[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przez kilka strasznych sekund lina podeszła wyżej, aleautorzy Podręcznika przewidzieli to.To Huxley unosił się zaDeryn pozbawiony nagle jej wagi.Spojrzała w górę, na uprząż.Metalowe klamry wydawały zsiebie wyrazny syk i strużkę dymu na skutek tarcia.Ale poruszała się za szybko, żeby przepalić linę.Wszystkoszło idealnie.O ile tylko kolejny podmuch nie wzniesie Huxleya jeszczewyżej.Przed nią wyrastał statek.Załoga już się uwijała, gromadkaciemnych kropek rojących się na śniegu.To dobrze.Nie miałaczasu zdawać oficjalnych raportów.Musiała się dostać donarzędziowni i wrócić, zanim pojawi się machina krocząca.Ale co to takiego? Na linie przed nią pojawił się nieznanykształt - supeł albo jakieś wybrzuszenie na zwojach.Przy tej prędkości wpadnięcie na supeł może jej połamać nadgarstkialbo nawet gorzej, przerwać pas uprzęży.Wtedy Deryn uświadomiła sobie, co to jest: jaszczurka ku-rierska wciąż mozolnie schodziła w kierunku statku.- Jaszczuuuura, z drooogi! - krzyknęła.Stworzonko usłyszało ją w ostatniej chwili.ipodskoczyło! Dziewczyna przemknęła pod nim, obracając się,by spojrzeć za siebie.Jaszczurka opadła z powrotem na linę,łapiąc się jej chwytnymi palcami i wyskrzekując ostrzegawczekomunikaty.- Przepraszam, maleńka! - krzyknęła Deryn i ponownieobróciła się w stronę statku.Zbliżał się bardzo szybko.Starała się nieco zwolnić, machając nogami.Przynajmniejmembrana była miękka i nie tak napięta od gazu.Już tylko se-kundy dzieliły ją od burty, wąchacze i takielunkowi pierzchalijej z drogi.Deryn wyplątała nadgarstki z pasków.I spadła w ostatniej sekundzie.Membrana zapadła się wokół niej z głośnym łup.Chwilęleżała oszołomiona bez tchu, pogrążona w ciepłym, łagodzą-cym uścisku skóry podniebnej bestii.Przetoczyła się na plecy.W uszach wciąż dzwięczał jej hukimpetu, lecz nagle znalazła się nos w nos z ciekawskimwąchaczem wodoru.- Au - powiedziała do niego.- To bolało.Stworzenie obwąchało ją i szczeknęło zaniepokojone; najwyrazniej siła uderzenia spowodowała kolejny wyciek.Czyjeś ręce złapały ją i podciągnęły, stawiając na nogi.-Nic ci nie jest, chłopcze?-Nic, dzięki - powiedziała, rozglądając się za jakimś ofi- cerem.Ale nikt się nie pojawił i nie zażądał meldunku.Wokółniej uwijali się takielunkowi, tak samo jak załoga poniżej.-Czy już go widać?-Masz na myśli to ustrojstwo? - Tąkielunkowy odwrócił sięi spojrzał w dal.Na horyzoncie majaczyło coś, odbijającświatło stałym rytmem, który zlewał się z miarowymikrokami machiny.- Mówią, że jest wielkie.-Tak, to prawda - potwierdziła Deryn i skierowała się nadół.Pędząc po membranie na chwiejnych nogach, miała nadzieję,że zastanie Alka przy jajkach.Czy mógł odgadnąć, co oznaczadzwięk sygnału bitewnego, i próbować uciec? Albo czy możejakiś głupi oficer postanowił go z powrotem zamknąć, bo nad-chodził nieprzyjaciel?Im szybciej go odnajdzie, tym lepiej.Widząc plątaninę lin na głównej gondoli, Deryn nawet niespojrzała w stronę trapu.Zeszła po linach i wpadła na jednej znich do gondoli przez rozbitą szybę.Okruchy szkła wbiły sięw jej kombinezon lotniczy, ale powstrzymane grubą skórąuniformu zostały wyrwane z ramy, a buty dziewczyny zaszu-rały przy lądowaniu.We wnętrzu daleko było do chaosu; panował tu jedyniekontrolowany pośpiech.Koło niej przemknął niewielki od-dział z bronią krótką.Rozbrzmiewał chór gwizdków,wzywając opiekunów jastrzębi.Ale co mogły zdziałać pistolety pneumatyczne i sieci prze-ciwko opancerzonej machinie kroczącej? Nie mieli najmniej-szych szans. Narzędziownia znajdowała się w korytarzu.Ruszyła w tęstronę i w biegu wpadła do środka.- Panie Sharp! - odezwała się doktor Barlow z ciemności.-Co tam się wyrabia na zewnątrz?Chwilę pózniej wzrok Deryn przyzwyczaił się do półmro-ku - klęczał tam, przy skrzyni z ładunkiem.-Alek! - wykrzyknęła.- Zjawiła się twoja rodzina! Wstał iwestchnął.-Tak jak się spodziewałem.-Wysłali emisariusza? - zapytała doktor Barlow.-Wysłali cholerną machinę wojenną!Nie patrząc nawet na minę specjalistki, Deryn złapała Alkaza ramię i wyciągnęła go na zewnątrz.Kiedy tylko znalazł się na korytarzu, sam rzucił siębiegiem.Poprowadziła go na dolny pokład.-Tak właśnie myślałem, że Volger będzie optował za bez-pośrednim podejściem - powiedział, gdy pędzili schodamiw dół.-A propos  bezpośredniego", jak to się stało, że nie wspo-mniałeś nic o tym, że twoja rodzina ma machinę kroczącą?-A uwierzylibyście mi?-Ja w c i ą ż nie wiem, czy w to wierzę!Na dolnym pokładzie Deryn podbiegła do głównych drzwigondoli.Ale kiedy dotarli do trapu, był już zablokowany przezczłonków załogi niosących ciężkie skrzynie.Napis  materiaływybuchowe" zatrzymał Deryn.-Nie chciałbyś wpaść na te cudeńka.Bomby lotnicze.Alekotworzył szeroko oczy.-A skąd będą je zrzucać? - Może z Huxleya? Potrzeba nam tylko, żeby ta cała twojamachina krocząca zaczęła do nas strzelać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl