[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Proszęzostawić swój adres.Przekażę go Katarzynie.Powiedział:  Katarzynie", chyba się nie przesłyszałem.* * *Wydawać by się mogło, że to niemożliwe, a jednak zasnąłem.Wracając z Chorwacji, przejechałem bez postoju półtora tysiącakilometrów.Nie miałem już czego tam szukać.Gdy zamykałemoczy, widziałem tylko zachód słońca nad Adriatykiem, czuprynypalm poruszane lekkim wiatrem, olbrzymie pomarańczowe kwiatyukryte wśród ostrych liści, tamtejszą wykutą w skałach autostradę,tunele przeszywające na wylot góry, dziurawą drogę w Słowenii,dziesiątki świateł na autostradzie w Austrii, rozmazane przez ulewnestrugi deszczu kontury drzew wzdłuż drogi gdzieś koło Pragi i tęniekończącą się obwodnicę, serpentyny tuż przy polskiej granicy.Na miejsce dotarłem nad ranem.Jeszczekilkanaście godzin temu był magiczny Adriatyk, skalne cyple ostrowychodzące w morze, małe, kamieniste wysepki, powyginanedrzewka oliwne, wszędobylskie figowce, wszechobecny błękit,czerwień i biel, trochę jak barwy narodowe Chorwacji.Tu byłozupełnie inaczej, żadnych szalonych kontrastów.Polska przywitałamnie wiosennym deszczem.Długo siedziałem w samochodzie poddomem Wolskiego, nie miałem siły wysiąść, nie bardzo chciało misię z kimkolwiek rozmawiać.Krople deszczu uderzały o szyby,tworzyły bańki na kałużach.Deszcz wzmagał się co chwila,pojedyncze duże krople stawały się coraz gęstsze i gęstsze, aż wkońcu zlały się w jedną całość.Przed oczyma miałem jeszczeAdriatyk, siostrę zakonną kreślącą w powietrzu znak krzyża, ręcedoktora Petersona nieprzestające się bawić zapalniczką,sympatyczną twarz Begovica, tamto zdjęcie uśmiechniętejKatarzyny na tle ruin starożytnej Salony.Szczęśliwa, uśmiechniętaKatarzyna.Inny świat, inna rzeczywistość, na pewno zupełnie inneżycie.Dla kogo ja tak naprawdę szukam Katarzyny? Dla niej czytylko dla siebie? Monotonne uderzenia kropli deszczu, zmęczenie,uśmiechnięta twarz Katarzyny, wachlarz wody odbitej od jej rąk,białe ruiny Salony.Zasnąłem.Gdy się obudziłem, był już świt.Deszcz już pewnie dawno przestał padać, świat wydawał się jakbyumyty i świeży, powietrze rozbrzmiewało świergotem ptaków.Ciekawe, czy tam, w Chorwacji, bywają podobne poranki.Zaspanemu Wolskiemu powiedziałem tylko, że niczego się niedowiedziałem, że ona gdzieś tam jest, ale nikt nie chciał ze mną oniej rozmawiać.Położyłem się jeszcze niby na chwilę.Obudziłemsię pózno.W domu Wolskich panowała idealna cisza.Byłem sam.Odetchnąłem z ulgą, z nikim nie musiałem o niczym rozmawiać.Nie spieszyłem się ze wstawaniem.Bo i po co.Nie było już w tejchwili nic do zrobienia.Nie było już żadnych nowych zadań dowykonania, żadnego nowego celu, żadnych nowych pomysłów.Najpierw był żal, pózniej rozpacz i stopniowo narastającabezsilność.Dziwna pustka i pożoga, jakby nagle wypaliło się we mnie wszystko.Znowu dno, ale jakieś zupełnieinne.Piekło, którego wcześniej nie znałem.Beznadziejność.Terazmogłem już tylko czekać, biernie czekać na coś, czego być możenigdy nie przyniesie czas.Po południu wracałem do Niemiec.Tamtarzeczywistość wydała mi się teraz mało ważna, odległa, obca.Minęło zaledwie parę dni, a ja miałem wrażenie, że cała wieczność.Na sekretarzyku w salonie znalazłem krótki list od Wolskiego.Michał, w lodówce masz przygotowane śniadanie.Roman dzisiajcały dzień na kroplówkach, Anna w kościele, ja w klinice.Mullerprzesiał ci mailem wiadomość.Prosił, żebyś otworzył.To ponoć cosbardzo ważnego.Mówił, że jeżeli będzie taka konieczność, to możeszjeszcze parę dni zostać.Pózniej najwyżej ruszycie z kopyta, zdążyciejeszcze wszystko przygotować przed tym waszym kongresem.Muller i jego wiadomość.Zupełnie zapomniałem.Włączyłemkomputer.Michael, nigdy cię o nic nie pytałem, ale zawsze wiedziałem, że tomusi być jakaś wyjątkowa sprawa i ktoś zupełnie wyjątkowy.O czym on do diabła pisze? Nie mogłem nic z tego zrozumieć.Pewnie to wszystko nie jest takcie proste.Jedz tam, jeśli musisz.Niezapomnij o rozdaniu grantów.Pozdrawiam.Jeszcze załącznik.Jedno kliknięcie i na monitorze komputerapojawiły się zdjęcia Katarzyny.Na pierwszym z nich Kasia wjakimś porcie.Ubrana dość nietypowo, jakby przed chwilą wyszła zjakiegoś oficjalnego przyjęcia i przez zupełny przypadek znalazła sięw środku tego słonecznego, upalnego dnia w porcie.Bose stopy iniesione w ręku sandały kontrastują dziwnie z elegancką, błękitną, powiewną sukienką.Katarzynawyciąga ręce w kierunku jakiegoś malca pędzącego tuż obok niej narowerze.Na następnym zdjęciu Kasia tuli w ramionach płaczącegochłopca, w dole, na skałach, tuż za pomostem widać roztrzaskanyrower.To dawna Katarzyna, to o tym zapewne opowiadał Roman, azdjęcie zrobiono podczas tamtych ich wakacji.Obok jakiś artykuł,którego treści i tak nie zrozumiałem.Muller zdołał przetłumaczyćtylko tytuł:  Gdybym wierzył w anioły".Dalej zdjęcie Kasi zeszpitala.To zdjęcie już widziałem.Pod nim komunikat policji.Peterspróbował przetłumaczyć, nie wyszło mu to jednak najlepiej, ale itak z plątaniny słów wynikało w miarę jasno, że szpital poszukujekogokolwiek, kto zna nieprzytomną dziewczynę, przebywającą unich na oddziale reanimacji.Mail został wysłany przed paromadniami.Peter pierwszy odnalazł jej ślad.Wydrukowane zdjęcia iartykuł zostawiłem Romkowi na biurku.Romek, czasu nie można cofnąć.Kuruj się spokojnie! Mysi trochęwięcej o sobie.Pozdrawiam.Zadzwonię.MichałZ profesorem pożegnałem się w klinice.Zawiozłem mu klucze odjego mieszkania.Pożegnaliśmy się jak zawsze - krótkim, mocnymuściskiem dłoni, nie mówiąc żadnych zbędnych słów.Tak jakby niebyło tamtego fatalnego dnia, jakby się nigdy nic złego między naminie wydarzyło. Uważaj na siebie! Odpocznij, jak dojedziesz! Połóż się dzisiajpo prostu wcześniej spać - marudził profesor po staremu.- I ubierzsię jakoś jutro.No, wiesz, postaraj się niepotrzebnie nie drażnićMullera.Gdy byłem już w drzwiach, usłyszałem: Michał, Anna prosiła, żebym ci powiedział, że nasz dom jestna zawsze twoim domem w Polsce. Przecież ja to już dawno wiem.* * * To na pewno nie był mój dobry dzień.Zaczął się zle i zupełnienic nie zapowiadało, żeby miało się to zmienić.Siedziałemwściekły, wpatrując się bezmyślnie w przelewający się obok mnietłum.Kawa już dawno zdążyła wystygnąć, a sterta niedopałków wpopielniczce powiększała się w zaskakującym tempie.Szlag by towszystko trafił, pomyślałem.Niech diabli wezmą Mullera, tenkongres i cały ten mój projekt.Rano w samolocie Peter rzucił jakbyod niechcenia:- Michał, dzisiaj po południu trzeba będzie trochę inaczej rozłożyćakcenty.To, co prezentujesz, jest bardzo nowatorskie.Wzbudzaliczne nadzieje, budzi rozmaite emocje.Przypadkiem bije też wkonkurencję.Spróbuj to jakoś złagodzić, trochę rozmyć  mówiłpowoli, starannie dobierając słowa. Ma powiać nadzieją naprzełom, a przy tym nie drażnić tych, którzy i bez tego nas nielubią.To środowisko nie różni się aż tak bardzo od reszty świata [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl