[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W ten sposób nie utracisz godności.im  Rozumiem.Zapadło niezręczne milczenie.Zamyślony de Aguilar obserwował morze i trzy okrętykonwoju podążające w takiej odległości, aby były widziane. Nigdy nie odbyłeś dłuższej podróży morskiej, prawda? Tak.Owen miał zamiar zwinąć linkę i zdjąć wierzchnie okrycie,gdy coś dużego chwyciło przynętę i zaczęło szybko ciągnąć.Nie mógł wypuścić linki, była bowiem pożyczona.Wiedział,że Dominik, chłopak okrętowy, bardzo bolałby z powodustraty.Mógłby siedzieć, obserwując linkę przecinającą fale,lecz nie potrafił się zniżyć do takiej głupoty.Przeklinając,zaczął ciągnąć linkę, kawałek po kawałku, obawiając sięnieeleganckich ostatecznych zmagań koniecznych do wciąg-nięcia zdobyczy na pokład. Widzę, że nie sprawia ci to przyjemności  zauważyłprzytomnie de Aguilar. Aowienie ryb czy morska podróż? Jedno i drugie. Kapitan nie zaproponował mupomocy.Ryba wynurzyła się z wody, rzucając się rozpaczliwie.Była duża i zwinna, i najwyrazniej nie miała zamiaru opuścićmorza.Owen zaparł się obiema nogami o balustradę rufyi zaczął wyciągać ją nad pokład, uświadamiając sobie, żecuchnie chorobą, morską solą i potem, w przeciwieństwie dode Aguilara, który za sprawą dziwnej alchemii nie wydawałżadnej ze wspomnianych woni.Ryba wyskoczyła z wody, walcząc z całych sił.Szamotałasię na barierce, długa jak jego ramię, śliska i srebrzystaniczym księżyc.Haczyk wbił się w policzek poniżej oka.110 Owen poczuł żal, że przeniósł niewinną istotę z bezpiecz-nego miejsca do świata, którego nie znała i który groził jejzagładą.Mógłby wsunąć palce w skrzela, zdjąć rybę z haczykai nadziać na małą rączkę z twardego drewna, którą chłopakpokładowy zostawił pod ręką właśnie w tym celu.Zamiast tego uczynił rzecz wymagającą większej zręczno-ści: wyjął haczyk i chwycił rybę, jakby miał zamiar jąwyciągnąć na pokład, ta jednak szarpnęła się i uciekła nawolność.Uderzyła w spienioną wodę, wygięła tułów i znik-nęła.Owen pomyślał, że przeżyje.Ciszę przerywał słaby plusk fal uderzających o kadłubokrętu. Dobra robota  powiedział w zamyśleniu de Aguilar,wprawiając Owena w zaskoczenie.Deszcz przestawał padać, a chmury zaczęły się podnosić.Słońce wyglądało przez otwory w obłokach, tworząc przery-wane cienie na rufie.Jakaś cecha światła sprawiła, że przy-gnębienie Owena zaczęło ustępować.Zwinął linkę na rybyi zaczął rozsupływać szatę związaną w pasie.Czynność ta przerwała zaklęcie, które ich krępowało.Kapitan odwrócił się niebezpiecznie, opierając tułów o rufę. Jeśli barierka pęknie. zaczął zaniepokojony Owen. Będzie to oznaczało, że zle zbudowałem swój okręt.Wypadnę za burtę i spocznę na dnie razem z twoją rybą,ściągnięty przez ciężar złota, które mam na sobie.Pozostajenam mieć nadzieję, że zbudowałem go solidnie, a złoto, którenoszę, dowodzi, że wierzę raczej w niego niż we własną zgubę.Owen nigdy nie pomyślał, że w zamiłowaniu Hiszpana dozłotych ozdób może kryć się coś więcej niż próżność.Okazało się, że jest zgoła inaczej.Dzięki złotym ozdobom w osobiekapitana załoga mogła upatrywać półboga.De Aguilar spojrzał na niego uważnie i zapytał: Gdy rozmawialiśmy o twoim udziale w wyprawie, niewspomniałeś o rodzinie ani o wpływie, jaki może na niąwywrzeć ta podróż.Czy masz żonę, która opłakuje twojąnieobecność? Nie mam żony. Taki utalentowany człowiek? Trudno w to uwierzyć.Pewnie masz kochankę, upajającą mocniej niż wino?Owen uznał to pytanie za zbyt intymne.Rzadko dostawałrumieńców, kiedy jednak się pojawiały, były ogromne, tak jakteraz, gdy gorąca krew przekroczyła linię szyi i zalała twarz. Nie mam kochanki ani jej nie pragnę  odpowiedziałchłodno. Być może kiedyś się ożenię, lecz ten czas jeszczenie nadszedł.Tymczasem zachowuję wstrzemięzliwość.Wiem, że nie jest to modne w Hiszpanii, podobnie jak podkoniec panowania króla Henryka.Nie chcę jednak oczekiwaćod kobiety intymnego związku, nie obdarzając jej w zamiankorzyściami płynącymi z małżeństwa.Jeśli uważasz to zaśmieszne, zachowaj ten pogląd dla siebie, dopóki pozostaniemy na statku.Lekarz potrzebuje pewnego szacunku odpacjentów, w przeciwnym razie jego umiejętności staną siębezużyteczne.Oczywiście, ciebie ta zasada nie dotyczy.Odciebie nie oczekuję żadnego szacunku, nie chcę też, abyśoczekiwał go w zamian ode mnie. Niezależnie od tego, co uczynisz, uważaj, by nie do-prowadzić do pojedynku, chyba że na słowa.Niechaj twojezniewagi będą bardziej subtelne od ludzi, których zechceszobrazić.Tylko w ten sposób zdołasz przeżyć".Tak mawiał112 jego nauczyciel fechtunku.Owen przeprosił go w swoichmyślach.Wiedział, że powinien odejść.Gniew sprawił, że jego palcenabrały zwinności, umożliwiając rozwiązanie liny, którą przy-twierdził się do barierki.Zostały mu jedynie dwa ostatniewęzły. Przepraszam, że cię uraziłem  odparł ugodowo deAguilar. Niewielu jest ludzi takich jak ty.Jesteś szlachcicemw najgłębszym sensie tego słowa.Podejrzewałem to jużwcześniej, lecz nie byłem pewny.Dziś w nocy nie poślęDominika do twej kajuty.Jestem pewien, że dozna ulgi. Podobnie jak ten, którego odwiedzi zamiast mnie.Niemam co do tego wątpliwości.Może chodzi o ciebie? A możeto miejsce jest zarezerwowane dla pierwszego oficera, któremuwczoraj nastawiłem ramię? Powinieneś wiedzieć, że zaleciłemJuanowi-Cruzowi, by przez pół miesiąca wstrzymywał się odforsownych ćwiczeń.Przepraszam, jeśli spowodowało tojakieś niedogodności [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl