[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zasadzimy osty i po całychdniach będziemy mówili w dawnej mowie, a wieczorami tańczyli giga.I znów Lister odpowiedział dopiero po długiej chwili:231 - To Nowy Zwiat, chłopcze - rzekł beznamiętnie stary żeglarz.- Znajdzsobie jakieś inne marzenie.- Ja już je mam - odparł Duncan.- Ty mi je dałeś.A teraz zakorzeniłosię zbyt mocno, żeby je porzucić.Przysięgam, że nie zawiśniesz, Lister.Tamtego dnia na maszcie przywróciłeś mnie do życia.Byłbym smętnymnędznikiem, gdybym ci się nie zrewanżował.Co Adam powiedział Frasierowi?  Złożono obietnice, których złamaniepołożyłoby kres wszystkim dobrym rzeczom.Z cienia po drugiej stronie szkoły dobiegł śmiech młodej dziewczyny.Duncan wstał.- Co się z nimi stało, z twoimi dwoma młodymi kuzynami? - zapytał,zanim odszedł.- Dobrzy chłopcy, obaj.Jedyna radość dla serca ich udręczonej matki.Inna gruba werbowników zgarnęła ich miesiąc pózniej.Obaj zginęli, gdyich fregata została zatopiona przez Francuzów w pobliżu Brestu.Duncan znalazł Virginię siedzącą na pieńku za szkołą i patrzącą, jak jejbrat rzuca kamieniami w potłuczone porcelanowe naczynia ustawione rzę-dem na ławce.Jonathan rzucał z poważną miną, a jego siostra wesoło sięśmiała, ilekroć trafił w cel.Duncan usiadł obok dziewczyny, obserwując jejbrata.Na twarzy chłopca malowała się nie tylko powaga.Także niepokój, anawet strach.Celnych rzutów nie witał z radością, lecz z uczuciem, któremożna by nazwać nienawiścią.Po kilku minutach Duncan zaprosił ich, by zwiedzili nową klasę.Popro-sił, żeby wybrali sobie stoliki.Usiedli przy bocznych, zostawiając środkowywolny i zerkając nań nerwowo.- Gdzie jest dziś Sarah? - zapytał Duncan.- Ojciec i pastor tak bardzo się o nią martwią.Wielebny Arnold co-dziennie przez godzinę czyta jej Biblię - odparła z powagą Virginia.Gdy to mówiła, jedna z pokojówek pojawiła się na ganku i zaczęła wołaćdzieci.- Ojciec daje nam lekcje muzyki - razno oznajmiła dziewczynka, poczym zebrała spódnicę i uciekła, a Jonathan odmaszerował za nią.Duncan pospiesznie wepchnął za koszulę kartkę papieru i ołowiany pi-sak, wśliznął się do stajni, by wziąć jedno z opartych o ścianę stylisk siekier,po czym udał się na miejsce uroczystych spotkań zwane Skrajem Lasu.Usiadł na długiej kłodzie, z mocno bijącym sercem, ściskając stylisko.Nig-dy w życiu nie bał się tak jak teraz.232 Usłyszał trzask gałązki i powstrzymał chęć ucieczki z powrotem na pola,a potem zobaczył, że to jedno z tych małych, jasnobrązowych, pasiastychstworzeń, które Crispin nazywał wiewiórkami ziemnymi.Spoglądał nabaldachim listowia, uspokajając się, po czym podszedł do kamieni na środ-ku polany.Indianie byli dzikusami, a jednak przynajmniej niektórzy od-prawiali takie ceremonie jak ta w kościele, i zdawali się mieć szacunek dlaprawdy.Mieli w sobie coś, co poruszało nawet takiego zahartowanego we-terana jak sierżant Fitch.Duncan obszedł kamienny stożek a potem, czując się jak intruz w świą-tyni, odsunął kamień leżący na samej górze.Zajrzał do skrytki, a potem zmocno bijącym sercem popatrzył na las.Wampum był tam, a obok niegoktoś umieścił kilka piór i skrawków futra związanych sznurkiem paciorków.Serce podeszło Duncanowi do gardła, gdy rozglądał się po otaczającym golesie.W ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin był tutaj jakiś India-nin, pół mili od jego łóżka, a teraz on wtykał nos w indiańskie sekrety.Wyjąwszy kartkę papieru, Duncan zaczął odrysowywać kształt i wzórpasa, który oglądał z Woolfordem.Prostokąty po obu stronach, postacieludzi z toporami, w środku duże drzewo z siedzącym na nim człowiekiem,kilka małych  x połączonych na górze z sąsiednimi i rozdzielających po-stacie zwierząt.Te symbole nic mu nie mówiły.Jednak oznaczały coś dlakogoś z osady.Kiedy skończył, wyjął z kieszeni kamizelki stronice wyrwanez dziennika Everinga i ponownie przeczytał każdą notatkę, próbując odcy-frować nawet te, które zostały starannie wykreślone.Kartki zawierałygłównie nieporadne wiersze, jedne opisujące śpiącą Sarah, inne wyrażającewyraznie nasilający się niepokój Everinga wywołany rychłym zejściem naląd w Ameryce.Duncan wciąż wracał do tych kilku linijek wyglądającychna szkice wierszy, które nie powstały. Gdyby sny przenosiły cię do innegoświata i śniłbyś dwa miesiące, nie budząc się, czy nie próbowałbyś na zaw-sze pozostać po tamtej stronie? - pytał profesor.Potem, pod serią krzyży-ków mających zamazywać słowa, odczytał mrożącą krew w żyłach wersjęstarej dziecinnej rymowanki. Był sobie krzywy człek, na krzywe drzewowszedł.Znalazł tam krzywe słowa i krzywe fale pocałował.Te słowa Everinga sprawiły, że Duncan spojrzał ku rzece.Odłożył pas doskrytki, po czym poszedł w kierunku brzegu.Wciąż dowiadywał się czegośod Everinga, długo po jego śmierci, jakby uczony mówił do niego z tamtego233 świata.Dotarł do brzegu, opanował lęk i wszedł do wody.Wykrzywiona twarz kukły zdawała się patrzeć prosto na niego, gdyprzybył pod choinę na wysepce.Od jego poprzedniej wizyty prawie nic siętam nie zmieniło, tylko wieniec z poroży leżał teraz przed Everingiem ikilka piór opierało się o rogi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl