[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To ostatnie było chyba najważniejsze, budziłam siębowiem zwykle w niezbyt dobrym nastroju, pełna pretensji do siebie o poprzedni dzień, któregomoim zdaniem nie wykorzystałam tak, jak powinnam, czegoś tam nie zrobiłam, coś tamzrobiłam zle.A czas uciekał.Ten uciekający czas był niemal moją tragedią nie dlatego żestawałam się o jeden dzień starsza, ale że nie byłam w stanie go nadrobić.A teraz.zdarzało się,że w ciągu dnia leżałam na łóżku nie myśląc o niczym.Kiedyś byłoby to niemożliwe.Ale tylerzeczy było kiedyś niemożliwych dla mnie.Nie potrafiłam już sobie przypomnieć siebie sprzedParyża.Nawet mój wygląd się zmienił.Przedtem nosiłam długie włosy.Ile czasu zabierało miupięcie misternego koka, musiałam wstawać pół godziny wcześniej, po to by zrobić z siebiestateczną matronę.Odeszłam od tamtej kobiety już tak daleko, że nawet nie próbowałam jejzrozumieć.Tamta Julia stworzyła swój własny zakon, w którym była przeoryszą.Przysiada się do mnie kobieta o zmęczonej, szarej twarzy.Dwie głębokie bruzdy wokół ustbardzo ją postarzają.Pije kawę patrząc gdzieś przed siebie.Pewnie też tak bym wyglądała, gdybym nie poznała Aleksandra, i pewnie nie wiedziałabym o tym, że coś ważnego straciłam.Chociaż.przebłyski takiej świadomości zdarzały mi się już przedtem.Wkrótce poprzyjezdzie do Paryża zostałam zaproszona przez koleżankę z Sorbony na kolację.Mieszkałaz mężem w dobrej dzielnicy.Mieli piękny dom.Jej mąż był znanym lekarzem.Prowadził klinikęginekologiczną.Okazał się uroczym człowiekiem, bezpośrednim, promieniejącym dobrociąi serdecznością.Pomyślałam wtedy, że gdybym miała przy sobie takiego mężczyznę, mogłabymsię czuć bezpieczna.Nigdy tak się nie czułam, zawsze gdzieś w powietrzu wisiałoniebezpieczeństwo zagrażające mnie albo Ewie.Może dlatego miałam do niej żal, że natowarzysza życia wybrała kogoś, kto nie był w stanie jej tego bezpieczeństwa zapewnić.Przynajmniej jedna z nas powinna o to zadbać.A Ewa sama powiedziała, że Grzegorz w każdejchwili może spaść z wysokiego drzewa i zwyczajnie się zabić albo zostać kaleką do końcażycia.Ale mój związek z Aleksandrem nie oznaczał bezpieczeństwa.Orly, wpół do dziewiątej ranoZbliża się pora odlotów do Genewy, Rzymu i Brukseli, więc barek opustoszał.Kobieta,która tu przez chwilę obok mnie siedziała, zgubiła rękawiczkę.Spostrzegam ją na podłodze obokstolika.Nie wiem, dlaczego ten nieważny fakt wyprowadza mnie z równowagi.Jestem bliskapłaczu.Jak dziecko zagubione w tłumie.I tak się czuję.Jak porzucone dziecko.A przecież to jaspakowałam walizkę, to ja odeszłam.On już to wie.Wie to od kilku godzin.To nie ona byłapowodem.Ja i tak bym odeszła.Wiedziałam od początku, że taki dzień jak ten nadejdzie.Niewiedziałam tylko, że wszystko okaże się takie trudne.Trudniejsze nawet do przeżycia niżReims.Po tej wymianie zdań nie widzieliśmy się przez kilka dni.Nadal byłam mu wdzięczna, żepowiedział coś, co uniemożliwiało nasze dalsze kontakty.Być może będziemy jeszcze ze sobąrozmawiać, myślałam, ale z pewnością nie powrócimy do poprzedniej zażyłości, która dla mniemogła skończyć się tragicznie.Bo co by było, gdybym się jednak przed nim rozebrała.Leżałam na łóżku z notatkami, kiedy zapukał. Pozwolisz mi wejść? Wejdz.On też trzymał w ręku notatki.Miał na sobie luzny szary sweter z wycięciem w serek,dżinsy.Na bosych stopach klapki.Wydało mi się to niestosowne.Po takim usztywnieniustosunków nie powinien przychodzić do mnie bez skarpetek! Wiesz, mam taki problem.Mój bohater jako młody chłopiec, zaczynając prowadzić dziennik, umieścił na początku ludową pieśń.o dość znaczącej treści.ale nie wiem, czy jąwłączyć do tekstu, czy tylko o niej wspomnieć? A możesz mi to pokazać?Skwapliwie podsunął mi kartkę.Z rzeczną faląPo KazanceSiwy kaczor płynie.Brzegiem rzeki,Brzegiem krętym,Dzielny młodzian idzie.Włosom swoim,Włosom jasnymCoś gada, przywtarza.Komu przyjdzieMoje włosyJaśniuteńkie uczesać?Czesać jasneWłosy mojeStara babka będzieA choć czesze,Choć przygładzaJeno je wydziera. To niezwykłe, że on to zanotował  powiedziałam.Aleksander uśmiechnął się. Zawsze miał poczucie śmierci. Nawet w tak młodym wieku? Oni wszyscy to mieli, cała rodzina.Starałam się unikać jego wzroku. Może byśmy wyskoczyli coś zjeść? Pokręciłam przecząco głową, ciągle na niego niepatrząc. Nie jesteś głodna czy nie chcesz wyjść ze mną?  spytał zaczepnie. Jestem zajęta, muszę się przygotować do zajęć. A ja muszę pisać, ale oprócz tego chciałbym coś przekąsić.Może pójdziemy naprzeciwkodo naszych Wietnamczyków?W końcu na niego spojrzałam. Nie! Dlaczego?  Bonie!Chwilę mierzyliśmy się wzrokiem. A jeżeli powiem: przepraszam?  Nie musisz mnieprzepraszać. Nie muszę, ale chcę!Orly, dziewiąta ranoZamawiam kolejną kawę.On czasami mówił rzeczy, które mnie raniły.Ale wiedziałam, jaki jest.Trudny, narzucającyswoją wolę.W końcu z nim poszłam do Wietnamczyków. Właściwie nic nie wiem o twojej córce, poza tym że nie jada mięsa  powiedział, kiedy jużusiedliśmy. To najistotniejsza o niej informacja.Ona, jej mąż i dzieci są wegetarianami.I to nie jestsprawa diety, ale filozofii życiowej, która jest mi kompletnie obca. Ale cielęciny nie jadasz! I pasztetów strasburskich też.W jakiejś kłótni Ewa wykrzyczała, że jeżeli chcę ją odwiedzać, proszę bardzo, ale nie życzysobie komentarzy o pustce w lodówce i głodzeniu dzieci. Czy wiesz, że mięso to trucizna? Zwierzęta przed śmiercią wydzielają toksyny.Już StaryTestament o tym wspomina: a mięso zwierząt stanie się waszym grobem. Czytujesz Stary Testament? Nie ja, Grzegorz.Grzegorz.Dlaczego pokochała tego właśnie mężczyznę? Opowiedziała mi kiedyś, że jej mążmiał przebłysk z poprzedniego wcielenia.Zobaczył siebie jako średniowiecznego rycerza.Najakimś wzgórzu.Siedział na koniu, zakuty w zbroję, z nisko zwieszoną głową.To bytłumaczyło, dlaczego jest zawsze taki ponury.A ona przeciwnie  jasna, pełna dobroci i słońca.Ktoś tak kiedyś o niej powiedział:  Ewa jest pełna słońca.Skąd się w niej to słońce wzięło?Z pewnością ja go jej nie dałam.Powinnam ją zawiadomić, że wracam.Może chciałaby wyjechać po mnie na lotnisko? Aleczyja bym chciała spotkać moją córkę w takim stanie, w jakim się znajduję? I co jej powiem? %7łeto z wynajęciem mieszkania i to z miłością to była tylko przymiarka do życia, które się nieudało.Tamtego dnia po zajęciach studenci zaprosili mnie na wino, chętnie na to przystałam, boodwlekało to mój powrót do hotelu.Wracałam tam teraz z lękiem.Sytuacja między mną i Aleksandrem była napięta, dochodziło do tego, że słysząc kroki na korytarzu bałam się, że toon.Obawiałam się, że wtargnie do mojego pokoju i zrobi coś nieobliczalnego.A możeobawiałam się siebie.Zajęliśmy stolik na ulicy przed kawiarenką na placu Saint-Michel, z mojego miejsca miałamwidok na fontannę, gdzie kamienny święty Michał zawzięcie walczył z szatanem. Widziałem wczoraj w peryferyjnym kinie Pierścionek z orłem w koronie Wajdy, ale chybareżyserowi nie leżał ten temat  powiedział jeden ze studentów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl