[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teoria ta wydaje się dobrym kandydatem na ostatni roz-dział tej pracy i to z co najmniej trzech względów.Po pierwsze, mimo iż zgodnie z nazwą,jest to teoria odniesienia, a nie znaczenia wyrażeń, powstała ona jako reakcja na niepowodze-nia poprzedzających ją teorii znaczenia.Jest to więc dobra okazja do niewielkiego podsumo-wania.Po drugie, będąc teorią odniesienia wyrażeń, z wielu powodów mogłaby ona być rów-nie dobrze nazwana metafizyczną teorią znaczenia dotyczy bowiem jednej z najistotniej-szych funkcji, jakie znaczenie miało pełnić mechanizmu ustalenia odniesienia, a robi to przyużyciu pojęć odrzucanych z góry przez wielu innych teoretyków jako nieuleczalnie metafi-zycznych.Po trzecie, jest ona w dużej mierze powrotem do propozycji, które otwierają tępracę, co daje cenione przez wielu filozofów poczucie powrotu do punktu wyjścia59.Roz-pocznijmy przyjrzenie się przyczynowej teorii odniesienia od prezentacji motywów jej po-wstania.Jak zauważyliśmy w rozdziale drugim, tradycyjna, pochodząca od Milla teoria nazwwłasnych rodzi pewne, trudne do przezwyciężenia lub zignorowania problemy.Po pierwsze,odmawiając nazwom własnym znaczenia, Mill usuwa z nich tym samym mechanizm odnie-sienia, w który wyposażone są nazwy ogólne.Po drugie, nie jesteśmy w stanie wyjaśnić, dla-czego niektóre zdania identycznościowe, takie jak Gwiazda Poranna = Gwiazda Wieczornanie odznaczają się trywialnością zdań takich jak Gwiazda Poranna = Gwiazda Poranna.Potrzecie, nie wiadomo co począć z nazwami własnymi, które do niczego się nie odnoszą.Roz-wiązaniem dwóch pierwszych trudności była propozycja Fregego, którą omawialiśmy w roz-dziale trzecim.Sposób, w jaki radziła sobie ona z trudnością trzecią, pozostawiał jednak wieledo życzenia.Intuicyjną eliminację trudności trzeciej zapewnić miała, jak wiemy z rozdziałutrzeciego teoria Russella.Mimo różnic pomiędzy tymi dwiema propozycjami miały onewspólne założenie, które będzie nas tu interesowało: nazwy własne posiadają znaczenie60,znaczenie to przedstawić można za pomocą deskrypcji jednostkowej, która jednoznacznie59Składam tym samym ofiarę na ołtarzu kompozycji, ponieważ sam nie cenię owego poczucia zbyt wysoko.Wzakończeniu staram się pokazać, w jaki sposób można projekt eksplikacji znaczenia uznać jednak za postęp wstosunku do teorii tradycyjnych.60Jest to uproszczenie.Jak wiemy z rozdziału czwartego Russelowi chodziło o coś trochę innego to, co ucho-dzi w niedoskonałym języku potocznym za nazwy własne jest skrótem deskrypcji.Właściwe nazwy własneznaczenia nie posiadają.Przy omawianej kwestii nie jest to szczegół istotny istotne jest założenie, że potocznenazwy własne można eliminować na rzecz odpowiedniej deskrypcji jednostkowej, i że to ta ostatnia ustala od-niesienie.134wskazuje przedmiot, do którego nazwa się odnosi.Zagadka odniesienia nazw własnych zosta-je więc wyjaśniona za pomocą paradygmatu, który służy nam do wyjaśnienia odniesienianazw ogólnych.Teoria ta okazuje się jednak owocować paradoksalnymi rezultatami, gdytylko zastosować ją do niektórych z potocznych użyć nazw własnych.Załóżmy, że jakiśczłowiek posługuje się nazwą Cyceron jako skrótem deskrypcji: człowiek, który jakopierwszy oskarżył Katylinę.Nie ulega wątpliwości, że użytkownik ten może wypowiedziećsensowne zdanie: Cyceron nie był pierwszym człowiekiem, który oskarżył Katylinę , i że wpewnych okolicznościach, byłoby to zdanie prawdziwe.Pewnego dnia historycy moglibypoinformować nas o tym, że myliliśmy się co do wydarzeń z życia Cycerona.Zgodnie z teoriądeskrypcji, nasz użytkownik nazwy Cyceron powinien jednak uznać raczej zdanie Cyce-ron nie istniał.Była to przecież jedyna deskrypcja, jaką dysponował.Próba załatania tejdziury w postaci przyjęcia, że znaczeniem nazwy własnej jest w miejsce pojedynczej de-skrypcji pewna ich wiązka wydaje się być jedynie przedłużaniem agonii tej teorii.Wymuszaona na nas jedynie konstrukcję coraz bardziej nieprawdopodobnych, choć nadal możliwychkontrprzykładów.Wszystkie informacje o Cyceronie, łącznie z tą, że nazywał się on Cyce-ron61 mogłyby okazać się fałszywe, ale my nadal moglibyśmy niezgodnie z teorią deskrypcjiutrzymywać, że okazały się one fałszywe o Cyceronie.Jak widać, niezwykle obfitym zró-dłem dyskredytujących teorię deskrypcji kontrprzykładów okazują się być konteksty modal-ne.Dodatkowym kłopotem jest to, że w przypadku nazw własnych nie tylko filozofowie prze-jawiają spore inklinacje do gdybania.Ludzie często zastanawiają się nad tym, czy czyjeślosy potoczyłyby się inaczej, nierzadko dopuszczając niezachodzenie tak wielu faktów, żegdyby teoria deskrypcji dawała rzeczywisty obraz posługiwania się nazwami, to odniesieniedo konkretnej osoby nie powinno być już możliwe.Co gorsza, nie tylko gdybanie jest tu za-grożeniem.Filozofowie zakładający, że ludzie posługujący się nazwą Cyceron dysponujądeskrypcją w rodzaju człowiek, który jako pierwszy oskarżył Katylinę przejawiają zbytnioptymizm co do powszechnej znajomości historii starożytnej.Większość osób wie tylko, żebył to jakiś rzymski mówca.Wydaje się jednak, że nie powiedzielibyśmy, że mówiąc oCyceronie nie odnoszą się oni właśnie do niego.Intuicje nietrudno tu wzbudzić.Załóżmy, żektoś dysponujący tylko tą deskrypcją mówi: Chciałbym dowiedzieć się czegoś więcej o Cy-ceronie.Czy chodzi mu o informacje na temat jakiegokolwiek mówcy rzymskiego? Oczywi-ście nie.Co więcej, jak zauważa Kripke, wiele deskrypcji pretendujących do miana znaczenianazw własnych, zawiera w swym obrębie inne nazwy własne tak jest choćby z naszą de-61W rzeczywistości w tym przypadku nie potrzebujemy nawet odwoływać się do sytuacji kontrfaktycznych.Cyceron nie rozpoznałby swego imienia wymawianego w spolszczonej wersji.135skrypcją człowiek, który jako pierwszy oskarżył Katylinę.Aby deskrypcja ta ustalała od-niesienie człowiek posługujący się nią do tego celu musi wiedzieć o Katylinie coś więcej niżjedynie to, że jest to człowiek oskarżony przez Cycerona.Przykłady dyskredytujące teorię deskrypcji, którymi raczą nas Kripke i Putnam mogąsprowokować następującą wątpliwość
[ Pobierz całość w formacie PDF ]