[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Carmel pokazywa-ła się od czasu do czasu, ale do końca tego dnia Bonita postrzegaławszystko przez mgłę nieukojonego żalu.Hugh miał rację: Luigi nie cier-piał, leżąc w swoim łóżku w otoczeniu najbliższych.- Idę spać - oznajmiła Carmel pod koniec dnia.-Wam też to radzę.Hugh był w szpitalu, więc teraz Paul wszystkim kierował.Lekarz pierw-szego kontaktu odwiedził Luigiego kilkakrotnie, a pielęgniarka pomogłaCarmel umyć męża.Bonicie z niemałym trudem przyszło pocałować ojca na dobranoc.Niemiała ochoty się położyć, ale czuła, że słania się na nogach, poza tym mat-ka chciała pobyć sama.Powiedziała ojcu, że go kocha, o czym, dzięki Hugh, już wiedział.RSLeżała w chłodnej pościeli w stanie nadzwyczajnej gotowości, bojąc siętego, co ją obudzi.Odgłos kubka z herbatą stawianego na jej stoliku był dzwiękiem taknormalnym, że na ułamek sekundy się zrelaksowała.Uprzytomniła sobiejednak, że tym razem matka nie pukała do drzwi.Siedziała teraz na jej łóż-ku i bawiła się jej włosami.- Bonny, on już odszedł.Miała ochotę się sprzeczać, ale wiedziała, że nie ma to najmniejszegosensu.Patrzyła na zmęczoną twarz matki, szukając słów.Czuła, że coś wniej umarło, że w tym miejscu powstała złowieszcza próżnia.Jak to możli-we, że odszedł, a ona spała?- Kiedy?- Około godziny temu.Spał.Odszedł we śnie.Ale dokąd?- Dlaczego mi nie powiedziałaś? - Wyrzucała jej, że wiedzą o tym jejbracia, wie lekarz, po prostu wszyscy.Ale i tym razem zle oceniła matkę.- Dopiero teraz pójdę im powiedzieć, a potem zadzwonię do doktora.- Jeszcze nikomu nie mówiłaś?- Chciałam z nim trochę pobyć, zanim się zacznie.I się zaczęło.Przyjaciele, rodzina, znajomi, ludzie z zakładu pogrzebowego, księżaoraz całe mnóstwo kwiatów.W domu zrobiło się jak w młynie.Skurczonaw sobie chciała, by nad tym wszystkim panował ojciec, bo tak było zawsze.Hugh był wspaniały: witał, rozwoził, wziął na swoją głowę gromy, któreciskała Carmel, kiedy zrozpaczony Paul osiodłał konia i zniknął na całyRSdzień, Ricky musiał wracać do dzieci, a Marco został wezwany do klaczymedalistki, która miała się ozrebić w Bendigo.Hugh był oazą spokoju.Zżył się z nimi, ale nie do końca był członkiemrodziny.Stał się dla nich kimś, u kogo mogli szukać wsparcia, bo ta stratanie była dla niego aż tak bolesna.- Okej? - zapytał ją w dniu pogrzebu.- Chyba tak.- Nie wiedziała, jak powinna się zachować.Nowe czarnebuty już ją cisnęły, a nowa czarna sukienka z lnu była tak zmięta jak chus-teczka w dłoni.Włoskie płaczki lamentowały w salonie, matka, blada, sie-działa na górze, bracia konwersowali ze stryjami, a Bonita nie mogła sobieznalezć miejsca.Azy, jej specjalność, ciekły jej ciurkiem.- Nie wiem, co ze sobą zrobić.- Opiekuj się mamą.Jak ona się ma?- Ubiera się.Urwała, bo właśnie ujrzeli Carmel.Smutek ścisnął Bonitę za gardło, bochyba po raz pierwszy dostrzegła urodę matki.Carmel rzadko zwracałauwagę na swój wygląd, ale tego dnia się postarała.Szpakowate włosyupięła w kok, do tego włożyła elegancki czarny kostium i czarne zamszowebuty: uosobienie dyskretnej elegancji.Po raz pierwszy od lat zrobiła maki-jaż.- Mamo, pięknie wyglądasz - szepnęła Bonita, trzymając ją za rękę, gdyczekały na samochód.- Chciałam dla niego ładnie wyglądać, po raz ostatni.- Pokiwała głową,uśmiechnęła się i mocniej uścisnęła rękę córki.- Poza tym już nie możemieć do mnie pretensji, że się umalowałam!RSMszy i pogrzebu Bonita praktycznie nie zapamiętała.W kościele widziała jedynie tłum zamazanych twarzy.Rodzina Azettichnależała do powszechnie szanowanych, więc kościół pękał w szwach.Alenawet gdy już wrócili do domu, nie mogła sobie przypomnieć, kto uczest-niczył w tej ceremonii ani kto co powiedział.Gdy jej bracia wraz z Hughnieśli trumnę, trzymała matkę za rękę.Pogrążona w głębokim smutku robiła to, czego oczekiwałby jej ojciec:roznosiła jedzenie i napoje, przez cały czas myśląc tylko o tym, by wszyscyjuż sobie poszli.Nie do końca tego chciała.Wolałaby, żeby ten dzień sięskończył, ale jednocześnie się tego obawiała.Jednak nie miała na to wpływu.- Dziękuję, kochany.- Obserwowała, jak matka czule się żegna z Ric-kym, jego żoną oraz dziećmi.Ostatni goście na szczęście już odjechali, Marco godzinę wcześniej udałsię na spoczynek, a Paul, który wypił całą butelkę wina, też zbierał się dołóżka.- Zadzwonię po taksówkę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]