[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Przepraszam cię.Naprawdę.Wiesz, Eryk jest dla mnie jak brat.Bardzo go kocham - usprawied-liwiała się.- Mam nadzieję, że mi wybaczysz, ale wspaniale było poznęcać się nad nim.- Roześmiałasię.- On też kiedyś dał mi się we znaki, możesz to sobie wyobrazić.A diabelnie trudno jest przebić sięprzez tę jego rezerwę! Od lat nie widziałam, by reagował na kogoś tak jak na ciebie - powiedziałałagodnie.Ashley odwróciła się, zmyła miskę i wycierała ją starannie.- Nie zauważyłam tego.Po prostu odjechał stąd.- Hm.Trochę zdenerwowany.- Nie widziałam tego zdenerwowania.- Trudno dostrzec jego emocje, a zwłaszcza zdenerwowanie - stwierdziła ze znajomością rzeczyWendy.Spojrzała przez stół do pokoju dziennego.Brad i Raf siedzieli ze schylonymi głowami,zatopieni w rozmowie.Billy wyszedł na zewnątrz, by spenetrować okolicę.Tara zajmowała sięcóreczką w pokoju gościnnym.- To nie chodzi o to, by brakowało mu pewności siebie.Po prostuczasami.- Wzruszyła ramionami i dalej mówiła tak cicho, że Ashley odłożyła ścierkę i podeszła doblatu, by ją słyszeć.- Eryk i jego brat byli bardzo podobni.Leif też był taki.Kiedy się wściekał, 386 Heather Grahampo prostu wychodził.Kiedy był zmartwiony, wycho- ( dził.Eryk niemal nigdy nie podnosi głosu.Byłam zachwycona, widząc go dzisiaj w takim stanie.- Wskazała głową na bluzkę Ashley.- Byłamzaskoczona, widząc cię w ciuchach Elizabeth.- To nic nie znaczy.Przecież nie mógł pozwolić, bym latała bez niczego.- Przecież mógł cię wbić w swoje dżinsy i koszulę! Ashley, czy to dla ciebie nic nie znaczy? - spytałapoważnie.- Nie mam prawa zadawać ci tych: pytań, ale polubiłam cię.I mówiłam ci już, że go]kocham.- Ja też mogłabym.- szepnęła Ashley, zanim sobie zdała sprawę, co mówi.Zaczerwieniła się iodeszła od blatu.- Ja.nie o tym myślałam.Ja.- Na pewno nie o tym? - spytała z łagodną powagą] Wendy.Ashley spuściła głowę.- Nie potrafię niczym się zająć - oświadczyła cicho.- Czemu? - spytała Tara, która weszła właśnie do kuchni.Była blada, wyglądała na zmęczoną i roze-spaną, ale w jej uśmiechu czuło się bezgraniczne oddanie przyjaciółce.- Bo on nie chce już mieć ze mną nic wspólnego - wyznała Ashley bezradnie.- Jestem przekonana, że chce mieć z tobą wiele wspólnego - zapewniła ją Wendy.- Racja - potwierdziła Tara.- To znaczy.Nie mógłby tak sobie po prostu odejść.Nie od niej, prawda?- No właśnie.Taką rudowłosą piękność mężczyzna może spotkać tylko raz w życiu. Szmaragdowy anioł 387- Hej, przestańcie! - zaprotestowała ze śmiechem Ashley.- Nie ma o czym gadać.Jutro, jak tylkozałatwię sprawy na policji, wracam do domu.On odszedł i już go nie spotkam.- Założę się, że nie masz racji.- Brad podszedł do żony, objął ją w talii i oparł czoło o jej głowę.-Sądzę, że zjawi się jutro w samo południe.- Nie jestem pewien.Na mojego nosa będzie to koło pierwszej - rzekł sceptycznie Raf i przytulił Tarę.- Och, dość! Co to znaczy? - zaprotestowała Ashley.- Nic dziwnego, że stąd uciekł.Gdybym mogła,też bym to zrobiła.Brad podszedł do blatu i nalał sobie kawy z dzbanka.Puścił oko do żony i uśmiechnął się do Ashley.- Wiem, gdzie jest Eryk.Jeśli chcesz, mogę cię tam zawiezć.- Nie, nie chcę - odparła stanowczo.- I naprawdę nie znoszę bagien.Nienawidzę tych durnychdzwięków wydawanych przez aligatory.Nienawidzę błota i komarów.Kocham beton, daję słowo.- Hm - mruknął Brad, przyglądając się badawczo miłośniczce betonu.- Uważajcie, ona uwielbia rzucać talerzami - ostrzegł Raf.- Nieprawda! - zaprotestowała.- Dobra, dość już! - zarządziła Wendy i spojrzała uważnie na męża.- Coś się stało?- Nie, co się miało stać?- Nie wiem.Mam wrażenie, że znęcacie się nad tą biedną dziewczyną, by odwrócić od czegoś uwagę.- Nie - odparł z ogromną powagą.- Znęcam się nad 388 Heather Grahamnią dla czystej sadystycznej przyjemności.- Zachichotał.- Dobrze, dobrze - mruknęła Wendy.- Zostawmy ją już w spokoju.Chodz, Ashley, zaprowadzę cię nababskie pokoje.Tu jest dość ciasno, nie przeszkadza ci to?- Oczywiście, że nie.Jestem wam wdzięczna, że mogę tu być.Brad i Wendy spojrzeli po sobie z uśmiechem.Wendy poprowadziła Ashley do tylnej sypialni iprzyłożyła palec do ust.Ashley uklękła przy śpiącym dziecku.Amy była maleńka i śliczna, jej skórabyła różo-wiutka.Poczuła skurcz serca.Zawsze zdawała sobie sprawę, że chciałaby mieć dzieci, ale teraz ta potrzebaobudziła się w niej z całą mocą.Pomyślała o mijających latach.Właśnie skończyła trzydziestkę, nie miała zbyt wiele czasu.Coprawda sporo kobiet rodziło po czterdziestce, ale z wiekiem rosły zagrożenia.- To cudowny wiek - szepnęła z tyłu Wendy.- Prawie cały czas śpią.I nigdy nie pyskują.Ashley roześmiała się, lecz nie odpowiedziała.- Coś nie w porządku? - zaniepokoiła się Wendy.- Owszem.Starzeję się - odpowiedziała z uśmiechem i wstała.- Spokojnie.He masz lat? Dwadzieścia siedem, dwadzieścia osiem?- Trzydzieści.- Daj spokój, ja mam trzydzieści pięć i nie jestem stara, więc ty jesteś młódka - zapewniła ją Wendy. Szmaragdowy anioł 389- Trzydzieści pięć? - upewniła się Ashley, wyciągając się na łóżku.Wendy skinęła głową, oblekając poduszkę.- Przy tobie czuję się, jakbym miała osiemdziesiąt.- Daj spokój! - roześmiała się Ashley.- Pomyślałam tylko o twoim synu.- Masz mnóstwo czasu - zapewniła ją Wendy, czytając w jej myślach.- Ale ja bym nim nie szafowała- dodała miękko.- To znaczy?- Nic, nic.Chciałabym, żebyś tu trochę pobyła.Ashley wolno pokręciła głową.- Muszę się stąd wynosić, i to szybko.Przestraszyło mnie śmiertelnie to morderstwo.A kiedystrzelano do nas,.- Głos jej zadrżał.- Wcale nie o to chodzi - powiedziała rzeczowo Wendy.Ashley usiadła.- Jak [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl