[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z tobą.Z tym.Po prostu chcę znów miećspokój.Wrócić do swojej rutyny.To chyba rozsądne. W przypływie panikipodniosła głos i nie mogąc się opanować, mówiła coraz głośniej. Gdy jesteśze mną, nie mam spokoju, nic nie idzie zgodnie z planem, wszystko jestnieprzewidywalne.Nie mogę nawet pójść po zakupy, ponieważ za chwilę idęz tobą, rozmawiam z twoją matką, bawię się z jej szczeniakiem i ona zapraszamnie na mrożoną brzoskwiniową herbatę.Po prostu chcę, żeby zostawionomnie w spokoju.Potrafię sobie sama radzić.Wiem, jak to się robi. Wyjdzmy zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. Nie potrzebuję świeżego powietrza! Skarbie, cała się trzęsiesz i z trudnością łapiesz oddech.Poczekajchwilę, odetchnij, wyluzuj. Tylko nie próbuj się mną opiekować! Zajmuję się sobą, odkądskończyłam siedemnaście lat.Nikogo nie potrzebuję.Brooks otworzył tylne drzwi. Chodz, Bert. Wziął Abigail za rękę i wyciągnął na zewnątrz. Wtakim razie czas najwyższy, żeby zadbał o ciebie ktoś, kogo cholernieobchodzisz.A teraz, do cholery, oddychaj. Nie przeklinaj. Oddychaj, to nie będę musiał.Wyrwała mu się i oparła o belkę na ganku.Azy poleciały jej razem zwypuszczanym powietrzem, więc przycisnęła twarz do drewna. Jeśli chcesz, żebym padł na kolana, jesteś na dobrej drodze.261RLT Pocierając rękoma twarz, Brooks walczył, żeby zachować zimną krew.Abigail, ja nie jestem odpowiedzialny za to, że jesteś nieszczęśliwa, i maszmoje słowo, że zostawię cię w spokoju.Ale, na Boga, proszę, pozwól sobiepomóc. Nie możesz mi pomóc. Skąd wiesz?Odwróciła do niego twarz. Dlaczego cię to obchodzi? Powiedziałbym, że nie miałaś dość społecznych interakcji lubstosunków międzyludzkich, jeśli nie rozumiesz, dlaczego miałabyś kogośobchodzić. Znowu ze mnie żartujesz. Nie tym razem. Nie dotknął jej, ale jego aksamitny głos zdawał sięgłaskać jej napięte nerwy. %7ływię do ciebie jakieś uczucia.Jeszcze nie dokońca je uporządkowałem, ale mi się podobają.Pokręciła głową. To tylko reakcja chemiczna. To ty tak mówisz.Miałem chemię w szkole średniej.Olewałem ją.Toprzeze mnie jesteś taka nieszczęśliwa?Chciała powiedzieć tak, ponieważ wierzyła, że sobie pójdzie i zostawi jąw spokoju.Ale gdy spojrzał jej w oczy, nie mogła go okłamać. Nie, jestem szczęśliwa, gdy cię widzę.Nie chcę być szczęśliwa ztwojego powodu. A więc poczucie szczęścia czyni cię nieszczęśliwą. Wiem, że to nie brzmi racjonalnie, ale dokładnie tak.Przepraszam, żetak się zachowałam.262RLT  Nie przepraszaj.Włożył rękę do kieszeni i wyciągnął złożoną niebieską chustkę. Proszę, wez.Czując pogardę dla samej siebie, pociągnęła nosem. Dziękuję. Mam zamiar zadać ci pytanie.Jeśli nie jesteś gotowa na odpowiedz,powiedz to.Ale mnie nie okłamuj.Czy to mąż, były mąż, chłopak lub ktośtaki cię zranił? Nie.Nie ma nikogo takiego.Nikt mnie nie zranił. Cała jesteś wielką raną.Chcesz powiedzieć, że nikt fizycznie cię nieskrzywdził? Tak. Już spokojniejsza wytarła oczy miękką, spłowiałą chustką, apotem wpatrywała się w szklarnię. Potrafię sama o siebie zadbać.Niemam mężów, chłopaków ani żadnych związków. Teraz już masz.związek. Jedną ręką ujął ją pod brodę, a drugąwytarł łzy z jej policzków. Musisz wytężyć ten swój wielki umysł izastanowić się, jak sobie z tym poradzić. Nie jestem taka jak inni ludzie, Brooks. Jesteś wyjątkowa.Co w tym złego? Nie rozumiesz. A więc pomóż mi zrozumieć.Ile może mu powiedzieć? Gdyby zrozumiał, chociaż trochę, może natym by poprzestał. Chcę napić się wina. Przyniosę. Zanim zdążyła coś powiedzieć, wszedł do środka.Wykorzystała ten moment na uporządkowanie myśli.Nie ma sensu dłużej sięprzygotowywać, pomyślała.263RLT  Nie musisz nic dla mnie robić  podjęła, gdy wręczył jej kieliszek.Dla mnie jest ważne, żebym wszystko robiła sama. Chodzi ci o wino?  Wziął swoje i usiadł na schodkach ganku.Maniery też mają znaczenie.Proste uprzejmości.Moja matka jest sprawną,niezależną kobietą, ale przyniósłbym jej kieliszek wina.Z tego, co widziałem,masz jeszcze lepszą kondycję niż ona.Ale to nie znaczy, że nie mogę byćwobec ciebie uprzejmy. To głupie. Trochę zagubiona popatrzyła na chusteczkę, którąobróciła w ręku. Nienawidzę głupoty.A zresztą nie to zamierzałampowiedzieć. To dlaczego tu nie usiądziesz i nie powiesz tego, co zamierzałaś?Zawahała się, dała sygnał Bertowi, że może wyjść na podwórko, iusiadła. Jestem kompetentna w wielu sprawach, ale nie wierzę, że jestemzdolna do utrzymania związku. Ponieważ? Gdy moja matka zdecydowała się na dziecko, dokładnie sprawdziładawców. To znaczy, że nie była z nikim związana. Właśnie.Z nikim, z kim chciałaby się rozmnożyć.Rozmnożyć, pomyślał Brooks.To określenie było wymowne. Dotarła do takiego momentu w życiu, gdy zapragnęła mieć dziecko.Niezbyt precyzyjnie się wyraziłam  stwierdziła Abigail. Chciała miećpotomka i miała bardzo określone, szczegółowe wymagania wobec dawcy.Moja matka jest bardzo inteligentną kobietą i naturalnie chciaławyprodukować inteligentnego.potomka.Wymagała wysokiego ilorazuinteligencji i dobrego stanu zdrowia, zażądała wglądu w medyczną historię264RLT rodziny donatora.Miała wymagania dotyczące cech fizycznych, wyglądu,typu budowy, odporności. Rozumiem, o co chodzi. Gdy zdecydowała się na dawcę, tak wybrała datę poczęcia przezsztuczną inseminację, aby odpowiadała jej osobistemu i zawodowemukalendarzowi.Oczywiście załatwiła możliwie najlepszą opiekę prenatalną, aja urodziłam się przez planowe cesarskie cięcie i okazałam się bardzo zdrowa,miałam właściwą wagę i długość.Oczywiście zaangażowała pielęgniarkę,świetnie się mną opiekowano, byłam regularnie ważona, mierzona i badana,aby upewnić się, że dobrze się rozwijam.Radosny śpiew ptaka nagle wydał się nie na miejscu, tak samo jakbarwny koliber, który znienacka zawirował nad donicą z purpurowymigozdzikami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl