[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Moja mama da ci niezle do wiwatu! - Podszedł do kre-densu, jednym szarpnięciem otworzył szufladę i wyjął notat-nik.Na kartce zapisał numer telefonu i podał go Lilibeth.- Tumasz do niej telefon.Zadzwoń! Mo\esz nawet skorzystaćz mego telefonu, bo sam te\ chętnie tej rozmowy posłucham.Z prawdziwą przyjemnością zobaczę, jak moja mama robi cięna szaro.- Potrzebuję pieniędzy.- Tu ich nie dostaniesz.Tracił ju\ cierpliwość, więc nie zwlekając, chwycił ją za ra-mię i zaciągnął do wyjścia.263- Mogę przysporzyć tobie znacznie więcej kłopotów ni\ tymnie.Uwierz mi! - oznajmił i wyrzuciwszy ją za drzwi, za-trzasnął je z hukiem.Potem opadł na krzesło i siedział tak długo, a\ poczuł sięnieco razniej.Niemniej wcią\ jeszcze miał wra\enie, \e jest fi-zycznie chory.Coś się z nim stało, gdy Lilibeth się na niegowściekała i zniewa\ała Lenę.Wyraz twarzy, jaki wtedy przy-brała, upodobnił ją do kobiety, którą widział w swoich snach.Tej, która miała jakiś związek z jego domem, z tajemniczymtrzaskaniem drzwiami, z siłą dą\ącą do tego, by on ten domopuścił, i pragnącą, by stało mu się coś złego. - Nie ma wątpliwości - powiedział do siebie - \e Lenymatka tak\e zle mi teraz \yczyła.Wstał i podszedł do telefonu.Jedynym pozytywnym rezulta-tem tego przykrego prze\ycia było to, \e zaczął bardziej cenićwłasną matkę.Wykręcił jej numer i poczuł się jakby oczysz-czony, gdy usłyszał tak dobrze znany sobie głos.- Cześć, mamo!- Declan? Dziwne, \e dzwonisz o tej porze.Czy coś sięstało? Miałeś wypadek?- Nie, ja.- Wszystko przez te okropne narzędzia.Pewnie odciąłeśsobie rękę.- Nie, wcią\ mam dwie i wszystkie inne części ciała te\na miejscu.Dzwonię tylko po to, aby ci powiedzieć, \e ciękocham.Teraz nastąpiła długa, znacząca pauza.- Czy\byś się właśnie dowiedział, \e zachorowałeś na jakąśśmiertelną chorobę i masz tylko sześć miesięcy \ycia przedsobą?Roześmiał się.- Tu mnie masz! Jestem trupem i chcę nawiązać kontakt z ro-dziną, by się upewnić, \e będziecie czuwać przy zwłokach.- Chcesz, \eby ci wujek Jimmy zaśpiewał Danny Boy?- Nie, naprawdę nie! Wolę spoczywać w pokoju.- Wezmiemy to pod uwagę.A tak naprawdę, to o co ci cho-dzi, Declanie?- Chciałbym ci opowiedzieć o dziewczynie, w której się za-kochałem i którą chcę poślubić.264Nastąpiła jeszcze dłu\sza przerwa.- Czy to ma być kawał?- Nie! Masz parę minut czasu?- Myślę, \e mogę przestawić swoje zajęcia.- Dobrze! - Skoczył do kuchni, wziął mro\oną herbatę i choć lód się stopił, wypił ją duszkiem.- Moja wybranka na-zywa się Angelina Simone i jest piękna, fascynująca, zniechę-cająca, uparta i po prostu doskonała, mamo!- Kiedy ją poznam?- Na ślubie Remy'ego.Jest tylko jedno małe  ale" prócztego, \e ona nie jest jeszcze gotowa powiedzieć  tak".- Nie wątpię, \e uda ci się pokonać ten mały detal.A co toza  ale"?Usiadł i opowiedział jej o Lilibeth.Kiedy skończył rozmo-wę, poczuł ulgę.Pod wpływem impulsu poszedł na górę umyćsię i przebrać.Postanowił, \e spotka się z Leną nieco wcześ-niej, ni\ planował.Dobre uczynki wprawiły Declana w dobry nastrój.Wcho-dząc do Et Trois, liczył się z tym, \e Lena przywita go chłodnoi z poczuciem wy\szości poklepie po plecach.Stała za barem, nalewała piwo i rozmawiała z jednym zeswoich stałych klientów.Declan obserwował, jak jej spojrzenienajpierw poszybowało w górę, a potem wylądowało na nim.Czuł je na sobie, gdy szedł w jej stronę, przeciskając się przezwąskie przejście.Zdą\yła jeszcze wyciągnąć przez ladę barukufel piwa z pianą i wło\yć go w czekające ręce, gdy Declanuniósł ją i przycisnął wargi do jej ust.Dookoła rozległy się bra-wa i gwizdy, a on tylko się roześmiał i trzymał ją na wysokościkilku centymetrów nad ziemią.- Brakowało mi ciebie - wyznał.Wargi ją piekły, więc pocierała jedną o drugą.- Wiem, \e masz dobre intencje.- Pogłaskała go po policz-ku i rzuciła mu szybkie, figlarne spojrzenie.- Teraz jednak po-staw mnie ju\ na ziemi, chłopcze.Przecie\ ja tu pracuję!- Musisz koniecznie znalezć kogoś, kto mógłby cię przezchwilę zastąpić.- Nie widzisz, \e jestem zajęta? Poszukaj sobie miejsca,usiądz, a zaraz przyniosę ci piwo.Podciągnął ją trochę wy\ej, na skutek czego zamajtała noga- mi, a on szybko podło\ył pod nie ramię.Otworzył łokciemdrzwi do kuchni i krzyknął:- Lena prosi, \eby ją ktoś zastąpił! - Potem skierował siędo przejścia.- Czy pan pozwoli, \e się tędy jakoś przeciśnie-my? - spytał popijającego piwo bywalca baru.- Ale\ oczywiście!- Declanie! - złościła się Lena.- Nie chciała się z nimsiłować, \eby nie zrobić złego wra\enia na gościach.- Nie ro-zumiesz, \e prowadzę tu biznes?- I bardzo dobrze ci to idzie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl