[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Abbie powoli pokręciła głową.SR - Od początku wiedzieliśmy, że to nie może trwać.Wra-caliśmy do tego pózniej, nawet dość niedawno.Nic się tu niezmieniło.Matt jest związany z Australią.Ja.z Anglią.Bonnie pokręciła głową.- Ale, córeńko, skoro go kochasz, to się wcale nie musikończyć.W tym momencie zadzwonił pager.Wyłączając go, Abbieucieszyła się w duchu, że coś z zewnątrz przerwało tę rozmo-wę.Zadzwoniła do przychodni, narzuciła płaszcz i wróciłado matki, która zaniosła filiżanki do kuchni.- To Geraldine - wyjaśniła Abbie.- Ma dzisiaj dyżur,a prosiłam, żeby wezwała mnie, gdyby miała jakieś kłopoty.- Mam nadzieję, że to nic poważnego? - Bonnie wstawi-ła filiżanki do zlewu i odwróciła się do córki.- Niestety, to coś z Jasperem.Matka pokiwała w milczeniu głową, po czym uścisnęłacórkę.- Nie wypuść szczęścia z rąk, córeńko - szepnęła.Te słowa dudniły Abbie w głowie, kiedy matka odpro-wadzała ją do drzwi i machała na pożegnanie ręką.Jak tomożliwe, że szczęście znalazło ją w tak krótkim czasie i tow najmniej spodziewanej chwili? Może dopiero teraz, pośmierci ojca i Seana, czas zagoił rany zadane przez tę trage-dię.Tak czy owak, nie miała wątpliwości, że Matt wniósłw jej życie radość i spełnienie, których nie zaznałaby bezniego.Kiedy jednak znalazła się przy łóżku Jaspera, natychmiastskupiła się na jego cierpieniu.- Ma kłopoty z oddychaniem - powiedziała cicho Geral-dine.- Chyba trzeba go przewiezć do szpitala.Ale uznałam,że najpierw zawiadomię panią.Abbie zbadała swego starego przyjaciela, który bez wąt-SR pienia cierpiał na infekcję dróg oddechowych i zapaleniepłuc.Problem, często związany z chorobą neuronów rucho-wych, mógł spowodować poważne komplikacje, toteż bezwahania zadzwoniła do szpitala, żeby załatwić przyjęcie Ja-spera.W tym czasie Marion spakowała mu walizeczkę, a kie-dy przyjechała karetka, Abbie powierzyła swego pacjentasanitariuszom.Jasper tak zle się czuł, że nie stawiał oporu.Kiedy poło-żono go delikatnie na noszach, uśmiechnął się do Marion.Poodjezdzie karetki Abbie i Geraldine pożegnały się z Marion,po czym poszły do swoich samochodów.- Czy Marion i Dave to krewni pana Macdonalda? - spy-tała Geraldine z zadumą.- Nie.Tylko lokatorzy - wyjaśniła Abbie.- Bo ta kobieta była bardzo zdenerwowana - zauważyłaGeraldine.- Kiedy ma termin porodu?- Pod koniec listopada.- Abbie się uśmiechnęła.- Bę-dzie pani miała szansę poznać ją lepiej w przyszłym tygo-dniu, bo ma wtedy wizytę.Podoba się pani mieszkanie?- Jest piękne - odparła z zachwytem Geraldine.- Z oknasypialni widzę góry.To zupełnie jak sen.Zawsze marzyłamo życiu na wsi.Tylko nie wiem, jak mnie przyjmą pacjencidoktora Carriga.Prawie wszyscy rozpaczają, że wyjeżdża.Nie tylko pacjenci, pomyślała Abbie.I zwalczając poczu-cie narastającej pustki w głowie, odjechała.Ciepłe, słoneczne dni września pomału ustępowały miej-sca rześkim, zimnym porankom z wczesnymi przymrozkami.Pazdziernik przyniósł wiatry zachodnie i strącił liściez drzew.Biel przyprószyła wierzchołki ciemnych i posęp-nych gór.Na początku pazdziernika Michele obchodziła piąte uro-SR dziny, Matt - trzydzieste pierwsze.Ku zadowoleniu, leczi cierpieniu Abbie żartował, że teraz zaciera się różnica wiekumiędzy nimi.Czyżby istotnie miłość kpiła sobie z lat?W szpitalu stan Jaspera się poprawił.Zaczął wstawaćz łóżka na fotel, a stan płynu i poziom elektrolitu wrócił donormy.Marion i Dave odwiedzali Jaspera regularnie, a cho-ciaż miał założony znienawidzony przez siebie cewnik, czułsię na tyle dobrze, że mógł wrócić do domu.W przeddzień wypisu Abbie dostała telefon ze szpitala.Poranna zmiana odkryła, że jego łóżko jest puste, a pod koł-drą leży koc zwinięty tak, żeby przypominać kształt człowie-ka.Nikt nie widział, by pacjent opuszczał szpital.Zawiado-miono policję, wszczęto poszukiwania.W przychodni pojawili się Marion i Dave z Jonathanem.- Wczoraj wieczorem, podczas odwiedzin, był w zupeł-nie dobrym stanie - powiedział Dave ze zdumieniem, kiedyzebrali się w gabinecie Abbie, snując domysły, co też sięmogło stać.- Jutro miał wrócić do domu.Wszystko zapla-nowaliśmy.- Czy mówił coś dziwnego? - spytał Matt, kiedy wszyscyzastanawiali się nad powodem zniknięcia Jaspera.- Nie -jęknęła Marion.- Może tylko to, że postanowio-no przysłać nam w grudniu kogoś do pomocy na dwa tygo-dnie.Zastanawiałam się, czy to go nie zdenerwowało.Alez powodu mojego porodu uznano, że tak będzie najlepiej.- Kiedy to było? - spytała Abbie.- Bodajże przedwczoraj.- Marion zagryzła wargę.-Gdybym wiedziała, że tak go to zirytuje, wymyślilibyśmycoś innego.- Czy miał przy sobie wierzchnie ubranie? - spytał Matt.Marion pokiwała głową.- Mówiłam już policji.Prochowiec i spodnie.No i oczy-SR wiście buty.Prosił, żeby mu je przynieść.Nie miałam wtedyzłych przeczuć.Uznałam, że tęskni za domem.- Może wybrał się w odwiedziny do starego przyjaciela- rzucił od niechcenia Dave.I wtedy Jonathan szarpnął matkę za rękaw.- A Trawsey, mamo? - szepnął nieśmiało.- Przecież Trawsey to jezioro, kochanie - odparła Ma-rion, po czym spojrzała na Abbie.- Pan Macdonald zawszeopowiadał Jonathanowi, jakie tam łowił ryby.Dlaczego miał-by tam iść?Abbie przypomniała sobie mgliście nazwę jeziora.Jej oj-ciec jezdził tam za młodu z Jasperem na ryby.- Może warto wspomnieć o tym policji - powiedziałacicho.Wyszła do swojego gabinetu, by zadzwonić, a intuicjapodpowiadała jej, że Jonathan podsunął im coś ważnego.Po dwudziestu czterech godzinach znaleziono ciało nabrzegu jeziora Trawsey.Zidentyfikował je pózniej FrankMorgan, który udał się do kostnicy, by wypełnić ten ponuryobowiązek.Okazało się, że serce Jaspera stanęło kilka godzinwcześniej, bo jego kruchy organizm nie wytrzymał zimnaw tę mrozną noc.Jakiś taksówkarz zeznał, że mężczyzna odpowiadający ry-sopisowi Jaspera wezwał taksówkę z budki telefonicznej nie-opodal szpitala.Twierdził, że wraca ze spotkania seniorów, naktórym zanadto sobie pofolgował i dlatego znalazł się w takimstanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl