[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Karzeł zachwiał się izwalił na ziemię.Dziwne odrętwienie  zupełnie jakby ktoś dociskałmnie do ziemi wielką łapą  zaczęło powoli przechodzić.Napalm podniósł się na czworakach, pomógł Wierzeprzewrócić się na plecy.Grisza przyciągnął karabin, wziąłna cel drzwi budynku.Siergiej Michajłowicz, nie zwracając na nas uwagi,wyjął ze szkatułki szlachetne kamienie, zawiesił nad nimirękę.Część kamyków upadła w błoto, ale około dziesięćrozleciało się na wszystkie strony niczym stadkowściekłych świetlików.Dwa wypaliły dziury w deskachogrodzenia, trzy pomknęły wzdłuż ulicy, a pozostałe znikły w oknach domu. Możecie się nie spieszyć  czarownik uspokoiłGriszę, który poderwał się na równe nogi, a teraz kiwałonim na wszystkie strony. Zatroszczyłem się o wszystko.Jakoś zdołałem stanąć, odwróciłem leżącego twarzą wbłocie Chana, upewniłem się, że z nim wszystko wporządku i podszedłem do jednego z trupów.Co to znówza odmieniec? Rzeczywiście  odmieniec.Wydęte czoło,zdeformowane dłonie, czerwone, dziwnie skręconemałżowiny.Wszyscy tak wyglądali.To znaczy mutacjenie były w każdym wypadku identyczne, ale normalnegoczłowieka wśród zabitych nie znalazłem.Białawe oczypozbawione zrenic, sączące się ropne bąble, dodatkowekończyny, zrośnięte palce, poskręcane kości i stawy.Odmieńcy.Miejscowi.A już na pewno nie z Fortu. Co za cholerstwo?  Pierwszy pomógł wstaćDrugiemu i rozglądał się, drapiąc kark. Dawno się takkurewsko zle nie czułem. Myślę, że to właśnie ci od wilczego dołu.Czarownik podszedł do szczątków swojego przeciwnika inadepnął różdżkę, rozgniatając czaszkę na jej końcu. Napewno nikt nie uciekł?  spytał Grigorij, kaszląc po falimdłości. Na pewno.Chyba po raz pierwszy Jałtin odpowiedział najakiekolwiek pytanie krótko i jednoznacznie.Niemieliśmy powodu, by mu nie wierzyć  gdyby nie on,wszyscy byśmy stracili życie.Na nasze szczęście odmieńcy zbytnio polegali na umiejętnościach swojegozaklinacza.I trzeba im przyznać  nie bez podstaw.Przecież miał dość sił i umiejętności, aby ukryć siebieoraz ziomków przed skanującymi czarami SiergiejaMichajłowicza. Nikt teraz nie wróci, żeby nas zaskoczyć znienacka? uściślił kwestię Piegowaty. Nie ma kto wracać. Blady i zmizerniały czarownikodszedł od zwłok karła, wytarł chustką pokrytą potemtwarz. Ale na wszelki wypadek zwiększyłem zasięgczarów skanujących do stu metrów. Bardzo dobrze. Grigorij sprawdził AKSU, wszedłna podmurówkę przy wejściu do budynku.Napalm,pójdziemy się rozejrzeć.Szczęście, że mnie ze sobą nie ciągnęli.Było miniedobrze, w dodatku dzwoniło w głowie.Czyżby taswołocz zdążyła pogłaskać mnie pałką po łysinie? Ale nieczułem przecież uderzenia, od razu zbił mnie z nóg.Dobrze, że guzów nie miałem.A co z pozostałymi?Wiera przyszła już do siebie i próbowała doprowadzićdo porządku ubłoconą odzież.Chan pił łapczywie wodę zbutelki.Blizniacy, podtrzymując się nawzajem, zbierali zziemi broń i plecaki.Wujek %7łenia, nie zwracając uwagina rozcięty łuk brwiowy, klął półgłosem i opatrywałrozorane strzałą ramię.Dymitr sprawdzał, czy kolczuga,która powstrzymała oszczep, została uszkodzona.Jeśliteraz był wśród nas ktoś, kogo nie bolały żebra, to tylkoon.Kolczuga kolczugą, ale rzut był naprawdę mocny.  Wszyscy żyją? To wspaniale. Siergiej Michajłowiczprzestał wreszcie ciężko dyszeć. Chan, Sopel, bądzcietak dobrzy, znieście trupy w jedno miejsce.Najlepiejwrzućcie je do tego rynsztoka. A co my jesteśmy zakład pogrzebowy?  PochmurnyChan chwycił jednego z nieboszczyków za nogę i powlókłwe wskazane miejsce.Westchnąłem, podniosłem z błota bandanę, teżzabrałem się do roboty.Czemu zawsze muszę mieć takiepodłe szczęście?Grigorij z Napalmem wrócili, kiedy zdążyliśmy jużwrzucić wszystkie trupy do rowu, a czarownik spryskał jejakąś mętną cieczą.Po co to zrobił, nie wyjaśnił, ale nas itak w tej chwili nie bardzo to ciekawiło. Jak tam?  spytał Mielnikow.  Malutki chłopczyk karabin dostał, więc każdy wewsi otrzymał postrzał  zadeklamował piromanta,patrząc na Jałtina dziwnym wzrokiem. Tylko trupy  ucieszył nas Grisza. Zbierajciemanatki, tam się zatrzymamy. Warto?  wyraził wątpliwość czarownik. Powiedzieliście, że nikt nie uciekł  powiedziałGrigorij, patrząc mu prosto w oczy. Bo tak jest. W takim razie nie ma nad czym deliberować.Lepszego miejsca nie znajdziemy.Zebraliśmy szybko rzeczy, weszliśmy do budynku [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl