[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Miałem jużodejść z Mirowem -wyjaśnił - kiedy mi przypomniał, że nie mam pierścienia do pieczętowania.W pośpiechu musiałem zabrać niewłaściwy.Zabrzmiało to nawet wiarygodnie.Pierścień musiał tam być, w pokoju, z któregowychudzona kobieta przyniosła formularze rozkazów.Nasuwało się jednak pytanie, dlaczegotak niebezpieczny przedmiot powierzono Księciu Ineznio.Dostrzegł, że te niewiarygodne,niebieskie oczy znów się zmieniają.Emanowały teraz pewnością, taką samą jak ta, którą i onodczuwał.Głos, gdy już dotarł do niego, był spokojny i cichy:- Muszę cię prosić, byś mi wybaczył, Ineznio.Działają tu pewne siły, o których ci niewspomniałam.a ostatnio coś mnie bardzo zaniepokoiło.Zdejmij pierścień, a zabiorę cię wpodróż umysłów.Potem.- uśmiechnęła się zadziwiająco czule-.potem pożegnam się z tobątak, jak przystoi kochankom, którzy się rozstają.Ale najpierw odłóż pierścień tam, skąd gowziąłeś.Holroyd poszedł powoli do pokoju, z którego chuda kobieta przyniosła pierścień.Kiedyznalazł się już w środku, stłumił chęć, by wyskoczyć drugimi drzwiami i uciec korytarzem.Znał to uczucie.Ogarnęło go niespodziewanie w małej chacie w dżungli.Zbyt wiele spraw zbytgwałtownie absorbowało mu umysł.Musiał znalezć wolną chwilę i zastanowić się nadsytuacją.Ale nie teraz.Pózniej.Owo postanowienie przyniosło mu ulgę, lecz nadal nie wiedział, jak się zachować.Tapodróż umysłów i akt miłosny, który miał po niej nastąpić - Holroyd rozważał to z niepokojem.Ta druga sprawa była oczywiście bez znaczenia.Zdążył osiągnąć wiek trzydziestu trzech latjeszcze przed przybyciem do Gonwonlane, i gdyby ktoś spisywał wszystkich mężczyzn, którzy w tym wieku byli niewinni jak lilie, to nazwiska Holroyda próżno by tam szukać.Nie, aktmiłosny nie miał znaczenia teraz, gdy nie istniał już problem odrębności kobiety i jej ciała.Niepokojąca wydawała się owa podróż umysłów.Co to mogło być?Ineznia wspominała o rebeliantach, którzy zostaną zmiażdżeni na grzęzawiskach i wgórach Nushirvanu.A potem powiedziała.co właściwie? Nie mógł sobie przypomnieć.Musistawić temu czoło, nieważne, o co tu chodzi.Nie miał czasu o tym teraz myśleć, gdy prawiewszystko działało na jego korzyść.Zadowolony, schował pierścień w małej komodzie stojącejobok biurka i przeszedł do pokoju o ogromnych oknach.12 Wydarta stronaBogini siedziała odwrócona plecami.Holroyd podszedł do niej po grubym dywanie.Przyglądał Się jej z tyłu z obojętnością, na jaką nie mógł się.zdobyć, patrząc bieżni w twarz.Była niewysoka, liczyła najwyżej sto sześćdziesiąt centymetrów.Wspaniałe włosy miałaułożone jak bardzo młoda dziewczyna; ich opadające pukle połyskiwały miękkim,jedwabistym, złotym blaskiem.Gdy tak siedziała, wyglądała jak dziecko.Owo wrażenieulotniło się gwałtownie, gdy Holroyd dostrzegł, co trzyma na kolanach: wielką księgęzawierającą nazwiska tych, których egzekucji tak niedawno się domagała.Holroyd zmusił się do uśmiechu, obszedł stolik i usiadł na swoim krześle.Boginipodniosła zamyślony wzrok.- Zauważyłam, że nie podpisałeś tego, Ineznio.- Zanim Holroyd zdążył odpowiedzieć,bogini zganiła go: - Nigdy nie uświadamiałeś sobie do końca, jak ważne jest działanieprzeciwko tym ludziom.Nasze młode pokolenie jest zupełnie niereligijne, zarozumiałe,nieznośnie indywidualistyczne.Odpowiedzialność za ich klęskę poniosą przywódcy, którzynastępnie zostaną zabici - nasze wojsko się tym zajmie.Wprawi ich to w niezadowolenie, niepozostawiając żadnej psychicznej furtki.Odpowiednio wykorzystamy sytuację, podkreślając,że wszystkiemu winna jest ich bezbożność.W ten sposób odeślemy miliony otumanionych zpowrotem do ich lasek modlitewnych.To będzie koniec naszych zmartwień.Odkryłam, że tebuntownicze zrywy nigdy nie trwają dłużej niż kilka pokoleń.Szczegóły pozostawiam tobie.Holroyd, siedząc w milczeniu, podniósł filiżankę.Nir był wciąż gorący i wyśmienity,lecz już w minutę po pierwszym łyku nie potrafił powiedzieć, jak smakuje.Oczyma duszywidział obraz, który bogini naszkicowała - mężczyzni i kobiety, o duszach zmiażdżonych przezmoralną katastrofę, zmierzający bezwolnie ku starości, ku mrocznym grobowcom, bez nadziei,bez drogi odwrotu.Tymczasem złotowłosa, nieśmiertelna bogini żyje sobie dalej, a świątynie i ich książęta nadal sprawują żelazną ręką władzę nad ludem tak beznadziejnie zniewolonym, żewszystko to wydało się Holroydowi.piekłem!Jego umysł ogarnęła niemal fizyczna determinacja.Tak nie powinno być; tak niebędzie.Bogini znów mówiła:- Jak widzisz, Ineznio, w większości przypadków, egzekucje są teraz nieistotne.-Niebieskie oczy mierzyły go uważnym spojrzeniem.- Chcę jednak, byś podpisał jedną stronę,Ineznio.Każde znajdujące się na niej nazwisko należy do osoby, która popełniła jakąśzbrodnię.Dopóki żyją, prawo może być przedmiotem kpin, a mój rząd pogardy.Podpiszesz,prawda? Czasem doprowadzasz mnie do szału - ciągnęła.- Wesz równie dobrze jak ja, żezawsze pozwalałam i tobie, i moim ludzkim doradcom kierować rządem.Sama zajmuję siętylko sprawami większego kalibru; to właśnie jedna z nich.Musisz podpisać tę listę.Holroyd wpatrywał się w nią.Ta długa, chaotyczna oracja dała mu czas na dobranieodpowiednich słów.Rzekł powoli:- Czy nie uważasz, że egzekucje mogą na tym etapie wzbudzić podejrzenia ze stronytych samych ludzi, których umysły próbujesz uśpić?Jej reakcja wystraszyła go.Na stoliku leżało pióro; wzięła je gwałtownie do ręki,przekartkowała wściekle księgę, znalazła odpowiednią stronę i napisała coś szybko namarginesie u dołu.Skończyła zakrętasem, chwyciła stronę i wydarła ją jednym szarpnięciem.- No - stwierdziła rozgorączkowana.- To odroczy wszelkie egzekucje o sześć miesięcy.Przesunęła kartkę na drugi koniec stołu i wyciągnęła rękę.Patrzyła na Holroydapłomiennym wzrokiem.Wziął od niej pióro bez słowa.Przeczytał jej adnotację, podpisał się pojedynczymimieniem - Ineznio, po czym oddał jej w milczeniu kartkę.Za sześć miesięcy zasiądzie na boskim tronie.Za sześć miesięcy stanie się.Ptahem, albo będzie martwy.Zresztą chodziłotylko o jedną stronę z tysiąca ośmiuset.Nie mógł marzyć o lepszym wyjściu z tej okropnejsytuacji.Jego czoła dotknął palec bogini, a uszy pieścił jej głos:- Chodz ze mną! 13Podróż umysłówPęd rozmazujący kontury.Takie było pierwsze wrażenie Holroyda.Cofnął się woczekiwaniu bólu, ale go nie doznał.Wrażenie poruszania się z ogromną szybkością trwałosekundy, po czym nagle zaczarowany obraz zwolnił.W chwilę pózniej Holroyd spoglądał zwysokości na panoramę.Góry, wszędzie góry - i wulkany.Jak daleko można było sięgnąć okiem z tej orlej perspektywy, wszędzie wznosiły sięszczyty, im dalej, tym wyższe, a wulkany wzbijały w zamglone niebo kolumny dymu.Widaćbyło setki szczytów, setki kraterów, a między nimi rozległe doliny, w których zalegała ciężkamgła.Z ciemnych porów w skórze posępnej, umęczonej ziemi buchała para.Nushirvan, pomyślał Holroyd i poczuł pierwsze ukłucie zwątpienia.Nie można wysłaćtu ludzkich istot.Ale po chwili zmienił zdanie.Armie mogły pokonać góry, wulkaniczny obszar też niebył aż tak niegościnny, jak wyglądał; prawdę mówiąc gleba wulkaniczna była zazwyczaj takżyzna, że winnice i sady rosły tu dorodniej niż gdzie indziej.Zafascynowany, zaczaj szukaćwzrokiem osad ludzkich i po chwili je znalazł [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl