[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Którego Eliza zwerbowała.Zadowolony z dotychczasowego rozwoju sytuacji, Jeremy wspiął się dokariolki, chwycił lejce i zamaszyście popędził Jaspera, opuszczającdziedziniec zajadu.Kiedy uzgodnili z Jasperem przyjemne, miarowe tempo, Jeremywytężył przed siebie wzrok, na wypadek gdyby powóz znieprzewidzianego powodu zwolnił.Jedynym do tej pory niezrealizowanym zadaniem na jego liście byłopowiadomienie rodziny Elizy.Gdyby podróżowali North Great Road,wysłałby wiadomość nocną pocztą, ale na tej pomniejszej drodze PocztaKrólewska nie świadczyła swoich usług.Bezowocne okazały się równieżposzukiwania godnego zaufania kuriera; tacy posłańcy kursowali pogłównych traktach, przewożąc przesyłki między dużymi miastami.Jeremy rozważył, czy zwrócić się do dowódcy tutejszego garnizonu,jednak, na ile rozumiał tego typu sprawy, kilkudniowy pobyt Elizy wrękach porywaczy musiał bezwzględnie pozostać tajemnicą znaną jaknajmniejszej liczbie osób, podobnie jak się to udało w przypadku He-ather; on sam dowiedział się o pierwszym porwaniu jedynie dlatego, żenależał do kręgu zaufania.Ratując Heather i chroniąc jej reputację, Breckenridge wzbraniał sięprzed wtajemniczeniem w sprawę kogokolwiek z zewnątrz.PodobnieJeremy powątpiewał, czy wręczając dowódcy garnizonu zapieczętowanąwiadomość do Cynsterów, działałby w najlepszym interesie Elizy.Gdy dotrze do Edynburga, przekaże wieści na południe - być może zapośrednictwem Royce'a - najpierw jednak ustali, gdzie porywaczezamierzają przetrzymywać Elizę.Był przekonany, że Cynsterowiewybaczą mu tę opieszałość; bez względu na dręczący ich niepokój,życzyliby sobie, aby na pierwszym miejscu stawiał bezpieczeństwoElizy.Utrzymując stałe tempo, kariolka toczyła się w ślad za powozem.***Skoro nie mogła uniknąć towarzystwa Scrope'a i Genevieve w powozie,Eliza postanowiła dobrze wykorzystać ten czas.Poszperała w pamięci w poszukiwaniu wszystkich faktów,zgromadzonych w następstwie porwania i ucieczki Heather, po czymwybrała taki, który miał największe szanse zaniepokoić Scrope'a.Mężczyzna jak zwykle siedział naprzeciw Elizy - na tyle blisko, by wrazie czego ją pochwycić.Utkwiła wzrok w jego twarzy i poczekała, aż nanią zerknie.- Czy Szkot, który pana wynajął, nadal posługuje się nazwiskiemMcKinsey? - zagadnęła.Scrope zamrugał.Jego wahanie zdawało się potwierdzaćprzypuszczenia Elizy.- Dlaczego pani pyta? - odezwał się wreszcie.- Zastanawiałam się tylko, jak mam się do niego zwracać.Uśmiechnąłsię nieznacznie, rozluźniony.Eliza z nutką protekcjonalności uniosła brew.- Wiem, naturalnie, że nie jest to jego prawdziwe nazwisko.- Poczułasatysfakcję, kiedy przez czoło Scrope'a przemknął mars.- Co powiedziałpanu o mnie i mojej rodzinie?- O pani rodzinie nie musiał mi wiele mówić - odparł po krótkimzastanowieniu Scrope.- Cynsterowie są do-statecznie znani.Jeśli chodzi o panią.- Wzruszył ramionami.-Powiedział mi, że życzy sobie, by panią schwytać i dostarczyć mu doEdynburga, oraz że najłatwiej będzie panią dopaść na baluzaręczynowym siostry.Eliza powstrzymała się przed zmarszczeniem brwi; nie chciała, abyScrope się zorientował, jak ważne jest jej kolejne pytanie.- Prosił konkretnie o mnie? - zainteresowała się beztrosko, jakby jej toodrobinę schlebiało.Ciemne spojrzenie Scrope'a nabrało ostrości.Upłynęła chwila, nimskinął głową.- Tak, o panią.Dlaczego?Właściwie czemu nie miałaby mu powiedzieć?- Kiedy uprowadzono moją siostrę, Heather, prosił o jedną z nas,którąkolwiek z sióstr Cynster, co mogło oznaczać ją, mnie, Angelicę,Henriettę lub Mary.Czystym przypadkiem padło akurat na Heather.Scrope uniósł brwi.Jego spojrzenie stało się nieobecne, kiedy zagłębiłsię w cień narożnika.- No cóż - rzekł cicho - tym razem zażyczył sobie pani.- Po chwili znówpopatrzył na Elizę; nie zdołała niczego wyczytać z jego oczu, gdy dodał: -Zażądał konkretnie pani.Ton tej wypowiedzi nieco zaniepokoił Elizę.Głowiła się nad kolejnymcelnym pytaniem, ale nim zdążyła je sformułować, Scrope, patrząc na nią,odezwał się znowu.- Proszę się nie trudzić.Inaczej niż w przypadku porywaczy pani siostry,u mnie nie ma pani co liczyć na przeciek.Jeśli chce pani uzyskaćodpowiedzi, będzie pani musiała poczekać do spotkania z - uśmiechnąłsię odrobinę złośliwie - panem McKinseyem.Popatrzyła nań zwężonymi oczami, a później w milczeniu odwróciła siędo okna.Jej umysł tymczasem mierzył się z nowym, zaiste nieoczekiwanymfaktem.Tym razem laird chciał dostać konkretnie ją.Cokolwiek nim kierowało, wątpiła, aby była to dobra wróżba.A przecież z każdym pokonywanym kilometrem, z każdym hałaśliwymobrotem kół powozu, Edynburg i McKinsey nieubłaganie się zbliżali.Stanowczo musiała odzyskać wolność, zanim ten Szkot po niąprzybędzie.***Był późny ranek, gdy Edynburg powitał ich błękitno-szarym niebem iorzeźwiającą bryzą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl