[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Malwina zaczynała się domyślać, że ten, o kim mówił staruszek,mógł być ten sam, któren księcia Melsztyńskiego od Kozaków byłNASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG124obronił, ale chcąc jak najprędzej przeświadczyć się o tym nieprzerywała zakonnikowi, który mowę swoją tak ciągnął: Gdym do celi przeniósł mego rannego, rozumiałem, że już mar-twe tylko zwłoki w ręku moich trzymam, lecz po opatrzeniu ranwszystkich nieco silniejszym oddychaniem znak dał przecie, że jeszczeżyje.Ten promyk nadziei serce moje radością napełnił, bo z pierwsze-go spojrzenia, jakom tylko go spostrzegł, zaraz ten waleczny młodzie-niec czułe politowanie we mnie wzbudzał, politowanie, które potem wnajwiększą się przyjazń zamieniło.Przez tydzień w niebezpieczeństwieżycia zostawał i dziesiątego dnia dopiero wróciwszy do przytomnościzaczął wszystko rozeznawać i dowiedział się, jakim trafem i gdzie sięznajduje.W wyrazach najszlachetniejszych dziękując mi o sobie tylemi tylko zrazu powiedział, że będąc w wojsku prostym żołnierzem za-pędził się był za Kozakami, którzy widząc go niemal samego otoczyli;bronił im się długo, lecz mnogości nareście nie mogąc się oprzeć moc-no raniony padł i sądzi, że za umarłego wraz z drugimi musiał być zo-stawionym.Rana, którą miał nad okiem, przez prawą brew będąc cię-tym, najdłużej zgoić się nie chciała.Wyszedłszy z niebezpieczeństwaze cztery niedziel chorował jeszcze i ten przeciąg czasu dość był długi,bym się na wieki do niego przywiązał.Widząc go ustawnie, rozmawia-jąc z nim codziennie, poznałem w nim wyniosłą i szlachetną duszę,serce aż nadto może tkliwe i cnoty, które zwykle prostoty są tylkoudziałem, złączone z okrasą, jaką najlepsze tylko dać może wychowa-nie.Póki żyć będę, póty nie zapomnę godzin z nim przepędzonych.Furta naszego ogrodu wychodzi w las bukowy, który głęboką brzozydolinę.Tam gdzieniegdzie pomiędzy drzewami urwy skaliste przezmech się przedzierają.Jeden z tych głazów nad przepaścią nachylonyulubionym był siedliskiem mego przyjaciela i gdy słabość dozwoliłajuż mu wychodzić, tam go nieraz znajdowałem siedzącego w zamyśle-niu i wzrokiem goniącego pęd potoku, co pod jego nogami w głębokiejleciał dolinie.Ja wtedy siadałem koło niego i godziny mijały niepo-strzeżone w rozmowach swobodnych.Raz, pamiętam, rzekł do mnie: Lubię na ten patrzeć potok, obraz życia ludzkiego w nim widzę;patrz, jak na przemianę po miękkiej murawie i po ostrych płynie ka-mieniach.Równie jak i my.różne spotyka krainy, czasem kwitnącepola, częściej smutne pustynie, a jedne i drugie prowadzą go do tychwód bezdennych i niezgłębionych, gdzie ginie na wieki.Podobne tej rozmowie, wszystkie wyrazy mego młodego przyjacie-la tchnęły zawsze cieniem wewnętrznego smutku, który nawet mimo-NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG125wolnie w o-czach jego się malował.Przywiązawszy się do niego iprzez starania, którem mu poświęcał, i przez wdzięczność tak czułą,którą codziennie w sercu jego postrzegałem, żywo żądałem przyczynjego zmartwień i szczegółów wszelkich życia jego tyczących się do-wiedzieć. I tak utrzymujesz mnie zawsze  dnia jednego rzekłem mu  iżinszego, jak prostego żołnierza, nie masz stanu.Wiem, żeś tym był do-tąd; ale wychowanie niepospolite i wyniosłość w ułożeniu aż nadtowyraznie twierdzą, że to nie może być jedynym twoim przeznacze-niem.Pozwól mi więc rozumieć, że los twój okrywasz tajemną zasłoną,i nie dziw się, że moja przyjazń podnieść by ją rada. Nie mam przyczyny tajenia się przed tobą  odpowiedział mi nato  i ojcowska twoja przyjazń, której już tyle mam dowodów, zaręczami, że nie bez tkliwości słuchać będziesz opisu życia i zdarzeń jeste-stwa nader mało znaczącego i które (wyjąwszy jedno serce litościwe)nikogo w świecie nie obchodzi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl