[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Widzisz, jaka jestem wyrachowana.- Nie, to racjonalne podejÅ›cie do życia.- WróciÅ‚am tu, żeby sobie udowodnić, że potrafiÄ™ to uczynić.SpodziewaÅ‚am siÄ™, żebÄ™dÄ™ musiaÅ‚a za to zapÅ‚acić.%7Å‚e uspokojÄ™ ten wieczny niepokój, który jest we mnie, ale żebÄ™dÄ™ musiaÅ‚a za to zapÅ‚acić.Nie spodziewaÅ‚am siÄ™, że spotkam ciebie.- OdwróciÅ‚a siÄ™.- NiespodziewaÅ‚am siÄ™ ciebie, Cade.I naprawdÄ™ nie wiem, co mam zrobić z tym uczuciem, któremam dla ciebie.PodniósÅ‚ siÄ™ z miejsca, podszedÅ‚ do niej, delikatnie odgarnÄ…Å‚ jej wÅ‚osy z twarzy.- Sama musisz sobie na to odpowiedzieć.- Dla ciebie to takie proste i Å‚atwe.- Mam wrażenie, że czekaÅ‚em na ciebie.- Cade, mój ojciec.Część tego jest we mnie.Musisz to wziąć pod uwagÄ™.- Tak uważasz? - ProwadzÄ…c jÄ… w stronÄ™ sypialni, przyglÄ…daÅ‚ siÄ™ jej z uwagÄ….-Prawdopodobnie masz racjÄ™.SadzÄ™, że powinienem też coÅ› ci powiedzieć.Mój pradziadekHoracy popadÅ‚ w dÅ‚ugi i miaÅ‚ romans z bratem swojej żony.Kiedy to odkryÅ‚a - a nie trudnosobie wyobrazić, jakim to byÅ‚o dla niej szokiem i tragediÄ… - i zagroziÅ‚a, że go zdemaskuje,Horacy, wspólnie z kochankiem, poćwiartowaÅ‚ jÄ… i przez kilka dni tuczyÅ‚ niÄ… uszczęśliwionealigatory.- ZmyÅ›lasz to wszystko.- NiezupeÅ‚nie.- PociÄ…gnÄ…Å‚ jÄ… na łóżko.- No cóż, historia o aligatorach to rodzinnalegenda.SÄ… tacy, którzy utrzymujÄ…, że prababcia po prostu uciekÅ‚a do Savannah i dożyÅ‚adziewięćdziesiÄ™ciu szeÅ›ciu lat w caÅ‚kowitej samotnoÅ›ci.W każdym razie nie jest to chlubnakarta w dziejach rodziny Lavelle'ów.OdwróciÅ‚a siÄ™ ku niemu i zÅ‚ożyÅ‚a gÅ‚owÄ™ na jego ramieniu.- Dobrze wiÄ™c, że nie mam braci.- PrzeÅ›pij siÄ™ trochÄ™, Tory.JesteÅ›my tutaj tylko ty i ja.I to siÄ™ teraz liczy.Kiedyzasnęła, leżaÅ‚ czuwajÄ…c, wsÅ‚uchujÄ…c siÄ™ w dzwiÄ™ki nocy. 28ProszÄ™, żebyÅ› byÅ‚a dla mnie wyrozumiaÅ‚a.Tory spojrzaÅ‚a do góry, na Beaux Rêves.-Znowu mnie stawiasz miÄ™dzy sobÄ… i swojÄ… matka, Cade.To nie fair wobec żadnej z nas.- Nie.Ale muszÄ™ z niÄ… porozmawiać, a nie chcÄ™, żebyÅ› sama jechaÅ‚a do miasta.NiechcÄ™, żebyÅ› zostawaÅ‚a sama, dopóki to siÄ™ nie skoÅ„czy.- Równie dobrze mogÄ™ zaczekać na ciebie w samochodzie.- Pójdzmy wiÄ™c na kompromis.- Od kiedy to wprowadziÅ‚eÅ› ten wyraz do swojego sÅ‚ownictwa?- Obejdziemy dom.Możesz zaczekać w kuchni.Moja matka rzadko tam bywa.Już chciaÅ‚a zaprotestować, ale postanowiÅ‚a siÄ™ poddać.WiedziaÅ‚a, że jÄ… skoÅ‚uje, zbijejej argumenty, wytrÄ…ci jÄ… z równowagi, a byÅ‚a zbyt wyczerpana, żeby z nim walczyć.Zbytwiele snów w nocy, zbyt wiele obrazów przesuwajÄ…cych siÄ™ w jej gÅ‚owie w ciÄ…gu dnia.Dopóki to siÄ™ nie skoÅ„czy, powiedziaÅ‚.Jakby to miaÅ‚o wkrótce nastÄ…pić.WysiadÅ‚a z samochodu, poszÅ‚a z nim Å›cieżkÄ…, poÅ›ród dziko kwitnÄ…cych róż, minęłalÅ›niÄ…cÄ… liÅ›ciastÄ… kameliÄ™, gdzie kiedyÅ› w tajemnicy Hope ukryÅ‚a swój Å›liczny różowy rower,przecisnęła siÄ™ pomiÄ™dzy kÄ™pami azalii, których okres kwitnienia dobiegaÅ‚ koÅ„ca, ipachnÄ…cych Å‚odyg lawendy, których zapach bÄ™dzie siÄ™ unosiÅ‚ w powietrzu jeszcze przez dÅ‚ugiczas, aż do zimy.RoÅ›linność byÅ‚a tutaj bujna i soczysta, pachnÄ…ca, peÅ‚na barw.Przytulne, piÄ™knemiejsce z brukowanymi Å›cieżkami, ze Å›licznymi Å‚aweczkami rozrzuconymi miÄ™dzy krzewamii klombami, z wylewajÄ…cymi siÄ™ z donic różnorodnymi kwiatami, artystycznierozmieszczonymi wzdÅ‚uż strumyka.Efekt byÅ‚ taki, jakby miaÅ‚o siÄ™ przed sobÄ… doskonalenamalowany obraz.To też jest Å›wiat Margaret, uÅ›wiadomiÅ‚a sobie Tory, podobnie jak wystudiowane,doprowadzone do perfekcji wnÄ™trza.Nie byÅ‚o tu nic, co mogÅ‚oby szpecić, nic, cowymagaÅ‚oby zmiany.Jakim okrutnym gwaÅ‚tem byÅ‚oby wtargniÄ™cie tutaj intruza i zakłóceniepanujÄ…cej wokół harmonii.- Ty jej nie rozumiesz.- SÅ‚ucham?- Nie rozumiesz swojej matki.Zaintrygowany Cade wziÄ…Å‚ j Ä… za rÄ™kÄ™.- Czy kiedykolwiek sÄ…dziÅ‚aÅ›, że jest inaczej?- To jest jej Å›wiat, Cade, jej życie.Dom, ogród, widoki, które oglÄ…da z okien.Nawet przed Å›mierciÄ… Hope stanowiÅ‚o to istotÄ™ jej życia.To, co wypielÄ™gnowaÅ‚a i wychowaÅ‚a.RobiÅ‚a to nadal po utracie swojego dziecka.MogÅ‚a dotykać tego, patrzeć na to, upewniać siÄ™,że siÄ™ nie zmieniÅ‚o.Nie odbieraj jej tego.- Nie odbieram.- UjÄ…Å‚ w dÅ‚onie jej twarz, zbliżyÅ‚ do swojej.- Ale też nie bÄ™dÄ™ tolerowaÅ‚, żeby mnie szantażowaÅ‚a, wywieraÅ‚a na mnie presjÄ™.NiemogÄ™ jej dać wiÄ™cej niż daÅ‚em.- Musi siÄ™ znalezć jakiÅ› kompromis.Sam to powiedziaÅ‚eÅ›.- Tak by siÄ™ mogÅ‚o wydawać.- PrzytknÄ…Å‚ wargi do jej czoÅ‚a.- Ale czasami, z pewnymi ludzmi, w grÄ™ wchodzi tylko stanowcza postawa.Nieangażuj siÄ™ w to.Nie proÅ› mnie o to, Wiktorio.Nie proÅ› mnie, żebym szukaÅ‚ jej aprobaty zacenÄ™ naszego szczęścia.Zacznijmy od tego, iż nigdy nie uzyskaÅ‚em jej aprobaty.Jakie to dziwne, gdy nagle Å›wiadomość tego dociera do czÅ‚owieka.ByÅ‚ wychowany wzamku, a przecież nie mniej niż ona Å‚aknÄ…Å‚ życzliwych słów.- To ciÄ™ boli.Przepraszam, iż nie zauważyÅ‚em, że sprawiam ci ból.- Stare rany.- Znowu dotknÄ…Å‚ jej ramion, splótÅ‚ z niÄ… palce.- Już tak nie krwawiÄ… jakdawniej.PomyÅ›laÅ‚a, że jednak bÄ™dÄ… krwawiÅ‚y.Nikt nigdy nie użyÅ‚ wobec niego pasa ani pięści.ByÅ‚y inne sposoby zadawania ciosów dziecku.Nawet tutaj, w tak piÄ™knej scenerii, tak bardzo różnej od wyjaÅ‚owionych zewszystkiego, dusznych pokojów jej dzieciÅ„stwa.PiÄ™kne dzieciÅ„stwo, pomyÅ›laÅ‚a ToryprzechodzÄ…c pod pergolÄ… poroÅ›niÄ™tÄ… różnokolorowymi wilcami, ale samotne.Jeszcze jednosÅ‚owo na okreÅ›lenie jaÅ‚owoÅ›ci.Powinien tu ktoÅ› siedzieć na Å‚awce albo zbierać do koszyka gerbery.Powinno byćjakieÅ› dziecko wyciÄ…gniÄ™te na brzuchu na Å›cieżce, obserwujÄ…ce jaszczurkÄ™ albo ropuchÄ™.Na tym obrazie nie byÅ‚o życia, dzwiÄ™ku ani ruchu.- ChcÄ™ mieć dzieci.Cade stanÄ…Å‚ w miejscu.- Co takiego?SkÄ…d to siÄ™ wzięło i w jaki sposób wyrwaÅ‚o siÄ™ z niej?- ChcÄ™ mieć dzieci - powtórzyÅ‚a.- MÄ™czÄ… mnie te puste dziedziÅ„ce, ciche ogrody iwzorowo utrzymane pokoje.Jeżeli tu zamieszkamy, chcÄ™, żeby panowaÅ‚ tu gwar, żeby napodÅ‚ogach byÅ‚ kurz, a w zlewie naczynia.Nie potrafiÅ‚abym żyć w tych absolutniedoskonaÅ‚ych, odczÅ‚owieczonych pokojach.Nie mógÅ‚byÅ› tego ode mnie żądać.Nie chcÄ™ tegodomu, jeżeli nie bÄ™dzie w nim życia.SÅ‚owa sypaÅ‚y siÄ™ z jej ust bezÅ‚adnie.Cade uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™. - Co za interesujÄ…cy zbieg okolicznoÅ›ci.MyÅ›laÅ‚em o dwójce dzieci, a nawet o trójce.- Zgoda.W porzÄ…dku.Powinnam byÅ‚a wiedzieć, że już to przemyÅ›laÅ‚eÅ›.- Jestem farmerem.Farmerzy robiÄ… plany, a potem zdajÄ… siÄ™ na Å‚askÄ™ losu.- SchyliÅ‚siÄ™, żeby zerwać gaÅ‚Ä…zkÄ™ rozmarynu.- Na pamiÄ…tkÄ™ - powiedziaÅ‚ i wrÄ™czyÅ‚ jej.- Gdy bÄ™dzieszna mnie czekaÅ‚a, pamiÄ™taj, że musimy zaplanować takie życie, jakie nam odpowiada - wbaÅ‚aganie i w harmidrze.WeszÅ‚a z nim do Å›rodka, gdzie jak zawsze byÅ‚a Lilah, która staÅ‚a teraz przy zlewie [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl