[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tym razem nie przenosili KKR-1, jedy-97nie na środkowych podwieszeniach podskrzydłowych po jednej Białej Damie.Znowu ta sama procedura dolotu, zejścia, rozmowy z dowództwem poligonu.Marciniak miał nadzieję, że nudny lot się szybko skończy i za dwie godzinybędzie na kwaterze.Czerwiński przez większość lotu był pasażerem nawiga-cję prowadził Królak, a Białe Damy miał odpalać Marciniak.Porucznik zasta-nawiał się, czemu do tego zadania nie wyznaczono którejś z Suk.Co najmniejjeden człowiek zajęty był niepotrzebnie.Wyszli w morze na odległość około 40 kilometrów.Tym razem panel zagro-żeń z prawej strony tablicy przyrządów świecił wszystkimi światełkami zprzedniej półsfery sylwetki samolotu.Co najmniej trzy zestawy rakietowe usi-łowały namierzyć Su-22 swoimi radarami kierowania ogniem.Marciniak miałnadzieję, że nikt do niego nie odpali przypadkiem rakiety.Celem doświadcze-nia było przekonanie się, czy Biała Dama potrafi oszukać radary poszukiwaw-cze i ogniowe poszczególnych zestawów rakietowych.Na brzegu stały więcNewa, Kub, Krug, dalekosiężna Wega i małokalibrowe, samobieżne szybko-strzelne działko ZSU-23 Szyłka.Brakowało polskiego zestawu Loara, ale tenbył w służbie w pojedynczych sztukach tylko w Polsce, więc testowanie na nimBiałej Damy nie miało sensu.Podeszli na rubież odpalenia.Po rutynowej korespondencji i uzyskaniuwszystkich zezwoleń Marciniak wybrał lewe środkowe podwieszenie, uzbroiłpocisk i nacisnął spust.Pocisk z charakterystycznym świstem zszedł z prowadnicy.Odpalenie nieróżniło się wiele od strzału rakietą powietrze-powietrze.Biała Dama nie przy-spieszała ostro, bo, imitując odrzutowiec, lecieć miała z prędkością nie większąniż 1100 kilometrów na godzinę.Niespiesznie oddalała się od Su-22.Po 4-5 se-kundach pocisk wzniósł się łagodnie, nabrał kilkadziesiąt metrów wysokości,wyrównał i poleciał przed siebie.- Nic ekscytującego skwitował próbę Marciniak.- Mi to mówisz? spytał Czerwiński. Siedzę tu jak wałek.Nawet nie wi-dzę jak poleciał.- Robimy drugi nawrót i do domu.Dość już się dzisiaj nalatałem.Marciniak nawiązał kontakt z ODN-em i dostał zgodę na kolejne podejście.Trzy minuty, przejście Kaweckiego i Królaka na prawą stronę, kolejna rozmo-wa z Wickiem, światełka na karuzeli.- Uwaga! Teraz!Marciniak nacisnął spust.Nie zobaczył jednak spodziewanej, znajomej smugiognia i dymu.Zamiast tego samolotem szarpnęło nagle w lewo.Coś szumiałopoza silnikiem.98- Co jest do cholery?! krzyknął w interkom, korygując orczykiem nagłeznoszenie w lewo.- Rakieta nie zeszła! Ma silnik na chodzie!O w mordę! Pod skrzydłem, niedaleko zbiorników z paliwem mieli odpalonarakietę, która usiłowała zerwać się z uwięzi! Marciniak szarpnął drążek, usiłu-jąc skorygować wybryki samolotu, który nagle stał się narowisty.Nie dość, żeciąg rakiety znosił nos w lewo, to jeszcze na dodatek maszyna lekko zaczęła sięprzechylać na lewą stronę.Skorygował to drążkiem.Domyślił się, że BiałąDama usiłowała zwiększyć wysokość.- Zrzucić belkę?- Nie.Może uderzyć w skrzydło.Z działającym silnikiem poniżej środka parcia, przesuniętego w górę przezbelkę zrzucony zestaw mógł zacząć żyć własnym, aerodynamicznym życiem,podskoczyć i uderzyć w skrzydło.W najlepszym wypadku uszkodziłby komorępodwozia, w najgorszym przy tej prędkości doprowadził do zniszczeniastruktury skrzydła, a może skrzydłowego zbiornika.Przy zetknięciu rozlanegopaliwa z płomieniem wylotowym Białej Damy niechybnie doprowadziłoby todo eksplozji.Michał pchnął przepustnicę do oporu, na pełen ciąg bojowy.Miał nadzieję,że zrównoważy w ten sposób znoszenie wywołane przez pocisk, zwiększającopór aerodynamiczny powodowany przez rozszalałą rakietę.- Zawiadom poligon, że mamy kłopoty.Niech nas nie namierzają.Przele-cimy nad nimi.Pochylił nos i starał się rozpędzić maszynę.Zaraz jednak dał spokój, bo Bia-ła Dama chciała koniecznie wyrównać.Lepiej, żeby belka podwieszeń nie byłanarażona na dodatkowe obciążenia.Pchnął przepustnicę w zakres dopalania.Czerwiński rozmawiał z poligonem.Mieli problem.Rakieta mogła oderwać się od węzła podwieszenia lub naweturwać razem z nią, co miałoby niechybnie ten sam efekt, co próba pozbycia sięniesfornego uzbrojenia razem z belką.Prędkość pozwalała nie tylko zrówno-ważyć siłę silnika, ale i odprowadzić gorące gazy wylotowe szalejące podskrzydłem.Zrodkowy pylon z wyrzutnią Białej Damy usytuowany był przykrawędzi natarcia.Michał nie wiedział, jakie uszkodzenia mogą w tych warun-kach poczynić gazy.- Derwisz dwa, tu jedynka.Co się dzieje? Co wy wyprawiacie? Dlaczegosię nie katapultujecie? usłyszał w słuchawkach głos zdenerwowanegoKaweckiego.99- Równoważę siły z rakiety.Strzelać się przy tej prędkości? Panuję nad sy-tuacją rzucił w radio Marciniak. Na ile czasu ma paliwo to gówno? spytał Czerwińskiego przez interkom.- Około dwóch minut.- No to mamy dwie minuty rodeo.Nie wiedział, ile czasu upłynęło od odpalenia, ale nie więcej niż czterdzieścisekund.A więc ten szajs będzie im bruzdził jeszcze dobrze ponad minutę.- Jak tylko zgaśnie, chcę mieć kurs na zapasowe.Zawiadom je, że mamysytuację awaryjną rozkazał Marciniak.W kokpicie był dowódcą załogi.Jeśli belka się oderwie i trafi w skrzydło, natychmiast skacz bez rozkazu.- Zrozumiałem.Czerwiński nie skomentował ostatniego rozkazu.Skakanie przy tej prędkościbyło ryzykowne.Powietrze opływało Su-22 z prędkością 1000 kilometrów nagodzinę i dla wyrzuconego z samolotu człowieka było twarde jak skała.Gdybyjego pęd zerwał maskę tlenową, mógł zniekształcić twarz, uderzyć ciśnieniemw płuca.Jeśli zniszczeniu uległoby skrzydło, drugie wprawiłoby kadłub w takszybką rotację wokół osi, że prawdopodobnie nie mieliby nawet szans sięgnąćdo dzwigni powodującej wystrzelenie fotela wyrzucanego.Ich życie wisiało nabelce tej samej, na której wisiała Biała Dama.- Kurs do Zwidwina od brzegu: dwa dwa zero.Zawiadomię ich.- Za chwilę.Patrz, co z rakietą.- Nadal grzeje.- Byle nie odmaszerowała teraz.Linia brzegowa zbliżała się w szalonym tempie.Maszyna lekko dygotała odzaburzonego silnikiem rakiety przepływu powietrza pod skrzydłem.Raptemdygotanie ustało.- Zgasła zameldował Czerwiński.Marciniak natychmiast zredukowałciąg.Nie wiedział, w jakim stanie jest belka.Jeśli w kiepskim, to terazprędkość nie była ich sprzymierzeńcem.Przelecieli dokładnie nad poligonem.Pilot nie miał czasu ani ochoty rozglą-dać się za stanowiskami zestawów rakietowych na ziemi.Naprawdę grozny byłjego własny zestaw rakietowy zawieszony pod skrzydłem.Zakręcił na podanyprzez Czerwińskiego kurs.- Derwisz jeden, tu dwójka.Podejdz i zobacz co z belką i rakietą.Kawecki potwierdził.Prędkość spadła do około 400 kilometrów na godzinę.Do lotniska było sto.%7łeby tylko to cholerstwo wytrzymało te dwadzieścia mi-nut na dolot i lądowanie.100Czerwiński nawiązał kontakt ze Zwidwinem i powiadomił o sytuacji awaryj-nej.Marciniak ze zdziwieniem usłyszał, jak prosi o przysłanie saperów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]