[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Trzecim powodem małej frekwencji byłoto, że od niepamiętnych czasów nie zaszedł w tej spokojnejokolicy wypadek morderstwa, a teraz w ciągu niespełnatygodnia popełniono dwie zbrodnie.W tym samym domu!W tej samej rodzinie!.Nie należy się więc dziwić, że zbogobojnego miasteczka przybył na pogrzeb Ludwika194 Boltona tylko jeden człowiek, który z racji swojegozawodu nie potrzebował się krępować mieszczańskimiuprzedzeniami.Michał Bolton pierwszy go spostrzegł i pospieszyłmu naprzeciw. W imieniu rodziny  co prawda nie swojej witam czcigodnego delegata władz państwowych  zacząłkwieciście. Jakże bezcenne zdróweczko po niezawodnejkuracji pani Elżbiety Reyowej? Dziękuję  odparł Huber, wyciągając dopowitalnego uścisku swoją olbrzymią dłoń  dziękuję,czuję się doskonale, za to mój więzień trochę dzisiajzaniemógł.A pan, znakomity detektywie, czy pan jużwykrył swojego zbrodniarza? Nie, genialny inspektorze; jeszcze niezdemaskowałem dotychczas prawdziwego przestępcy, alemamy inne sensacje.Inspektor Huber spojrzał na mówiącego zezem. Władzy nie wolno wprowadzać w błąd,przypominam! Nigdy tego nie czynię.Nawet wówczas, gdywładza kompromituje się w moich oczach przez uwięzienieniewinnego! Ten pański  niewinny sam się przyznał do winy. %7łeby uchronić ukochaną siostrę przed małoprzyjemnym pobytem w areszcie śledczym.Ale mówmynarazie o najświeższej sensacji pałacu jeleniowskiego.Tu Michał Bolton powtórzył Huberowi to, co IrenaBolton opowiadała wczoraj o ukryciu przez mężaprawdziwego testamentu. I ten dokument ktoś skradł z biurka  kończyłswoją opowieść. To fakt niezaprzeczony.195  Na kogo pada podejrzenie? Pan Witold Rey raczył mnie zaszczycić swoimpodejrzeniem. No, ale chyba nie miał racji, co? Che, che, che,che. Zmiech pana inspektora jest wprost czarujący, apoza tym godny popełnionego właśnie dowcipasa.Nadtym, czy pan Rey ma rację, czy nie, zastanawialiśmy siędziś rano wszyscy tak intensywnie, że omal nie przyszło dowiększego twarzobicia.W końcu jednak udało mi sięprzekonać oponentów o swej niewinności.w tymwypadku.Bo na ogół niewiniątkiem nie jestem, wyznaję toze skruchą.Przekonałem ich, że testament mógł skraśćtylko ktoś w tym zainteresowany, więc absolutnie nie ja,któremu nie zapisano żadnego legatu ani w jednym, ani wdrugim testamencie. Aha! Więc jednak pan zna treść skradzionegodokumentu! Ufff, jaki z pana niebezpieczny człowiek odparł Michał kpiąco. W trakcie najniewinniejszejrozmowy potrafiłby zdemaskować przestępcę.Całeszczęście, że mogę się powołać na świadectwo pani Ireny,która nam powiedziała, kogo Jan Bolton mianowałspadkobiercą. Mianowicie kogo? Witolda Reya. Jego?! To dziwne! Przecież on właśnie pokłóciłsię w ów wieczór z wujem i nagadał mu różnychimpertynencji! To właśnie tak zaimponowało Janowi Boltonowi,iż jego uczynił swoim spadkobiercą, a wszystkich innychkrewnych wydziedziczył.Wyraznie napisał w testamencie,196 że z tego powodu i, że uważa Witolda Reya za jedynegoczłonka rodu, godnego  następstwa tronu w Jeleniowie.Ha, mnie wówczas nie znał, niestety  westchnął Michałżartobliwie. Poza tym ustanowił kilkunastulegatariuszy, jak Marskiego, Macieja, Marcina i tak dalej. No, dobrze, dobrze, a skąd pani Irena zna treśćzaginionego testamentu? Bo go czytała, to jasne! A przeczytała, bo goznalazła w kuferku tego, którego właśnie grzebiemy,zalewając się łzami, że tak powiem z lekką przesadą.Istotnie przesadził Michał Bolton i to  ciężko.Tylko Irena trzymała chusteczkę przy oczach, oprócz niejnikt więcej nie opłakiwał Ludwika, nie silił się w ogóle naobłudny smutek.A jeśli chodzi o Michała i Hubera, to ciod dawna już spacerowali przed bramą cmentarza, zktórego wyszli, nie zauważywszy tego nawet, tak ichpochłonęła rozmowa.Niebawem przyłączył się do nichHenryk Peschel, a w końcu także i Marski. Tylko patrzeć  zażartował Michał  a będzienas tutaj więcej, niż osób zebranych nad grobem LudwikaBoltona. O czym panowie rozmawiacie?  spytał Marski,witając się z Huberem. I co pan inspektor sądzi o tejsprawie?  dodał, dowiedziawszy się jaki był temat jegorozmowy z Michałem. Jeszcze sobie nie wyrobiłem zdania w tej materii,ale siłą rzeczy narzucają się rozmaite hipotezy.Boostatecznie testament mogła skraść każda z osóbmieszkających w pałacu, nie wyłączając pani Ireny! Wyłączając, drogi inspektorze, wyłączając;gdyby Irena chciała ukryć dokument, nie byłaby w ogóle onim wspominała.Przecież o jego istnieniu.po śmierci197 Ludwika nie wiedział prócz niej nikt! Jak panowie widzicie, nasz sympatycznydetektyw-amator już rozbił w puch moją pierwszą hipotezę.Przystąpmy więc do omawiania drugiej, którą streszczam wsłowach: Tego testamentu w ogóle nie było.Słyszycie? Niebyło! Wiedząc, że go nie ma, mogła pani Irena puścić wkurs śmiało tę bajeczkę, bo nic przez to nie ryzykowała.Zdawała sobie sprawę z tego, że utrzyma się w mocy ówdawniejszy testament, który ja znalazłem, a który.pośmierci Ludwika Boltona.czynił ją głównąspadkobierczynią. Pięknie, inspektorze, ale jaką by z tego odniosłakorzyść? Jaki byłby cel puszczenia w kurs, jak się panwyraził, tej bajeczki? Czy figlarny zamiar podrażnieniachciwych ciotek? Cel mógł być także inny.Na przykład chęćodwrócenia uwagi władz od aresztowanego Józefa Molla,chęć odciążenia go, że tak powiem.Ta rzekoma.przypuśćmy.kradzież testamentu miała niejako wołać domnie głosem wielkim: Zbłądziłeś, inspektorze! Uwięziłeśbiednego Józia, a pomimo to w pałacu dzieją się nadalrzeczy kolidujące z kodeksem karnym, znikają ważnedokumenty, etc., etc.Słowem uwięziłeś niewinnego,podczas gdy prawdziwy zbrodniarz jest na wolności iszydzi z ciebie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl