[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- O kogo chodzi?-Tobył jeden z naszychprofesorów.Za każdym razemudawałyśmy nawzajem przedsobą, że chodzi owizytęzwiązaną ze studiami.Taka byłaoficjalna wymówka.- Tenprofesor to Wagenknecht, prawda?- zapytałMarthaler.- Tak.Ale skąd pan to wie?- spojrzała na niego zdumiona.Najchętniej z satysfakcji uderzyłby dłonią w stół.Alezatrzymałsię w pół ruchu.Więc Wagenknecht faktycznie go okłamał. Dobrze pamiętał słowa profesora, gdy zapytał o jego stosunek do Gabriele Hasler.Znałemją, jakprofesorzna studentkę, powiedział.- Byłem w Carolinum.Chciałemsię czegoś dowiedziećo Gabriele Hasler.Podano mi jego nazwisko.Rozmawiałem z nim.To on powiedział, że mieszka pani w Darmstadt.Wychwalał panią pod niebiosa.Chciałby mieć paniąza współpracowniczkę.- Wiem.Ale go nie lubię.- Rozumiem.Niech pani opowie o jego stosunku doGabriele Hasler.- Nie ma nic do opowiadania.Jestem pewna, że zesobą sypiali.Nie wiem, czyjejpłacił,ale zakładam, żetak.W przeciwnym razie Gabi pewnie by się z nim niezwiązała.- Jak długo to trwało?-Nie mam pojęcia.Spotkałam go u nas w domu dwarazyw odstępiemniej więcej pół roku.Pózniej profesorpróbował uwieść mnie.-I?305. - Nie ma i.Nie jest w moim typie.Sprawia wrażenienieprzeniknionego.W każdym razie uwielbia roztaczaćwokół siebie taką aurę.Jest typem cynicznego przyrodnika.To zresztądość rozpowszechniony typ, aja wciążjeszcze go nie lubię.- Może pani powiedzieć o nim coświęcej?-%7łonaty od trzydziestulat.Dwoje dorosłych dzieci.Mieszka w dzielnicy Holzhausen w przepięknej willi, kilkarazybyłyśmy tam z Gabi na jakichśprzyjęciach w ogrodzie.Marthaleruświadomiłsobie, że popełnił błąd.Wprawdzie zadzwonił do sekretariatu Wagenknechta idowiedział się, że gdy popełnionomorderstwo w Darmstadtprofesor nauczał, ale nie zapytał o alibi na noc zabójstwaGabrieleHasler.Marthaler przystanął na chodniku i zamknąłoczy.Ta dzielnica była o wielespokojniejsza.Może szczęście tunie mieszka, pomyślał, ale nieszczęście teżchybazadomowiło się gdzieindziej.Nie było tabliczki z nazwiskiem.Tylko dwa proste inicjały z brązu, zamocowane na murowanym słupku ogrodzenia.Skalny ogródek, wąska wybrukowana dróżka do domu,otynkowane na biało wykusze, nawetdrzwi z ciemnego,prawie czarnego drewna- wszystko było proste ipiękne.Mieszkańcy tego domu mieli wystarczająco dużo czasu, bywyrobić sobie dobry gust.I wystarczająco dużo pieniędzy,by urządzić dom zgodnie z tym gustem.Kujego zdziwieniu bramka była otwarta.Przeszedł wijącąsię dróżką, wspiął się po kilku stopniach i nacisnąłdzwonek.Odczekał i zadzwonił ponownie.- Tak, słucham?Głos rozległ się za jego plecami.Odwrócił się.Zza rogudomu wyszła wysoka kobieta, ocenił ją na pięćdziesiątkę.Miała na sobie moherowy sweter i dżinsy.Podszedłdo niej.Natychmiast poczuł sięnieswojo.Zauważył, jak mierzy go wzrokiem, a początkowa uprzejmośćw jej twarzy zmienia się wbrakzainteresowania.- Pani Wagenknecht, zakładam?Chciałbym porozmawiać z pani mężem.307. Uniosła brwi.Czekała, aż się przedstawi.- Przepraszam.Nazywam się Robert Marthaler.Jestem z policji.Uśmiechnęła się, ale dalej milczała.- Prowadzę dochodzenie w sprawie zabójstwa.Musiała pani o tym słyszeć.Chodzi o dentystkęGabrieleHasler.Była studentką pani męża.Chciałbym z nim porozmawiać.Uśmiech się utrzymał, ale był jakiś pusty.- Och, muszę pana rozczarować.Mąż wyjechał.Czytomożliwe, żemi o panu opowiadał?- Kiedy wyjechał?-Wczoraj wieczorem.Ma cyklwykładów w Stanach.- Wtakim razie muszę porozmawiać z panią.Nagle zaczęła chichotać.- Co w tym takiego śmiesznego?Wyraz jej twarzy znów się zmienił.Teraz rozlało sięna niejznudzenie.Coś ztą kobietą niejest w porządku,pomyślał, albo ze mną.Nierozumiem, o co chodzi.Jestniespokojna, ale nie z mojego powodu.Jest znerwicowana,ale nie chce tego pokazać.Chciałaby sprawiać wrażeniewyniosłej, ale wszystko wniej pokazuje, że jest niezadowolona irozdrażniona.- Proszę -ruchem ręki pokazała, by za nią poszedł.Za domemrozciągał sięogród z dużymtrawnikiemograniczonym po prawej i lewej stroniestarymi drzewami liściastymi.Wprowadziła Marthalera przez otwartedrzwi do salonu.- Właśnie nalałam sobieodrobinę prosecco -powiedziała i znów zachichotała.- Ma panochotę?Odmówił.Kobieta opadła na skórzany fotel i natychmiast sięgnęła po kieliszek [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl