[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.U schyłku dnia śnieg ustał, a oni minęli cichylasek sosnowy i zatrzymali się nad jeziorem Donnera, gdzie doktor rozluznił plecak i upuścił go naziemię. Możemy się tu zatrzymać na nocleg powiedział. Rano ruszymy w stronę rzeki Truckee.W zastygłej, brunatnej tafli jeziora, jak w zwierciadle, odbijało się bure niebo.Wokół jeziorasterczały ostre wierzchołki sosen, a w ich gałęziach głuchy wiatr gwizdał swoją beznamiętnąmelodię.Czuli się jak grupka rozbitków, bezdomnych i zapomnianych przez współziomków.Podrugiej stronie jeziora dwa pokryte śniegiem szczyty górskie stopniowo rozpływały się wciemnościach i mgle.Wang Pu, nadal w cylindrze, zbierał wióry i chrust na podpałkę.Usiedli na brzegu jeziora; doktorKates podgrzał w blaszance fasolówkę i zaparzył kawy, a kiedy wreszcie skończyli jeść i pić,zrobiło się zupełnie ciemno.W ognisku zgasły ostatnie iskierki ognia, więc usadowili się na swoichkocach, zapalili fajki i cygara i wdychali w płuca chłód czystego powietrza znad jeziora i zapachsosen słowem, aromat obozowiska pod gołym niebem.Przez ponad godzinę rozmawiali o wszystkim, co zdarzyło się tego dnia, i o tym, jak pójdą rano, apotem opatulili się po same uszy w koce i poszli spać.W nocy silny powiew mroznego wiatru wygasił ich ognisko i porozrzucał żarzące się węgielki nadbrzegiem jeziora.*Nazajutrz, około południa, niebo miało kolor zużytej ścierki, a wiatr, zupełnie niespodziewanie,zmienił kierunek i dął teraz od pomocnego zachodu, od Alaski, przez kanadyjskie Góry Nadbrzeżne iWodospady, żaląc się i skomląc płaczliwie ponad szczytami Sierra Nevada, jak bezpański kundel olodowatych zębiskach.Coraz więcej pędzonych wiatrem płatków śniegu wirowało wokół nich, a termometr Teodorawskazywał temperaturę, poniżej której woda zamarza.Wszyscy czterej szli teraz na wschód, to wspinając się, to znów zjeżdżając w dół po skalistychzboczach, kuląc się z zimna w lodowatym wietrzysku i zasłaniając usta szalikami.Collisowi nigdy jeszcze w życiu nie było tak cholernie zimno, a poryw radości, jaki odczuwał, gdyznalezli się na szczycie, zastąpiło teraz potworne zmęczenie, spotęgowane pękającymi na stopachpęcherzami i bólem w łydkach.Doktor Kates był pewnie przyzwyczajony do takich wypraw pogranitowych zboczach Sierra Nevada, ale Collis nie miał potrzebnej do takich wędrówek kondycji.Teodor widocznie też nie, bo kuśtykał dwadzieścia jardów za nimi, z wyrazem twarzy, któryprzypominał Collisowi świętego Sebastiana.Wang Pu też musiał przeżywać męczarnie, ale dziękinaukom buddyzmu, które sobie przyswoił, był uodporniony na ból, więc szedł bez słowa skargi,niezmordowanie, jakby wybrał się spacerkiem do misji Dolores w niedzielne popołudnie.Doktor Kates zatrzymywał się od czasu do czasu na skalistych urwiskach, żeby go mogli dogonić, alegdy tylko się do niego przybliżyli, wysuwał się znowu naprzód, pomykając przez kotlinę jakbiałobroda koza.Przez jakiś czas Collis dotrzymywał mu nawet kroku, więc rozmawiali. Myślę, że moje życie ułożyłoby się zupełnie inaczej, gdyby moja żona nie umarła rzekł doktorKates. Było to przy naszym trzecim dziecku, przy porodzie.Starałem się uratować i ją, i dziecko,ale to była beznadziejna sprawa.Nie pomógłby tam nawet najlepszy kalifornijski specjalista, więcoboje umarli.Pochowałem ich za domem.Duży grób i mały, ze słowami: Zespoleni na wiekiwieków w matczynej miłości.Ale kiedy już poradziłem sobie z rozpaczą, zrozumiałem, że onasama, gdyby żyła, chciałaby, żebym nie ustawał w pracy i żebym żył życiem spokojnym i ofiarnym,więc tak też właśnie uczyniłem.Myślę, że to właśnie śmierć Wilhelminy sprawiła, że poszedłem wgóry, na poszukiwania, bo za jej życia nigdy bym się na to nie zdobył. Mam wrażenie, że pana Wilhelmina nie była ostatnią osobą, która złożyła swoje życie w ofierze tejkolei, w taki czy w inny sposób rzekł cicho Collis.Doktor Kates otarł z brody sople lodu. No cóż powiedział to jest właśnie bogactwo tego kraju, prawda? Nie gmachy ani mosty, aniżelazne drogi, tylko zwykli, prości ludzie.Mimo to byłbym zobowiązany, gdyby mógł pan nazwaćjedno z tych przejść jej imieniem, albo może któryś z pojazdów kolejowych, albo coś takiego.Collis spojrzał na niego. Postaram się powiedział bardzo łagodnie.Przedzierali się teraz przez kotlinę South Yuba,otoczeni ścianą lasu i wysokimi, granitowymi skałami, a zbocze było nadal wystarczająco łagodne,by pozwolić na przejazd dwunastokołowej lokomotywie.Kiedy usunie się stąd głazy, niektóreoskardami, a niektóre, te bardziej oporne, materiałami wybuchowymi, będą mogły tędy przebiegaćdwunastowagonowe pociągi, zarówno towarowe, jak i osobowe, nawet najbardziej wypełnione izatłoczone co do tego nie ma już teraz żadnej wątpliwości
[ Pobierz całość w formacie PDF ]