[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To zaś, że ona przylepiła się do mnie jak smoła i ściga mię swoim nadaremnym kochaniem,wybaczyć jej trzeba, bo od dzieciństwa mnie znając przyzwyczaić się mogła i odstać jej trudno.Jednakowoż spodziewam się, że do upamiętania przyjdzie, a ja przed nią bynajmniej winnym sięnie sądzę.Czy pani mnie wierzy? Jak zbawienia duszy słówka tego czekam: czy pani wierzy?Uczuła, że na jej ręku o płotek opartym spoczęła dłoń gorąca, twardą skórą powleczona, ajednak dziwnie miękka, błagalnym jakby drżeniem zdjęta.Gumno, świron, chata zoświetlonymi oknami zakręciły się jej w oczach, ujrzała na raz wszystkie gwiazdy osypującewysokie niebo i uczuła wszystką krew zbiegającą jej do serca.Z cicha odpowiedziała: Wierzę!Wtem krzyknęła i oboje na równe nogi zerwali się z płotka.Pomiędzy głowami ich sporykamień jakąś silną i zręczną ręką rzucony, świsnął, przeleciał i tylko szyję Janka z lekkadrasnąwszy o kilka kroków na zagon buraków upadł.Zewsząd rozległy się okrzyki i zapytania: Co to? Kto to? Skąd to? Na co? Za co?Ale niemało osób widziało, że była to Domuntówna, która prędko schyliwszy się kamień zziemi była podjęła i ramieniem zamachnąwszy, na rozmawiającą opodal parę go rzuciła.Trzęsłasię przy tym tak, jak gdyby ją febra brała.Kogo właściwie ugodzić kamieniem zamyśliła: Jana265 czy jego pannę, nie wiadomym było, dość że w mgnieniu oka o jej postępku dowiedzieli sięwszyscy, a w zielonej uliczce pomiędzy gajem i ogrodem wielka powstała wrzawa.Już i ci,którzy z papierosami na pole byli wyszli, powrócili i o zaszłym zdarzeniu różne podnosili głosy.Najwięcej było takich, którzy je ganili głośno i wyraznie, żadnych pod tym względem ceremoniinie czyniąc.Już i wprzódy wyróżniający się strój, nadętość i pochmurność panny u wieluprzychylność dla niej odjęły; niektórzy też z natury do złośliwych ucinków i żartów skłonnymibyli.Więc poważnie lub z pośmiewiskiem wypowiadane zdania rozlegały się naokół: Sama siebie postępkiem takim zeszpeciła! Zliczna panna, która ze swoim kochaniem jak dziad z torbą niechcącemu w oczy lezie! Wypchała się jak harmata i kamieniami strzela! Dobry aniołeczek! Teraz chyba dudek ją do ołtarza zaprowadzi! Dziękuję i za dziedzictwo, kiedy od własnej żonki nieprzyrodzoną śmiercią mam umierać! Jak koń cygański okryła się blachami i myśli, że ludzi ubijać jej wolno!Z drugiej przecież strony znalezli się tacy, którzy się za dziewczyną ujęli.Naprzód KazimierzJaśmont, zrazu zdumiony i oszołomiony, do przytomności przyszedłszy palcami pstryknął izawołał: Szyk panna! Bez złego psa i bez strzelby dom od złodzieja obronić potrafi!Już tak widać wszystko na dobre sobie tłumaczyć umyślił.A Domuntowie, po stronie swojejdwóch Siemaszków mający, gromko i groznie krzyknęli: Kto o siestrze naszej jedne jeszcze złe słowo wypowie, dowie się, po czemu u nas czuprynytargują!Wojnę miłującym Obuchowiczom w to tylko było grać! Jakkolwiek sami przedtem z Jadwigidrwinkowali, teraz skoczyli ku tym, którzy pierwsi szukali zaczepki; zaś kilku Bohatyrowiczów iJaśmontów w towarzystwie Zaniewskich i Staniewskich kozłami przy swoim stali, drwinkowaćnie przestając i oświadczając głośno, że nijakich nakazywaczy się nie lękają ani napominającychapostołów nie potrzebują.Na burzę srodze zanosić się zaczynało.Już Obuchowicze ku płotomsię zbliżali, w zmroku wypatrując, skąd by najlepszego kołka wyrwać; już w gronie przeciwnymten i ów pomrukiwał o pogruchotaniu kości i nakarbowaniu pysków, gdy spod gruszy wogrodzie stojącej rozległ się głos donośny i nalegający: Za pozwoleniem wszystkich panów, mnie także słówko w tym zamieszaniu rzucić wolno,bo nie od kogo, tylko ode mnie wszystko poszło.Ja nie wiem, kto wymyślił, że pannaDomuntówna przez złość na mnie kamień rzuciła, bo to jest nieprawda.Co do rzucenia, anisłowa  rzuciła, ale nie przez jaką, broń Boże, pomstę albo zły zamiar, tylko dla zabawy, żebymnie nastraszyć, a pózniej z mojego strachu drwinkować.Mnie się zdaje, że takiego żartu, choć igrubowatego, za grzech śmiertelny poczytywać nie można ani też za niego na złe języki brać,tym więcej, kiedy panna jest zacna i nic jej wcale do zarzucenia nie ma.A jeżeli ja za tenpostępek do panny Domuntówny żadnej pretensji nie mam, to i nikt z niej naigrawać się albo nagańbę dekretować* jej nie powinien i jeżeli komu jeszcze to do głowy przyjdzie, wtedy ja spólniez panami Domuntami postaram się to jemu z głowy wybić!Pod gruszą stojąc, prawie był niewidzialnym, ale w głosie jego usłyszeli wszyscystanowczość i śmiałość.Tedy wielu ramionami wzruszyło i uwierzyło albo udało wiarę w to, żepostępek Domuntówny był tylko żartem gburowatej panny.Kiedy tak, to tak.Jeżeli temu, ktoubligi doświadczył, podoba się ją za płochą zabawkę uważać, to dla jakiej przyczyny insi zaniego ujmować się mają? Z drugiej strony, Domuntowie z kompanionami także uspokajać sięzaczęli, bo postępek Jana podobał się im bardzo i humor poprawił.Ucichli tedy i z pierwszymdrużbantem poszli drogą ku zagrodzie Jadwigi wiodącą, u której końca połyskiwała z dala białakapota jej dziadunia.Zaraz bowiem po dokonaniu postępku z kamieniem, cała trzęsąca się jak wfebrze, poszła ona dziadunia swego szukać i znalazła go z drugiej strony gumna na stołku*N a g a ń b ę d e k r e t o w a ć  wyrażać naganę, orzekać winę niehonorową.266 siedzącego i kilku starszymi ludzmi otoczonego.Właśnie tym starszym ludziom, pomiędzyktórymi znajdował się ekonom z Osowiec, Jaśmont i dzierżawca Giecołd, historię z dwunastegoroku o zmarłym u rodzicielskiego płotu oficerze Franusiu opowiadał, gdy wnuczka ku niemuprzypadła i na rękach prawie ze stołka go podniosła. Chodzmy do chaty, dziaduniu, chodzmy do swojej chaty!  mówiła. Dość już my tupobyli i nabawili się.czas nam we dwoje sobie ostać.Objęła go ramieniem, tuliła do siebie i sama do niego się przytulając, w zeschłą rękę gocałowała, a drogą ku swojej zagrodzie wiodła. Chodzmy, dziaduńku, chodzmy do własnej chaty! Rozbiorę dziaduńka, do łóżeczkapołożę.do spania zakołyszę.mój mileńki, jedynieńki, stareńki dziaduńku!Im więcej od Fabianowej zagrody oddalała się, tym więcej nad drepczącym w objęciu jejstarcem kwiliła, a łzy jak paciorki z oczu jej na jego kapotę i głowę padały.W zielonej zaś uliczce jedni tylko Obuchowicze z niezadowoleniem jeszcze pomrukiwali,pięknej sposobności powojowania żałując.Jeden z nich nawet przed jednym z Siemaszków sięzwierzał, że przeszłej nocy śniło mu się, jakoby gruszki z drzewa rwał, z czego też pewnośćczerpał, że na tym weselu guzy będą.tymczasem widać, że już na niczym wszystko zejdzie.Wzamian zgodę lubiący, jakkolwiek hardowąsi Aozowiccy, a także stateczni Strzałkowscy sobie iinszym pokojowego zakończenia sprawy bardzo winszowali utrzymując, że chamy tylko byle oco za łby się ciągają, w dobrej zaś kompanii hałasy takie, a broń Boże bitwy, wcale sąnieprzystojne.Zresztą zaszła okoliczność, która od świeżego zdarzenia uwagę powszechnązupełnie już odwróciła.Z podwórka na uliczkę wybiegł w wielkim pędzie Julek, ze sobąskaczącego i radośnie skomlącego Sargasa mając i na cały głos wołając: Na Niemen, na Niemen! wszystkich państwa proszę na Niemen, bo już czajki* i czółnaprzygotowałem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl