[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Grób domniemanejwiedzmy pozostał jednak nieruchomy.Duch nie przybył.Długowłosy zrobił na piersi znak krzyża i ostrożnie wyszedł poza krąg.To mógł byćpodstęp, wiedział, że w środku był bezpieczny, a na zewnątrz - wystawiony na ciosy jakbezbronne dziecko.Duch mógł więc czekać w nadziei, że dopadnie prześladowcę, nim tenznów skryje się za magiczną osłoną.Lecz nie, i tym razem zjawa się nie pokazała.Mężczyzna podszedł do grobów stojących nieopodal, przyjrzał im się, wrócił do kręgu iwypisał gołębią krwią imię i nazwisko, które widniały na sąsiednim nagrobku.- Słuchaj, Fryderyku Dorf, nieodzownej mej woli i nie bądz uparty - powiedziałspokojnie.Półmrok zmierzchu natychmiast rozjaśniło zimne, bladoniebieskie światło.Niewyraznasylwetka niemieckiego młynarza zamajaczyła nad płytą nagrobną i popłynęła w powietrzu wstronę wzywającego ją czarownika.- Wer bist du, verdammt.?! - zaczął wściekle duch.Długowłosy ruchem dłoni natychmiast odesłał go z powrotem w zaświaty.Formuła jestniezawodna, pomyślał.Wniosek może więc być tylko jeden.Grób Irene Weiss był pusty.9W motelowym barze panował zwyczajny w tych dniach tłok.Długowłosy przeciskał siępowoli, omijając grupki mocno podpitych mężczyzn.Barmanka, widząc go, mrugnęłaporozumiewawczo okiem.Gdy zachęcony jej gestem stanął przy kontuarze, nachyliła się doniego i szepnęła:- List dla pana.Kurier dzisiaj przyniósł.Korzystając z zamieszania, przesunęła po blacie zapieczętowaną kopertę.Długowłosypodziękował dziewczynie i przez kilka chwil wpatrywał się w pieczęć - w ciemnoczerwonymlaku odciśnięto literę W".Centrala dba o bezpieczny przepływ danych, pomyślał.Koperta zczerpanego papieru, wyczuł to, była wygłuszona, co uniemożliwiało odczytanie listu zapomocą magii.Z kolei przed otwarciem.Przed otwarciem koperty chroniła właśnie pieczęć.Gdyby złamała ją osoba niepowołana,list uległby zniszczeniu.Co gorsza, dezintegracji uległby zapewne również ten, kto pieczęćprzełamał.A może nawet - długowłosy rozejrzał się dookoła - może nawet szlag trafiłby całymotel.W centrali często przesadzali z zabezpieczeniami.Szybkim ruchem ukrył przesyłkę wkieszeni spodni.Nim zdążył wymknąć się z sali na górę, do swojego pokoju, by bez świadków odczytaćwiadomość, znalazła go Koralina.Zwinnie ominęła dwóch pijaniuteńkich działaczy Ruchu narzecz Racjonalizmu i ująwszy długowłosego pod ramię, uśmiechnęła się do niego.Uroczo, pomyślał, wpatrując się w pogodną twarz dwudziestokilkulatki.Uśmiecha sięuroczo.Dla mnie.- I jak zbieranie materiałów? - spytała konfidencjonalnym szeptem.- Masz coś dla mnie?- Być może.- Odwzajemnił uśmiech.- A tobie jak idzie śledztwo? Znalazłaś winnego?Znowu błysnęła zębami, tym razem zagadkowo.- Zapraszam na górę - powiedziała jeszcze ciszej.- Wszystko ci opowiem.Kiedy znalezli się na piętrze, oddzieleni od kawiarnianego gwaru podłogą i drzwiami,oboje doszli do wniosku, że ich opowieści mogą poczekać.Liczyły się wzajemne uśmiechy,liczyły się słowa szeptane prosto do ucha, liczyły się delikatne pieszczoty i każdy guzik jejbluzeczki.Przez półtorej godziny motel, komisariat, dom Estery, cały Wilków i cała afera -nie istniały.Liczyli się tylko oni.Niestety, rzeczywistość ma to do siebie, że prędzej czy pózniej wypada do niej wrócić.Koralina wróciła, leżąc wyciągnięta na łóżku.Długowłosy wdział spodnie, położył się znowu,obejmując jej talię, ale ona lekko, choć stanowczo zaprotestowała.Zaczyna się, pomyślał z niechęcią.- Niedługo to miasteczko będzie równie spokojne jak nasz pokój - szepnęła.- Sprawcy zidentyfikowani? - zaciekawił się.- Powinnaś pracować w policji.- Policyjna pensja nie starczyłaby mi na kosmetyki.- Pogardliwie wydęła wargi.- Poza tym intryga była wyjątkowo prosta do rozwiązania.- Zamieniam się w słuch - powiedział, siadając na pościeli.Spojrzał na nią.Jej oczy, jeszcze przed momentem sypiące iskry, teraz były zimne iwyrachowane.- Zanim dam ci odpowiedz, najpierw kilka faktów.Pierwszy, o którym być może wiesz,jest następujący: Robert Chudziński, ten, który miał żenić się z dziewczyną rzekomozamienioną w żabę, przez długi czas romansował z oskarżoną o czary Esterą.Chłopak miałognisty temperament, słyszałam, że zwiedził wszystkie okoliczne agencje towarzyskie.Ale tow Esterze, wyglądało, jest zakochany.Mimo że dziewczyna nie miała zbyt dobrej opinii wmiasteczku.- Ze względu na to, że prowadziła sklepik z ziołami i amuletami?- Również, choć nie tylko.Sklepik nie przynosił chyba zbyt dużych dochodów.Esteradorabiała inaczej.Musisz przyznać, że jest niebrzydka.Długowłosy przyznał i zaraz zrozumiał, skąd brała się niechęć do Estery.Zwłaszczaniechęć Wilkowianek.- Najbliższe agencje towarzyskie są kawałek drogi stąd, a klienci na miejscu - rzekł.- Właśnie.- Koralina sięgnęła po papierosa.Podał jej ogień.Katem oka spojrzała nazapalniczkę Zippo.- Tyle że Wilków to obyczajowy zaścianek.Stary Chudziński niepozwoliłby, by jego syn związał się kobietą lekkich obyczajów.Starał się, jak mógł, byRobert zerwał z Esterą.I się wystarał.Wprawdzie kosztowało go to spore pieniądze, bo zwłasnej kasy zafundował Ewie Kubiak oryginalny lubczyk, prosto z Ezoterycznego Poznania,ale, jak widać, opłaciło się.Młody Chudziński o poranku opuścił dom Estery, a następnegowieczora - już nie wrócił.To fakt pierwszy.- Fakt drugi - zaczęła po chwili przerwy - Edmund Chudziński jako najbogatszyokoliczny gospodarz wciąż powiększa swoje włości.Co mógł, już wykupił, wliczając w togrunty popegeerowskie i ziemie małorolnych.Oprócz niego jest w okolicy jeszczekilkudziesięciu dużych gospodarzy, którzy ani myślą sprzedawać ziemi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]