[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nieprawda.On był moją czekoladą - jeden kęs nigdy mi nie wystarczy.Na dodatekbył również wampirem i nie mógł mi dać tej jednej rzeczy, której tak bardzo pragnęłam.Niech to szlag.Kiedy tak prosta czynność jak seks stała się tak bardzoskomplikowana? Potarłam dłonią oczy.- Posłuchaj, przedyskutujemy to kiedy indziej.Nie sądzę, żeby to było odpowiedniemiejsce na tego typu rozmowy.Wejdzmy do środka i odnajdzmy resztę.Wstał i wyciągnął rękę w moją stronę.Zawahałam się, nie chcąc ryzykowaćdotknięcia i wiedząc jednocześnie, że wyszłabym na idiotkę, gdybym nie przyjęła jegopomocy.Wiedziałam też, że to był właśnie powód, dla którego oferował mi swoją dłoń.Wjakiś sposób nabrało to charakteru wyzwania.Nigdy nie odrzucałam wyzwań, więc w końcu wsunęłam swoją dłoń w jego.Coś jakimpuls elektryczny przeskoczyło pomiędzy nami.Utkwił we mnie spojrzenie, sprawiając, żezatonęłam w głębi jego czarujących, ciemnych tęczówek.Palce miał takie ciepłe i delikatne, ajednocześnie na tyle silne, by podciągnąć mnie w górę.Nagle przyłapałam się na ty, żesięgam pamięcią do chwil, w których te sprytne, utalentowane dłonie pieściły moje ciało,drażniąc je, gładząc i dając rozkosz.Poczułam, jak wrze we mnie pożądanie, rozpalającpowietrze, zupełnie jakby na jedno uderzenie serca te wspomnienia zawisły między nami.Na jego wargi wypłynął powolny, intymny uśmiech.Mój puls wskoczył na piąty bieg67 i nagle zabrakło mi tlenu.To był ten rodzaj uśmiechu, którym mogli podzielić siękochankowie po nocy pełnej intymności.A my dzieliliśmy takie ze sobą, i to nie raz.Jego spojrzenie wbijało się w moje jeszcze przez kilka szalonych uderzeń serca, apotem prześlizgnęło się leniwie po moim ciele, roztapiając miejsca, na których zatrzymało sięna dłużej.Pod takim spojrzeniem stopiłby się nawet lód, a nikt nigdy nie mógł oskarżyć mnieo bycie bryłą lodu.Napięcie eksplodowało w dole mojego brzucha, przepływając falami przezresztę ciała.Powietrze było tak gęste, nagrzane i pełne napięcia, że ledwie mogłam oddychać.Jeden krok.Tylko tyle było trzeba, by znalezć się w jego ramionach, całować tesmakowite usta i czuć na sobie jego smukłe ciało.W sobie.Zacisnęłam pięści, wbijając paznokcie w dłonie, by bólem zwalczyć ogarniające mniepożądanie.- Nie będę się z tobą kochać tylko dlatego, że uznałeś, iż jesteś w stanie znieśćregularne pieprzenie się z wilkołakiem.Coś ponownie zamigotało w jego oczach.- Dlaczego? Powiedziałaś mi kiedyś, że seks jest dobrym początkiem związku.I był.Zazwyczaj.- Od tamtego czasu dużo się zmieniło.W końcu miałam szansę trochę pomyśleć.- Od tamtego czasu minęło zaledwie kilka miesięcy.Odsunęłam się.Najwidoczniejznowu mocno wkurzyłam los i to był jego sposób na odpłacenie mi tym samym.- Nie tutaj i nie teraz, Quinn - powiedziałam i zmusiłam swoje stopy do ruszenia się zmiejsca i minięcia go.- Chodzmy wreszcie do tego ośrodka.Przeszłam na podczerwień, skanując wzrokiem teren i budynki znajdujące się tuż przylinii ogrodzenia.Wciąż nie było żadnych oznak życia.%7ładnego ruchu.Doszliśmy do ogrodzenia.Quinn przesunął palcami milimetr od drutu kolczastego.- Nie czuję w nim prądu.- Dotknął go leciutko.- Nic.Można go ciąć.Odstąpiłam o krok i wyjęłam jeden z laserów.- Jeśli zasilanie zostało odcięte, to znaczy, że to miejsce jest całkowicie opuszczone.- Ale i tak musimy być czujni.- Wiem.Wycięłam otwór wystarczająco duży, bym mogła się przez niego spokojnieprześlizgnąć.Quinn przeszedł pierwszy.Omiótł spojrzeniem teren, zanim zwrócił się w mojąstronę.- Wszystko w porządku.Chodz.68 Poszłam za nim, mimo że serce utknęło mi gdzieś w gardle i pojawiły się trudności zoddychaniem.Szliśmy wzdłuż cieni rzucanych przez budynki, nasłuchując w ciszyjakichkolwiek odgłosów i nieustannie skanując wzrokiem otoczenie.Cisza.Nawet brzęczenia owadów.Gdy weszliśmy głębiej między zabudowania, moje spojrzenie powędrowało w stronęporośniętego drzewami wzgórza.To stamtąd z ledwością udało mi się uciec.Quinn dotknął lekko mojego ramienia, sprawiając, że podskoczyłam ze strachu.- Przepraszam - szepnęłam.- Nie musisz tam iść, jeśli nie chcesz.Możemy zaczekać na resztę przy ogrodzeniu.Oblizałam wargi i potrząsnęłam głową.- Muszę to zrobić.Kiwnął głową, zsuwając dłoń na moje plecy i prowadząc mnie naprzód.Ciepłoeksplodowało w miejscach, które stykały się z jego palcami, przetaczając się falami przezmoje ciało.Mimo że dotyk przynosił pewną ulgę, nie pomógł zlikwidować strachuzalegającego na dnie mojego żołądka.Ukradkiem zagłębiliśmy się między budynki ośrodka, brnąc powoli w stronę wzgórza.Im bardziej zbliżaliśmy się do znajomej mi uliczki, tym wolniejsze stawały się moje kroki, ażw końcu zatrzymałam się u jej wylotu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl