[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Co?! - Niemal wrzasnęła na niego.- Nawet ciebie nie powinno tu być, aty jeszcze chcesz drugiego mężczyznę! Och, moja biedna Cassie.SR - Ona jest młoda i zdrowa, Becky - powiedział spokojnie.- Ja mam ocho-tę odebrać nasze pierwsze dziecko.Zresztą myślę, że Cassandra woli mnie odlekarza.Pewność siebie zaczęła go opuszczać już wkrótce.Cassie ściskała jegodłoń przy każdym skurczu i starała się nie poddawać.Trwało to długie godzi-ny.- Dlaczego dziecko nie wychodzi! - zawołał w końcu zrozpaczony.Cassie spojrzała na niego i nagle w jej oczach pojawiła się trwoga.- Czy skończę jak moja matka? - szepnęła.- Nie bądz głupia, Cassandro - skarcił ją.- W niczym nie przypominaszswojej matki.Cierpienie zasnuło jej oczy i zaczęła cicho skamleć.Odwróciła głowę,puściła jego dłoń i jej ręka bezwładnie opadła na kołdrę.- Cassandro! Psiakrew, nie poddasz się teraz! Patrz na mnie!- Przepraszam, milordzie - wyszeptała.- Nie chcę, żebyś mnie przepraszała, chcę żebyś wzięła się w garść! Dodiaska, Cassandro, daj mi moje dziecko!Odkrył ją zupełnie.- Teraz, przyj! Z całej siły, Cassandro, bo cię zbiję! Jeszcze raz!Rozłożył dłonie na jej wielkim brzuchu i przycisnął.Wrzasnęła.Ten piskliwy przejmujący wrzask przeszył ciszę sypialni.- Dziecko wychodzi! - zawołał Scargill.Dłonie hrabiego delikatnie chwyciły małą główkę niemowlęcia, pokrytączarnymi kręconymi włoskami.- Dalej, Cassandro! Przyj!Ujął syna z okrzykiem triumfu i roześmiał się, kiedy małe usta otwarłysię i wydobył się z nich głośny gniewny płacz.SR Hrabia podszedł do czarnego paleniska.Trącił czubkiem buta czerwonewęgielki i patrzył, jak szkarłatne iskry tańczą wokół kominka.Znowu sięuśmiechnął, widząc wyraz oburzenia na pomarszczonej twarzy synka.Napięciepowoli go opuszczało.Odetchnął głęboko i pozwolił sobie na odprężenie,przyznając się przed sobą, że czuje się wyczerpany.Przeciągnął się i schylił po kamizelkę, którą wcześniej rzucił na dywan.Poczuł pod palcami złożony na czworo kawałek papieru.Powoli wyjął go zkieszeni.Wszystko musi mieć swój początek i koniec, pomyślał i rozłożył kartkę.List był datowany na koniec sierpnia i napisany poprawnie i starannie, za-pewne ręką uczonego sługi.Nie powinno cię zaskoczyć, Antonio, że to na moją rzecz rozstaniesz się zeswoimi angielskimi gwineami.Wystarczyło tylko szepnąć słówko odpowiednimludziom, by mieć u siebie dzielnego Andreę.Ten głąb nie dostarczył mi żad-nych wyzwań czy wrażeń, ani przed, ani po tym, kiedy miał zaszczyt mnie spo-tkać.Nawet padł przede mną na kolana, błagając o darowanie mu życia - małyżart, który zdołał rozbawić moich ludzi.Wysłałem go do piekła.Jeśli chodzi o pracodawcę, Andrea gorliwie mnie przekonywał, że toTwój brat przyrodni, Bellini.Szkoda, że chciwość czasem przecina więzy krwi.Zawsze byłem prostym człowiekiem, przyjacielu, a twoje zlecenie było jasne.Dla signora Bellini i jego uroczej hrabiny stanowiło to nie lada szok, kiedy zo-stali powiązani jak kurczaki i dostarczeni do mojego pałacu uciech.On miałłatwą śmierć, jeśli to stanowi jakiekolwiek pocieszenie.Co do hrabiny, uzna-łem ją za udany nabytek, chociaż jak na razie nie jest skora dawać mi dużoprzyjemności.Moja piękna Zabetta życzy Ci szczęścia z Twoją obłąkaną żoną.Addio, drogi hrabio Khar El-DinSR Hrabia powtórnie przeczytał list i spojrzał na Cassie.Powoli zwinął kart-kę w kulkę i cisnął ją do paleniska.Patrzył, jak zajęła się żarem i buchnęła po-marańczowym płomieniem, by zaraz zamienić się w popiół.Obrócił się, słysząc ciche westchnienie.Szybko podszedł do łóżka iusiadł obok Cassie.Uśmiechnął się, patrząc w jej przejrzyste niebieskie oczy ipowiódł palcem po linii jej nosa.- Myślałem, kochana, że nie obudzisz się aż do Nowego Roku.Zlekceważyła jego przytyk.- Nasz syn, milordzie, jest doskonały, prawda?- Ponieważ w chwili obecnej bardzo przypomina ojca, powiedziałbym, żejest tak bliski ideału, jak to tylko możliwe.Odpowiedziała słabym uśmiechem.- Czuję się taka pusta.Zobaczył, że przesuwa rękę w dół i dotyka płaskiego brzucha.- To dobrze.No chyba że zamierzasz zaraz dać naszemu synkowi siostręalbo brata blizniaka.- Dziękuję ci, Anthony.Uniósł czarną brew.- To ty, moja pani, wykonałaś całą pracę.Ja tylko parę razy na ciebiehuknąłem.- Pamiętam głos innego mężczyzny.To nie był ten wstrętny doktor,prawda?- Nie, to był Scargill.Wstrętny doktor ma złamaną nogę po wypadku po-wozu.Wyglądała na zadowoloną.- Pomyślę, że jesteś wiedzmą, jeśli ten usatysfakcjonowany uśmieszekzaraz nie zniknie z twojej twarzy.SR Odetchnęła głęboko i zauważył, jaka jest śpiąca.- Kiedyś uważałam ciebie za samego diabła, milordzie.Jeśli ja jestemczarownicą, to dobrze do siebie pasujemy.- Pasujemy do siebie doskonale - zgodził się i ucałował ją lekko z niewy-powiedzianą czułością.SR [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl