‚ stale. Spokój  poleciÅ‚a Amelia [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl