[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Trzy ró\ne nazwiska, trzy identyczne twa-rze.A właściwie jedna twarz: twarz Petera.I jego własna.Praktyczne.122 -  Robert Simon".Sprytne.W Stanach i w Kanadzie mieszkają tysiące Simonów,  Mi-chael Johnson".Tak samo. John Freedman".Nie znam się na tym, ale to chyba dobra, fa-chowa robota.- Peter był perfekcjonistą- odrzekła Liesl.- Wszystkie są bez zarzutu.Przeglądając dokumenty, natknął się na karty kredytowe z nazwiskami identycznymijak te w paszportach.I na paszporty  \on": gdyby Robert Si-mon musiał wyjechać gdzieś z \oną", mógłby to zrobić choćby zaraz.Peter.Niesamowite.Podziwiał go, jednak podziwszybko ustąpił miejsca głębokiemu smutkowi.Brat był taki staranny, taki metodyczny, takobsesyjnie ostro\ny, mimo to tamci wytropili go i zabili.- Liesl, muszę cię o to spytać.Czy mo\emy być pewni, \e ci z Sigmy nie znają tych na-zwisk? śe te paszporty są czyste?- To, \e coś jest prawdopodobne, nie znaczy, \e jest mo\liwe.- Kiedy ostatni raz u\ywał nazwiska Roberta Simona? I w jakich okolicznościach?Skupiona zamknęła oczy i z zadziwiającą dokładnością odtworzyła wszystkie szczegó-ły.Dwadzieścia minut pózniej był ju\ niemal całkowicie pewien, \e co najmniej dwa nazwi-ska są absolutnie czyste: w ciągu ostatnich dwóch lat Peter nie u\ył ich ani razu.Schował do-kumenty do pojemnej wewnętrznej kieszeni skórzanej kurtki.Przykrył dłoń Liesl swoją dłonią i spojrzał w jej czyste, błękitne oczy.- Dziękuję - szepnął.Zadziwiająca kobieta, pomyślał.Brat był szczęściarzem.- Rana zagoi się w ciągu kilku dni - odrzekła.- Trudniej ci będzie przywyknąć do no-wego nazwiska, ale te dokumenty ci pomogą.Otworzyła butelkę czerwonego wina i rozlała je do kieliszków.Było znakomite: miałobogaty bukiet, doskonały, lekko gorzkawy smak i Ben zaczął się powoli odprę\ać.Przez chwilę w milczeniu patrzyli na płonący w kominku ogień.Ben myślał: jeśli Peterukrył tę listę tutaj, gdzie by mogła być? A jeśli nie tutaj, to gdzie? Powiedział, \e jest w bez-piecznym miejscu.Oddał ją Deschnerowi? Nie, to bez sensu: zabiegać o otwarcie konta zewzględu na skrytkę, a potem, zamiast zdeponować listę w skrytce, ukrywać ją gdzieś indziej?Po co?Dlaczego w skrytce było tylko zdjęcie?Deschner.Jaką rolę odegrał -jeśli w ogóle jakąś odegrał - w rym, co wydarzyło się wbanku? Powiadomił ukradkiem Sucheta, \e Ben przebywa w Szwajcarii nielegalnie? To te\nielogiczne: mógł to zrobić przed wizytą w banku, zanim wpuszczono ich do skarbca.Czy tomo\liwe - wbrew temu, co twierdził - \eby wyjął ze skrytki listę i przekazał ją prześladow-com Petera wiele miesięcy, mo\e nawet lat wcześniej? Liesl mu ufała.W głowie kłębiło mu się od sprzecznych myśli i w końcu stwierdził, \e nie potrafi ju\trzezwo myśleć.Milczenie przerwała Liesl.- Niepokoi mnie to, \e tak łatwo dałam się wyśledzić - powiedziała.- Nie obraz się, alejesteś amatorem.Zawodowcowi poszłoby jeszcze łatwiej.Bez względu na to, czy miała rację czy nie, Ben wyczuł, \e musi ją pocieszyć.- Nie zapominaj, \e wiedziałem, gdzie mieszkasz, od ciebie i od Petera.Domek w lesienad jeziorem.Kiedy dowiedziałem się, w którym pracujesz szpitalu, sprawa była ju\ stosun-kowo prosta.Ale gdybym tego nie wiedział, pewnie szybko byś mnie zgubiła.Liesl milczała.Niespokojnie patrzyła w ogień.Ben spojrzał na rewolwer, który zostawiła na stole przy drzwiach.- Umiesz się tym posługiwać?- Mój brat słu\ył w wojsku.Tutaj ka\dy chłopak umie strzelać.Mamy nawet państwo-we święto, które chłopcy obchodzą na strzelnicy.Mój ojciec uwa\ał, \e dziewczynki mają ta-kie same prawa jak chłopcy i \e te\ powinny umieć strzelać.Jak widzisz, jestem dobrze przy-gotowana do takiego \ycia.- Wstała.- Zgłodniałam.Zrobię kolację.- Ben poszedł za nią do123 kuchni.Zapaliła gaz, z maleńkiej lodówki wyjęła kurczaka, posmarowała go masłem, posypałaziołami i wstawiła do piekarnika.Kiedy gotowała ziemniaki i sma\yła jakąś zieleninę, roz-mawiali o jej pracy i o Peterze.Ben wyjął z kieszeni zdjęcie.Jadąc za Liesl sprawdził, czy woskowana koperta uchroni-ła je przez zamoknięciem.- Spójrz - powiedział.- Znasz ich? Wiesz, kim są?Wytrzeszczyła oczy.- Bo\e;, przecie\ to wasz ojciec! Jesteście tacy podobni.Przystojny był! Bardzo przy-stojny.- A pozostali? Znasz ich? Zawahała się i zmartwiona pokręciła głową.- Wyglądają na grube ryby, ale w takim garniturze ka\dy by tak wyglądał.Przykro mi,ale nie wiem.Peter nigdy mi tego zdjęcia nie pokazywał.Tylko mi o nim opowiadał.- A ta lista? Lista zało\ycieli Sigmy.Wspominał mo\e, \e ukrył ją gdzieś tutaj?Przestała mieszać w garnku.- Nie, nigdy.- Powiedziała to głośno i zdecydowanie.- Na pewno? W skrytce jej nie było.- Gdyby ukrył ją w domu, prędzej czy pózniej by mi o tym powiedział.- Niekoniecznie.Zdjęcia ci nie pokazał.Mo\e nie chciał cię w to wciągać? Mo\e niechciał, \ebyś się denerwowała?- W takim razie oboje wiemy tyle co nic.- Mógłbym się tu rozejrzeć?- Oczywiście, nie krępuj się.Podczas gdy ona kończyła gotować kolację, on spróbował wczuć się W rolę brata i me-todycznie przeszukał domek.Gdzie Peter mógłby ją ukryć? Wykluczył wszystkie miejsca,gdzie Liesl regularnie sprzątała i gdzie często zaglądała.Oprócz izby z kominkiem była tamjeszcze sypialnia i gabinet, ale oba pokoje urządzono bardzo skromnie, po spartańsku, i ni-czego w nich nie znalazł.Sprawdził, czy w podłodze nie ma luznych desek, opukał wszystkie ściany, i nić.Wrócił do kuchni.- Masz latarkę? Popatrzę od zewnątrz.- Latarki są w ka\dym pokoju.Często nie ma tu światła.Poszukaj na stoliku przydrzwiach.Ale za kilka minut jemy.- Zaraz wracam.Na dworze było zimno i zupełnie ciemno.Obchodząc dom, znalazł krąg wypalonej tra-wy - Liesl i Peter sma\yli tam pewnie kiełbaski - i wielki stos przykrytego brezentem drewna.Lista mogła le\eć w pojemniku, pod jakimś kamieniem, ale z tym będzie musiał zaczekać dorana.Poświecił na ściany, poszperał wokół zbiornika z propanem, i nic nie znalazł.Kiedy wrócił, mały, okrągły stolik przy oknie był ju\ nakryty: na obrusie w czerwono-białą kratę stały dwa talerze i le\ały sztućce.- Pysznie pachnie - powiedział.- Siadaj.Rozlała wino, podała kurczaka.Mięso było wspaniałe przyprawione i do-.słownie jepochłonął.Oboje skupili się na jedzeniu i zaczęli rozmawiać dopiero wtedy, gdy zaspokoiligłód.Drugi kieliszek wina wprawił Liesl w melancholię.Opowiadając o Peterze, o tym, jaksię poznali, płakała.Wspominała, jaki był dumny z tego, \e samodzielnie urządził dom, \ezrobił wszystkie półki, prawie wszystkie meble.Półki, pomyślał Ben.Zrobił półki.Gwałtownie wstał.- Mogę się im przypatrzeć?124 - Półkom? - Machnęła ręką.- Czemu nie?Wyglądało na to, \e Peter zło\ył je z kilku segmentów.Wszystkie miały tak zwane ple-cy: zamiast tynku i bierwion za ksią\kami widać było drewno.Półka po półce, Ben zdjął wszystkie ksią\ki, \eby go zbadać.- Co ty wyprawiasz? - spytała rozsierdzona Liesl.- Spokojnie, zaraz je poustawiam.Minęło pół godziny i niczego nie znalazł.Liesl skończyła zmywać naczynia i oznajmiła,\e pada ze zmęczenia.Mimo to coraz bardziej sfrustrowany Ben sprawdzał dalej, ksią\ka poksią\ce, półka po półce.Doszedłszy do rzędu powieści F.Scotta Fitzgeralda, uśmiechnął sięsmutno.Wielki Gatsby - ulubiona powieść Petera.I właśnie tam, za dziełami Fitzgeralda, w drewnianych plecach znalazł małą, niemal zu-pełnie niewidoczną skrytkę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl