[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ten pasziemi jest istotnie wspaniały! Oczywiście, \e bardzo gorąco na pobrze\uEkwadoru, no i wygód te\ niewiele, ale krajobrazy wprost niezrównane.- Mnie się zdaje - rzekł Galii - \e zupełna swoboda \ycia w kraju barbarzyńskimbardziej by mnie pociągała ni\ najpiękniejsza sceneria krajobrazu, Tam człowiekmusi mieć chyba pełne poczucie swej godności, jakiego nigdy nie mo\e zaznaćwśród tłoku naszych miast.- Tak - odparł Szerszeń - to znaczy.Gemma podniosła oczy od robótki ispojrzała nań.Okrył się nagle purpurowym rumieńcem i urwał.- Czy mo\e bóle wracają? - trwo\nie spytał Galii.- Och, nic powa\nego.Ju\ odchodzicie, Martini?- Tak, chodzmy, Galii, inaczej się spóznimy.Gemma wyszła wraz z nimi i pochwili wróciła niosąc szklankę mleka podbitego jajem.- Proszę wypić - rzekła ze stanowczością, zabierając się znów do swej roboty.Szerszeń potulnie wypił.Przez pół godziny \adne nie rzekło słowa.NareszcieSzerszeń rzekł bardzo cicho:- Signora Bolla! Podniosła oczy.Szarpał frędzle dywanu okrywającego sofę i miałoczy spuszczone.- Pani nie wierzyła, \e mówiłem teraz prawdę - począł.- Ani na chwilę nie wątpiłam, \e pan mówił nieprawdę - odpowiedziała spokojnie.- Miała pani rację.Wszystko to było nieprawdą.- To, co pan mówił o wojnie?- O wszystkim.Wcale nie brałem udziału w tej wojnie, a podczas wyprawy naukowejistotnie miałem niejedną przygodę i większa część opowiedzianych zdarzeń zawieraprawdę, lecz zgruchotano mi kości w inny sposób.Skoro mnie pani przyłapała najednym kłamstwie, to sądzę, \e mogę wyznać i resztę.- Nie uwa\a pan, \e szkoda trudu na wymyślanie tylu bajek? - spytała.- Có\ pani chce? Jak to brzmi wasze angielskie przysłowie: "Nie zadawaj pytań, anie usłyszysz kłamstw".Przecie\ nie sprawia mi najmniejszej przyjemnościokłamywać w ten sposób ludzi, muszę im jednak coś powiedzieć, gdy pytają, w jakisposób stałem się kaleką.A skoro ju\ muszę zmyślać, niech przynajmniej będzieto coś ładnego.Widziała pani, jaki Galii był rozbawiony.- Woli się pan podobać Gallemu ni\ mówić prawdę?- Prawdę! - Spojrzał na nią trzymając w ręku oderwaną frędzlę.- Chyba pani nie\ąda, bym tym ludziom mówił prawdę? Prędzej bym sobie dał język wyrwać! - Pochwili dorzucił: - Nigdy jej nikomu nie powiedziałem, ale powiem pani, jeślizechce posłuchać.Odło\yła robotę w milczeniu.Dziwnie bolesnym wzruszeniemprzejmował ją ten twardy, tajemniczy, niesympatyczny człowiek, odsłaniającynagle swe prze\ycia przed kobietą, którą zaledwie znał, a której najwyrazniejnie lubił.Nastąpiła długa chwila milczenia, po czym podniosła nań oczy.Lewymramieniem wsparł się na stojącym obok stoliczku i przysłonił oczy okaleczałąręką.Zauwa\yła nerwowe wyprę\enie palców i silne pulsowanie \yły biegnącej kołoblizny u przegubu ręki.Podeszła do niego i cicho przemówiła po imieniu.Zerwałsię gwałtownie i podniósł głowę.- Z-zapomniałem - wymamrotał.- Miałem pani o.opowiedzieć o.- O tym.wypadku, który spowodował pańskie kalectwo.Ale jeśli to panu sprawiaprzykrość.- O wypadku? Och, to zgruchotanie kości! Tak.tylko, \e to nie był \adenwypadek, lecz pogrzebacz.Spojrzała nań w najwy\szym zdumieniu.Ręką, trzęsącąsię bardzo wyraznie, odgarnął włosy z czoła i popatrzył na nią z uśmiechem. - Mo\e pani usiądzie? Proszę tu przysunąć krzesło.Przykro mi, \e nie mogę paniusłu\yć.Tak, istotnie, gdy teraz o tym pomyślę, to widzę, \e ten wypadek byłbydla Riccarda czymś nieocenionym.Jak prawdziwy chirurg ma on istną predylekcjędo złamanych kości, a zdaje mi się, \e przy owej sposobności złamano we mniewszystko, co tylko złamać mo\na, z wyjątkiem karku.- I męstwa - wtrąciła.- Ale to pan zapewne zalicza do swych właściwości niedających się złamać.Potrząsnął głową przecząco.- Nie, moje męstwo zostałopózniej naprawione w ten sam sposób jak reszta mej istoty; ale wówczas byłonajzupełniej zdruzgotane, jak rozbita fili\anka; i w tym właśnie cała sztuka.Ach.tak; zacząłem pani mówić o tym pogrzebaczu.Otó\.zaraz wyliczę.lattemu trzynaście byłem w Limie.Powiedziałem wpierw, \e Peru jest krajemrozkosznym, tylko \e mniej tam przyjemnie ludziom pozbawionym środków do \ycia,jak to właśnie mnie się przydarzyło.Zawlokłem się do Argentyny, a następnie.do Chile, idąc pieszo i przewa\nie głodując, z Yalparaiso zaś wyruszyłem nastatku dla bydła jako rezerwowy marynarz.Nie znalazłszy zajęcia w Limie, udałemsię do doków okrętowych w Caliao, by tam jeszcze spróbować szczęścia.Otó\ wtych portach znajdują się osławione lokale - punkty zborne dla marynarzy.Popewnym czasie dostałem słu\bę w jednej z tych jaskiń gry.Miałem gotować iusługiwać, podawać trunki majtkom i ich dziewczętom i spełniać inne tego rodzajuzajęcia.Robota niezbyt przyjemna, a jednak byłem szczęśliwy, \e ją dostałem;miałem przynajmniej co jeść, widziałem twarze ludzkie i słyszałem ludzkie głosy.Pani się to zapewne nie wyda korzystną zmianą losu, ale ja właśnie przebyłem\ółtą febrę, le\ąc sam jeden na podwórzu nędznej rudery, zamieszkałej przeznędzarzy, i to mnie przejęło takim strachem przed samotnością [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl