[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Choć tak nie do końca jednakrozumiem, dlaczego powiesiłem u siebie na ścianie fotografię dworku wTuhanowiczach.Tekst ukazał się w miesięczniku Azymut, nr 5 (62) 2003 Strona 65 z 70PowrotyOdrzucić okrucieństwo zawieszonych w duchowej pustce powrotówBardzo to przeżywałem.Baśń o chłopcu, który ucieka z domu, gubi się w sztolni,wychodzi z trudem ku światłu, włóczy się jakiś czas po obcych okolicach,wreszcie decyduje się na powrót i odnajduje drogę do domu.Ale przystaje,napawa się tym powrotem, szuka dla niego szlachetnej oprawy, smakuje.Jakieżchwile szczęścia! Tyle jeszcze kilometrów do domu, a przecież już jest u siebie izdaje się, że sama okolica go rozpoznaje - tak natęża się ptasi śpiew ikondensują żywiczne i kwaśne zapachy lasu, a blade zawsze polne kwiaty biorąna siebie czyste czerwienie, żółcie i błękity.Zaraz za strachem na wróble isypkimi kartoflanymi wzgórkami ścieżka ostro odbija na lewo, koszowe złoteule, grusze i strzecha domu.Skrzypi żuraw u studni i z komina idzie dym, boniedługo południowy posiłek.Ucisk w gardle, kiedy popycha furtkę.Nikogo.Wreszcie drzwi od domu uchylają się i idzie ku niemu zgięta w pół, podpierającsię kosturkiem, staruszka, jędza właściwie, baba jaga.Dalej w baśni jest o tym,jak chłopiec się przedstawia, jak pyta o matkę, jak dowiaduje się o sobie, że byłw tym domu ktoś o podobnym imieniu, ale zaginął siedemdziesiąt lat temu.Wychodzi na to, że ta stara kobieta to jego siostra.Chłopiec musi uciekać, boprzerażona kobieta woła na pomoc sąsiadów.Biegną ludzie z kijami, żebyprzepędzić małego oszusta.Wrócić do miejsca, wrócić do miasta, wrócić do domu.Dużo o tym wliteraturze.Zawsze jakieś splątane nadzieje towarzyszą tym powrotom,obietnice mają się spełnić, bo wracamy mądrzejsi o całą podroż, bogatsi odystans i związany z nim obiektywizm.A przy tym łudzimy się, że wejdziemy dotej samej rzeki, bo mimo wszystko zdaje się nam, że jesteśmy ci sami.Gdzieżtam! I wokół nas się zmieniło.Obietnice, nadzieje, wyobrażone spotkania iwzruszenia prowadzą gdzieś donikąd, nie bardzo też wiadomo, co z tyminagromadzonymi wrażeniami, wzruszeniami i podnietami zrobić.Po krótkichradościach górę bierze żal i poczucie, że za chwilę drzwi się zatrzasną ipozostaniemy tu już na zawsze.%7łegnamy się więc pośpiesznie i znówwyruszamy, jak niejaki Robinson Cruzoe po powrocie z bezludnej wyspy, z Strona 66 z 70kuferkiem i papugą na ramieniu.Wiktor Ruben ucieka od  Panien z Wilka , Pajac Tomasza Manna zwiedza swój rodzinny dom zamieniony w miejskąbibliotekę, dławiony żalem, bo poświęcając się sztuce, stracił najpiękniejszyczas, kiedy najbliżsi jeszcze żyli.Jak świadczy opowiedziana na początku bajka ihistorie literackich bohaterów, jest w ludziach jakieś subtelne okrucieństwo wwyostrzaniu sytuacji i przeciąganiu literackiej struny, ale być może podejmująpowrót i dlatego, żeby jakoś odpokutować swoje tchórzostwo w miłości wobecludzi, których już nie ma, i brak uwagi wobec miejsc, które się zmieniły.Wracająteż może, by wziąć odwet? Tak czy owak, boleść ta nie jest zbyt chrześcijańska,podniecająca, owszem, nasze wyostrzone smaki tragedii, ale to pewniewszystko.Wystarczy sięgnąć po przypowieść o synu marnotrawnym i jegopowrocie, by zobaczyć różnicę.Chrześcijańskie orędzie jest proste - życie trzebakontynuować i wciąż się spodziewać, bo jest w wszechświecie jeden stały punkt- nie starzejący się i nie podlegający czasowi Bóg, nasz Ojciec.Spodziewać się ipochwalać, dzięki czynić.Odrzucić okrucieństwo zawieszonych w duchowejpustce powrotów.Skoro zostaliśmy zbawieni przez Boże miłosierdzie, niektóregesty nie mają już zbyt wielkiego znaczenia, choć - jak mówiłem - niosą pewneobietnice, nadzieje i napinają naszą wrażliwość - ale przypomina to raczejnieokreśloną a tajemniczą sferę kryjącą się za trzema kropkami u  głębokiegoautora.Lecz trzeba odwagi, żeby sięgnąć po nadzieję, i nie jest prawdą, żechrześcijaństwo obłaskawia sztukę i życie, sprowadzając je do poziomu powieści produkcyjnych - ono samo jest sztuką.Prawda, chodzimy z rozpacząw sobie, z pytaniami, na które znalezliśmy tylko niewystarczające odpowiedzi,żegnamy się z najbliższymi i rozstajemy z ukochanymi, powracamy wreszcie, amiejsce nas nie poznaje, takoż ludzie.Jako chrześcijanie właśnie.Lecz właśnieobowiązkiem naszym wobec miejsc i ludzi jest dopisać dalszy koniec do bólu iżalu z powodu rozłączenia.Tak pisał Thomas Merton:  Miłość, dzięki temu, iżakceptuje ból ponownego połączenia, zaczyna leczyć wszystkie rany.To jestten dalszy koniec.Złączyć się to w miłości pokonać przestrzeń i czas, nieustawać w miłości, przynieść jej dar, kiedy decydujemy powrót.Nie znosi onpoezji ni sztuki - jako dowód podaję wiersz Czesława Miłosza, w którym zwracasię on do nieznajomego młodzika, najoczywiściej potomka najezdzcy, który niemoże znać dawnych wzruszeń i zdarzeń związanych z ukochaną rzekąprofesora.Ten wiersz to jest dalszy koniec powrotu, wiersz-błogosławieństwodla nowego pokolenia, wiersz-bolesne połączenie czasów.Niech i jemu, Strona 67 z 70młodzikowi, wiedzie się nad tą rzeką i żeby mu było oszczędzone najgorsze.Taksądzę - tylko powrót z błogosławieństwem, czynną miłością i zgodą na ofiarę dokońca swoich dni przynosi ludziom i miejscom pokój i pojednanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl