[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Harper poderwał rękę, uciszającżonę.Wbił w córkę spojrzenie; jego twarz wykrzywił lodowaty grymas,jakiego wcześniej nigdy u niego nie widziała. Jak śmiesz!  Oczy mu płonęły, tak samo jak tego dnia, kiedy Brianoświadczył, że jest gejem. Jak śmiesz! I to w moim domu! Powszystkim, co dla ciebie zrobiłem! Psiakrew, to ja cię przyjąłem, jadałem ci dach nad głową, ja dbałem o twoje zdrowie, płaciłem zaszkoły, myślałem o wszystkim.Nigdy cię nie oszukałem.Zawszetraktowałem jak własne dziecko, ty rozpuszczony, niewdzięczny. Tak?  podchwyciła. Co chcesz powiedzieć? Bachorze mordercy?O to chodzi? Czy tak o mnie naprawdę myślisz?  Ty suko. Uderzył ją mocno w twarz.Upadła na podłogę, niewydając nawet jęku.Krzyk matki dobiegł ją jakby z dużej odległości.Powoli podniosła głowę. Nie będzie tak łatwo, tato  szepnęła. Ktoś wie i nawet najlepszychirurg w Bostonie nie naprawi tej szkody.Nawet ty nie masz na towpływu. Nie wiesz, o czym mówisz. Dość!  wrzasnęła Patricia. Dość!Oboje spojrzeli na nią.Wstała, dygocząc jak w febrze.Oczy lśniły jejod łez. Proszę. szepnęła. Już dość.Harper, to nasza córka.Brian jestnaszym synem.Tylko ich mamy.Co ty robisz? Uczę ich wdzięczności.Widzisz, co się dzieje, kiedy im dajeszwszystko? Oboje okazali się.Patricia położyła mu rękę na ramieniu. Harper, przestań.Wyszarpnął się, wściekły i urażony. Ty też? Do diabła, mam dość.Kto kupił ten dom, te samochody, teciuszki i jedzenie? Z pewnością nie ty ani twój ojciec.On zapisałpieniądze biednym, pamiętasz? Powiedział, że musimy na siebiezarobić.Więc zarobiłem.Chodziłem codziennie do roboty,wypruwałem sobie żyły, poświęcałem się tak, że nawet sobie niewyobrażasz, i co za to dostaję? Jak mi dziękuje moja żona?  Odwróciłsię do Melanie. I ty! Wspaniale, że pracujesz dla biednych, ale czynszuz tego nie opłacisz! Pięknie się z nami liczysz! Znikasz na dwa dni, jakbyten pieprzony dom cię nie interesował.A gdybym ja tak zrobił, wiecie,co by się stało? Wiecie? No? Nie dociera? Moje dzieci bawią się nabalach, zadają się ze zboczeńcami, a ja płacę za wszystko! Moja żona latapo sklepach i lituje się nad sobą, a ja wstaję i codziennie idę do roboty,świątek czy piątek, deszcz, śnieg czy mróz! Prosiłem cię tylko o jedno:żebyś była dobrą matką.Nawet tego nie potrafisz.Użalasz się nad sobą,płaczesz po całych dniach.Trudno się dziwić, że Brian zostałzboczeńcem! Musiał się zainteresować mężczyznami.Przecież od kobiet nie mógł się doprosić uczucia!Patricia otworzyła usta, ale mąż jeszcze nie skończył. Więc nie waż się mi sprzeciwiać!  Przeszył Melanie lodowatymspojrzeniem. Nie waż się do mnie mówić takim tonem.To mój dom.Jaza niego płacę, ja go utrzymuję, ponieważ na tym polega moje życie: nazajmowaniu się wami, czy tego chcę, czy nie.Wy się bawicie.Ja nigdynie miałem tego szczęścia.A kiedy umarła moja córeczka, ty egoistko.Raptem urwał.Jest bliski łez, zrozumiała Melanie.Boże,doprowadziła ojca do łez.Harper otarł oczy wierzchem ręki, szybko się opanował, ale nieuspokoił. Idę do szpitala.Spodziewam się, że obie przemyślicie to, co sięstało.A ty, Melanie, masz rano przeprosić mnie i matkę.Potem pakujwalizki.Chcesz czy nie, pojedziemy na te wakacje i będziemyszczęśliwi, choćbyśmy mieli się pozabijać!Wyszedł, trzaskając drzwiami.Po chwili usłyszały huk wyjściowychdrzwi.W domu zapadła cisza.Patricia wpatrywała się w Melanie szeroko otwartymi oczami.A Melanie usiłowała znalezć odpowiednie słowa.Dotknęła policzka;nadal ją palił.Nie potrafiła tego pojąć.Jeszcze nigdy nie widziała, żebyojciec zachowywał się tak agresywnie. Musi się opanować wyszeptała Patricia. Ostatnio przeżywaciężki okres.Melanie nie odpowiedziała. Wszystko będzie dobrze  powiedziała matka niespokojnie. Takjuż jest w rodzinie.Mamy swoje złe dni, ale one mijają.Przeczekamy toi będziemy silniejsi. Może nie powinniśmy tak ciągle przeczekiwać  odezwała sięMelanie ze zmęczeniem. Może ta rodzina naprawdę musi się rozpaść.Podniosła się chwiejnie.Nogi się pod nią ugięły.Za lewym okiemrodził się pulsujący ból.Kolejna migrena. Masz dwadzieścia dziewięć lat.Tylko młodzi tak mówią.Chodzio to, że rodzina musi przebaczać.I zapominać.  Dlaczego? Nigdy nie zapomnieliśmy o Meagan.A ty i tatonajwyrazniej sobie nie przebaczyliście.W przeciwnym razie, czypowiedziałby to, co powiedział? Co wyście wtedy zrobili?Patricia znowu pobladła.Ramiona jej opadły.Melanie pomyślała, żewreszcie osiągnęła to, o co jej chodziło.Jej matka załamała się, zranionai przerażona ponad wszelkie pojęcie.A Melanie nie czuła żadnej satysfakcji.W pokoju powitał ją zgiełk kolorów.Czerwień, zieleń i błękit, żółty,pomarańczowy.Boże, co za bałagan.Zdjęła sukienkę i weszła pod prysznic.Dopiero tam rozpłakała sięrozpaczliwie.Kiedy wróciła do pokoju, emocje ją opuściły.Nie była jużprzerażona, zła czy zdruzgotana.Była zmęczona.Wzięła fiorinal, okręciła się kołdrą i zasnęła w ułamku sekundy.Obudziła się tylko raz; w drzwiach zobaczyła ojca.Stał, podpartypod boki, a wyraz jego twarzy przejął ją grozą.Potem czerń znowu ją wessała i wyrzuciła w gęste zarośla, którychciernie szarpały ją za włosy, a ciężki zapach gardenii łapał za gardło.Ja chcę do domu, do domu, do domu.Uciekaj, Meagan.Dyszenie za plecami.coraz bliżej.Uciekaj!!!Gardenie, zarośla, gałęzie, ciężkie kroki coraz bliżej.Nieeee!!!Kiedy się znowu obudziła, u jej wezgłowia siedziała Patricia.Głaskała ją po włosach. Już dobrze  szepnęła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl