[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ma pan dobry smak.WydawaÅ‚o siÄ™ niemal, że jest dumna z jego dobrego smaku.Wyjęła z maÅ‚ej szaÍî bibliotecznej stos nut, wyszukaÅ‚a wÅ›ród nich jeden zeszyt i zaczęłagrać:  Jakież rozkoszne, jakie sÅ‚odkie dzwiÄ™ki&  To jest wÅ‚aÅ›nie to samo!  zakrzyknÄ…Å‚ mÅ‚ynarz, a oblicze jego rozpromieniaÅ‚oóieciÄ™cÄ… radoÅ›ciÄ….Teraz nie myÅ›laÅ‚ już o Lizie; podmuch wielkiej sztuki oczyÅ›ciÅ‚ jegoserce.Także leÅ›niczy, który znowu zajÄ…Å‚ siÄ™ dopasowywaniem dÄ™bowych gaÅ‚Ä™zi, uÅ›miechnÄ…Å‚siÄ™ i z uznaniem kiwaÅ‚ gÅ‚owÄ…, gdy tony umilkÅ‚y. Tak, to i mnie siÄ™ podoba! WesoÅ‚a melodia, brzmiÄ…ca niemal jak taneczna muzyka&a jednak sÅ‚ychać w niej& nie wiem, jak siÄ™ wyrazić& a jednak brzmi ona, powieóiaÅ‚bym,prawie jak pobożna pieśń.Z prawóiwÄ… przyjemnoÅ›ciÄ… sÅ‚ucham takiej muzyki. O, mam tu jeszcze dużo takich samych utworów i gram óisiaj z ochotÄ…, bo palcechoóÄ… óiwnie Å‚atwo, chociaż po raz pierwszy dopiero czytam te nuty. Niestety, jest już trochÄ™ pózno  wtrÄ…ciÅ‚ mÅ‚ynarz  my dwaj musimy już myÅ›lećo powrocie. Szkoda, baróo miÅ‚e jest nasze óisiejsze spotkanie  zauważyÅ‚ leÅ›niczy. AleoczywiÅ›cie, masz sÅ‚uszność, zwÅ‚aszcza ze wzglÄ™du na chÅ‚opca jest już nawet za pózno. Dam dobrÄ… radÄ™  odezwaÅ‚a siÄ™ Hanna, odwracajÄ…c od fortepianu. Zostaw panJanka tutaj u nas.A gdyby pan jutro przysÅ‚aÅ‚ przez parobka jego rzeczy, mógÅ‚by od razupozostać tutaj parÄ™ dni& przyrzekÅ‚am mu mianowicie, że poproszÄ™ pana o pozwolenie.Pogoda bęóie nie najgorsza, bo, jak siÄ™ zdaje, niebo już siÄ™ wyjaÅ›nia. O tak, wypogaóa siÄ™  przytwieróiÅ‚ leÅ›niczy, spojrzawszy przez okno.Gdyby oboje obserwowali w tej chwili bystro mÅ‚ynarza, dostrzegliby ku swemu zdu-mieniu na jego twarzy wyraz niedajÄ…cej siÄ™ wytÅ‚umaczyć trwogi.PrzypomniaÅ‚ sobie żywoten wieczór spęóony u szwagra, kiedy taka sama propozycja stanęła przed nim jak poku-sa.Wówczas nie zgoóiÅ‚by siÄ™ za żadnÄ… cenÄ™ wypuÅ›cić óiecka z rÄ…k i pójść samotnie dodomu, do Lizy.Ta niewinna istota, żyjÄ…ca spuÅ›cizna po nieboszczce żonie, byÅ‚a dla niegoniejako anielskÄ… strażą, broniÄ…cÄ… go w jego pokoju przed zÅ‚ymi duchami.Jakże inaczejniż obecnie, kiedy ten projekt obuóiÅ‚ w nim niecierpliwe pragnienie, aby chÅ‚opca jakogÅ‚os sumienia pozostawić tutaj u pobożnych przyjaciół.Zrazu przeraziÅ‚o go to odkrycie,nie miaÅ‚ odwagi uczepić siÄ™ energicznie tej nieoczekiwanej propozycji, nie Å›miaÅ‚ wprostpodnieść oczu.Nazbyt siÄ™ wstyóiÅ‚ tej czystej duszy, która nie przeczuwajÄ…c nic zÅ‚ego,pracowaÅ‚a rÄ™ka w rÄ™kÄ™ z szatanem-kusicielem i która nieÅ›wiadomie popychaÅ‚a ku wiaro-Å‚omstwu swego przyjaciela, chociaż pragnęła być jego duchem opiekuÅ„czym. No, Janku, a ty co powiesz? Czy chcesz zostać u wuja Wilhelma i cioci Hanny? zapytaÅ‚ bezdzwiÄ™cznie, wpatrujÄ…c siÄ™ w chÅ‚opca peÅ‚nym oczekiwania wzrokiem. Może nie objawi wielkiej ochoty  pomyÅ›laÅ‚  a w takim razie nie bÄ™dÄ™ go na-mawiaÅ‚.Janek jednak skakaÅ‚ z radoÅ›ci i przyrzekaÅ‚, że bęóie baróo grzeczny. A zatem, jeżeli chÅ‚opiec nie bęóie dla was ciężarem&  mruknÄ…Å‚ ojciec. Ach, cóż znowu, przeciwnie, baróo nas to cieszy!kar e eru MÅ‚yn na wzgórzu 94 MÅ‚ynarz powstaÅ‚ i podszedÅ‚ do stojÄ…cego w rogu stolika z przyborami do palenia,aby na nowo nabić fajkÄ™ tytoniem.Hanna graÅ‚a dalej.Pieśń Sarastra i uroczysta muzykaw Å›wiÄ…tyni zachwyciÅ‚y roóeÅ„stwo jeszcze baróiej niż poprzednie ustÄ™py z opery.UmysÅ‚mÅ‚ynarza byÅ‚ nazbyt zmÄ…cony gwaÅ‚townym podnieceniem, by niebiaÅ„skie piÄ™kno muzykiznalazÅ‚o w nim oddzwiÄ™k.iiLiza sieóiaÅ‚a przy oknie w swym pokoiku i pracowaÅ‚a z takim ponurym wyglÄ…dem twa-rzy, jak gdyby sporząóaÅ‚a jakÄ…Å› zdraóieckÄ…, czaroóiejskÄ… sieć.ByÅ‚a to jednak tylko szara,weÅ‚niana skarpetka, która wydÅ‚użaÅ‚a siÄ™ szybko wÅ›ród migotania drutów, pracowicie po-ruszanych rÄ™kami.Zmierzch gÄ™stniaÅ‚.Na dworze nocny wicher obóieraÅ‚ ostatnie liÅ›cie z drzew owocowych, których kon-tury zaledwie rysowaÅ‚y siÄ™ jeszcze na tle nieba.Raz po raz bezlistna gaÅ‚Ä…zka óikiegowina uderzaÅ‚a w szyby, to znowu oóywaÅ‚ siÄ™ jÄ™czÄ…cy krzyk sowy.Liza zaledwie dostrze-gaÅ‚a swoje rÄ™ce.Ale to Å›wiatÅ‚o wystarczaÅ‚o jej do poruszania drutami, tak jak wystarczaÅ‚oPilatusowi do mruczenia.Kiedy czuÅ‚a, że oczy jej zmÄ™czyÅ‚y siÄ™, kiedy doznawaÅ‚a potrzeby spojrzenia w Å›wiatÅ‚o,opuszczaÅ‚a wzrok i napotykaÅ‚a dwa Å›wiateÅ‚ka, dwie żółte zrenice, bÅ‚yszczÄ…ce sympatycznymdla niej blaskiem  oczy Pilatusa.Ten wierny r u a ar zauważyÅ‚ natychmiast po jej powrocie, że jego pani niejest już tak nieprzystÄ™pna jak poprzednio; wobec tego ukazaÅ‚ siÄ™ na widowni, co bynaj-mniej nie wywoÅ‚aÅ‚o sprzeciwu, lecz rozumiaÅ‚o siÄ™ samo przez siÄ™.Ale widocznie podczasprzedpoÅ‚udnia, kiedy cichutko jak mysz kryÅ‚ siÄ™ w kÄ…ciku, spotÄ™gowaÅ‚ siÄ™ w nim niezwy-kle silnie popÄ™d do mruczenia.Może zresztÄ… óiaÅ‚aÅ‚a jakaÅ› inna, nieznana pobudka.BÄ…dzco bÄ…dz mruczaÅ‚ teraz tak gÅ‚oÅ›no, że nikt by nie uwierzyÅ‚, jakoby te dzwiÄ™ki wydawaÅ‚kot domowy, zwykÅ‚y okaz a.Raczej przypuszczaÅ‚by, że sÅ‚yszy gÅ‚os pante-ry, upojonej krwiÄ… po pożarciu sarny.A tej ulubionej muzyce wtórowaÅ‚a Liza ostrym,przenikliwym brzÄ™kiem stalowych drutów  pracujÄ…c na zgubÄ™ biednej Jenny.Albowiem Liza i teraz jeszcze, po powrocie z zakoÅ„czonej tak pomyÅ›lnym wynikiemwyprawy, nie byÅ‚a bynajmniej w lepszym humorze aniżeli przed poÅ‚udniem, kiedy drżaÅ‚przed niÄ… caÅ‚y mÅ‚yn.Niezadowolenie zmieniÅ‚o jedynie charakter: wyzwoliÅ‚a siÄ™ z nastrojuzniechÄ™cenia.Przez zetkniÄ™cie siÄ™ z roóinnym bagniskiem Liza, jak Anteusz, spotÄ™go-waÅ‚a swoje siÅ‚y, zwiÄ™kszyÅ‚a óiesiÄ™ciokrotnie swojÄ… żywotność.ZÅ‚ość nie przygniataÅ‚a jużtak mglistÄ… niemocÄ… jej umysÅ‚u, skondensowaÅ‚a siÄ™ i skierowaÅ‚a energicznie na zewnÄ…trz,skutkiem czego nie zagrażaÅ‚a już najbliższemu otoczeniu.Nie tylko Pilatus, ale nawetKaro mógÅ‚by siÄ™ zbliżyć ku niej bez obawy.ZÅ‚ość Lizy wyemanowaÅ‚a z jej ciaÅ‚a [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl