[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ktoś otworzyłprzed nim tylne drzwiczki.Amerykanin wskoczył do środka.I wówczas znów zamarł z wra\enia.Z tylnego siedzenia spoglądał na niego Murzyn.Ten sam, który przed chwilą poniósłśmierć i zmienił się w zmasakrowane zwłoki na asfalcie, przed wejściem do  Sowy ZwiętegoJerzego".- Tak, panie McAuliff.To znowu ja - usłyszał Alex od rzekomego nieboszczyka.-Przepraszam, \e tak pana gruchnąłem w \ołądek, ale wtrącał się pan niepotrzebnie.Nic panunie jest?- O Bo\e! - sapnął Alex, zastygając na krawędzi siedzenia.Samochód ruszył i pędemopuścił uliczkę.- Myślałem, \e.Widziałem przecie\.- Jedziemy prosto do Holcrofta.Niedługo wszystko pan zrozumie.Na razie niech pansiądzie wygodniej.Prze\ył pan w ciągu ostatniej godziny wyczerpujące chwile.Czego sięnikt nie spodziewał, nawiasem mówiąc.- Widziałem pana pod kołami! -wybuchnął wreszcie McAulift, na chwilę przestając nadsobą panować.- Widział pan pod kołami jakiegoś Murzyna.Du\ego i równie wysokiego jak ja, ale towszystko.A my naprawdę mamy dość frazesów, \e wszyscy wyglądamy tak samo.Ani toprawda, ani to grzeczne.Skoro o grzecznościach mowa, nazywam się Tallon.Alex wbił wzrok w Murzyna.45 - Nie, wcale nie nazywa się pan Tallon. Tallon" to nazwa sklepu rybnego, niedalegoParku Wiktorii w Kingston.Murzyn roześmiał się niegłośno.- Brawo, panie McAuliff.Sprawdzałem pana tylko.Papierosa?Alex z wdzięcznością przyjął propozycję. Tallon" wyciągnął ku niemu zapałkę, aAmerykanin zaciągnął się głęboko, próbując odnalezć się w ogólnym szaleństwie.Przyjrzał się własnym dłoniom.To, co ujrzał, zdumiało go i zaniepokoiło.Okazało się, \e chroni \ar papierosa w zło\onych dłoniach, zupełnie tak samo jak.Jakcałe wieki temu, kiedy dowodził plutonem piechoty na wzgórzach Panmund\onu.Jazda trwała prawie dwadzieścia minut Mknęli londyńskimi ulicami w kierunku przed-mieść.McAuliff nie próbował nawet, patrząc przez okno, sprawdzać, którędy jadą.Nic go tonie obchodziło.Pochłaniała go sprawa decyzji, którą musi podjąć jak najszybciej.Rozwagazaczęła w nim dojrzewać przede wszystkim na widok własnych rąk, osłaniających - ju\ bezdr\enia - ognik papierosa.Dlaczego nieświadomie osłaniał \ar? Chował go przed wiatrem?Ukrywał, \eby nie zdradzić własnej pozycji? Czy obserwowali go snajperzy czy co? Nie.McAuliff wiedział, \e nie jest \ołnierzem i tak naprawdę nie został stworzony do wojaczki.Dawniej robił wszystko, co trzeba, bo tylko w taki sposób mo\na było ujść z \yciem.Nie kie-rował nim \aden motyw, oprócz chęci prze\ycia.McAuliff nie prowadził własnych wojen inie miał zamiaru mieszać się do cudzych.Na pewno nie do wojen Holcrofta.- Jesteśmy na miejscu, panie McAuliff- poinformował go Murzyn, który przedstawił sięnazwiskiem Tallon.- Pustkowie, co?Samochód wjechał na drogę wiodącą obok pola - równego, lecz nie porośniętego trawą.Spłacheć gruntu liczył mo\e z pięć akrów i wyglądał jak teren zniwelowany z myślą o przy-szłej zabudowie.Tam, gdzie kończyło się pole, widać było rzekę.Alex domyślał się, \e toTamiza; nie było zresztą innej mo\liwości.W oddali majaczyły kwadratowe budowle, któresprawiały wra\enie magazynów.Nadbrze\ne składy nad Tamizą.McAuliff nie miał pojęcia,co to za miejsce.Kierowca skręcił pod ostrym kątem w lewo, a wóz zaczął podskakiwać po ubitej na po-lu wyboistej dró\ce dla cię\arówek W blasku reflektorów McAuliff ujrzał przez przedniąszybę dwa osobowe samochody, mo\e ze sto metrów w przodzie.W kabinie samochodu poprawej paliła się wewnętrzna lampka.Nim upłynęło parę sekund, kierowca zatrzymał wózbok w bok z drugim samochodem.McAuliff wysiadł i ruszył za  Tallonem" do drugiego auta.To, co ujrzał, przeraziło go,a mo\e tylko zdenerwowało.Na pewno zaś umocniło go w decyzji, \e najwy\szy czas porzu-cić wojnę Holcrofta.Brytyjski agent tkwił sztywno na tylnym siedzeniu, z koszulą i marynarką luzno narzu-conymi na ramiona.Od jego obna\onego tułowia wyraznie odcinał się szeroki biały banda\.Agent nieznacznie mru\ył oczy, tylko w ten sposób dając po sobie poznać, \e ból, jaki czuje,wcale nie jest bagatelny.Alex znał przyczynę bólu.Widywał ju\ podobne sceny - całe wiekitemu.Zwykle po potyczce na bagnety.Ktoś dziabnął Holcrofta no\em.- Kazałem tu pana przywiezć z dwóch powodów, McAuliff.Uprzedzę pana i sam przy-znam, \e ryzykowaliśmy - odezwał się agent, gdy Alex stanął przy otwartych drzwiczkachsamochodu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl