[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Tak, może dla ich kadry pomocników i ich dzieci! - sprzeciwiła się.- Na pewno nie dla każdego, wiem o tym.Jack poczuł się tak, jakby ktoś uderzył go pięścią w brzuch.Tak bardzo starał sięjej coś pokazać - jak się czuje z tym.- Nie powiesz nic? - spytała.Jackson milczał, pochylił głowę i zaczął się cofać.Dzwięki z przyjęcia ucichły.Po kilku chwilach przemówił.- Szczerze, Maddy, czasami nie rozumiem cię.Zabieram cię na imprezę, ktośinny mógłby za to zabić, a ty jesteś niezadowolona.- Pokręcił głową.- Wrzeczywistości myślisz, że wszystko jest niesprawiedliwe.Nie jest dobre dla ciebie.- Ocaliłbyś mnie, Jacks?Powiedziała to pospiesznie.Nagle Maddy zdała sobie sprawę, że to pytanie głęboko i dokuczliwie tkwiło wjej wnętrzu.Jedno pytanie.Gryzło ją odkąd ją dzisiaj odebrał z domu.Oczy Jacksa wystrzeliły do góry, spojrzał na nią, z rozmysłem i odwrócił wzrok.- Jeżeli byłabyś moją Protegowaną, tak.- Nie.Jakbym była tym, kim jestem teraz, - powiedziała z naciskiem Maddy.-jeżeli coś by się stało, ocaliłbyś mnie? - Gdy znowu przemówiła, jej głos był chrapliwyi surowy.- Przyszedłbyś po mnie, Jackson?Ale on po prostu stał.Maddy patrzyła jak emocje wstępują na jego twarz.Złość.Irytacja.Wątpliwości.Nawet smutek?W końcu przemówił.- Przepraszam.To tak nie działa, Maddy.- wymamrotał.Słowa cięły jak nóż.- To nie jest dozwolone, - zaczął ostrożnie Jacks.- jako Aniołomnaszym obowiązkiem jest chronienie naszych Protegowanych.Maddy zamrugała, by odgonić pierwsze zagrożenie łez.- Protegowanych? Masz na myśli bogatych ludzi.- mruknęła.- To nie zależy ode mnie.Tak się rzeczy mają.- odpowiedział Anioł. - To śmieszne! - wrzasnęła.- To twój wybór!- Wcale nie! Spójrz, jeżeli po prostu ratowalibyśmy przypadkowych ludzi.-urwał, jego oczy płonęły.- Mam na myśli, moja rodzina musi jest też, no wiesz!- Twoja rodzina je zbyt dobrze.- pękła Maddy.- Myślisz, że to gra? - spytał, jego ton był niski i intensywny.Frustracja i goryczwezbrała się w nim szybko.- Jutro przejdę Przemianę, i nie będę już JacksonemGodspeedem.Nawet już Aniołem.Zostanę Stróżem.W moich dłoniach będą życialudzi.Masz pojęcia jaka to odpowiedzialność? Presja?- To, co wiem, - zaczęła szorstko Maddy.- to to, że jeżeli miałabym taką mocby pomóc innym, zrobiłabym to wobec tylu ludzi, ilu mogłabym.Nie chciałabym tegoużywać by stać się bogata.- Kilka zdradzieckich łez popłynęło jej po policzkach, którewytarła szybko.- Ratowałabym ludzi, bo to jest właściwe.- Uśmiechnęła się słodko-gorzko.- Myślę, że to czyni mnie człowiekiem.- Maddy, - powiedział Jacks poważnie.- nie wiesz co zrobiliby mi.- Nie dbam o to.- powiedziała nienawistnie.Czuła wzrastającą, szalejącą złośćw sobie, niekontrolowany gniew, a jeżeli nie wydostanie się stamtąd szybko, kto wie cosię stanie.Furia krążyła w jej żyłach, uniosła głowę i spojrzała na niego.-Przepraszam, Jacks, powinnam iść.Prawdą jest, że nie chcę mieć z tym nic wspólnego,z niczym co uwzględnia ciebie.Jeżeli traktowałeś mnie kiedykolwiek jak przyjaciółkę,zostawisz mnie w spokoju, z dala od siebie.- Ty nie.- zaczął mówić Jackson, a jego oczy były pełne bólu, gdy spojrzał nadziewczynę naprzeciwko niego, ale urwał.Nic nie mówił przez chwilę, następnieskinął głową.Jego twarz była ponura i nieczytelna.- Masz rację.- powiedział.- Tojest najlepsze rozwiązanie.Powiedziałem ci prawdę, nie wiem dlaczego wciąż ciędręczę.- Jego słowa skręciły jej brzuch.Maddy odwróciła się, nie mówiąc nic, i uciekła.Przebiegła poło imprezy w stronę przodu hotelu.Niesamowita scena przedwejściem zaczęła być likwidowana, robotnicy zaczęli bezceremonialnie zwijać czerwony dywan.Madison zauważyła samotną taksówkę zaparkowaną wzdłużchodnika i podbiegła do niej.Czekała dopóki nie ominęli hotelu i pozwoliła swoim łzą popłynąć. Rozdział 18Jacks przechodził przez swój zaciemniony dom, nie zatrzymując się dopóki niedoszedł do swojego pokoju i wszedł do środka.Zamknął cicho drzwi, by nikogo nieobudzić i włączył światło.Mark siedział na brzegu jego łóżka, czekając.Nadal miał na sobie garnitur odrana, teraz wyglądał niechlujnie: marynarka była położona obok niego na łóżku,kołnierz jego koszuli był rozpięty, krawat opadał w luznym węzle wokół jego szyi.Uniósł rękawy i wyprostował się, kładąc dłonie na kolana.- Pózna noc? - spytał przyciszonym głosem.Jacks wszedł i spojrzał na niego spokojnie.- Tak.- zaczął, starając się miećnormalny ton.- Miałem zamiar udać się do łóżka.Mark skinął głową, ale nie poruszył się.Cisza wisiała ciężko między nimi.Pochwili Jackson podszedł do szafy i zdjął marynarkę.- Ja, oczywiście, widziałem zdjęcia z dziś.- powiedział Mark.- Chloe mi jepokazała, ale ciężko byłoby ich nie zauważyć, naprawdę.Są wszędzie w internecie itelewizji też.- Zaśmiał się krótko.- Jestem pewien, że magazyny będą mieć dnizbiorów.Jacks zsunął krawat.Wykonał świszczący dzwięk, gdy przesuwał się pokołnierzu.Jackson powiesił go i odwrócił się do ojczyma.- Nie musisz się martwić, Mark.- zaczął Anioł.- To nic.I, poza tym, skończyłosię.Archanioł znów kiwnął głową, i poruszył się na łóżku.- Usiądz, Jackson.- Poklepał materac obok siebie.Jacks podszedł bez słowa iusiadł.Mark spojrzał na pasierba. - Ta.dziewczyna.która zaprowadziłeś na przyjęcie dziś wieczorem.Ona niejest częścią twojego świata, Jacks.Nigdy nie będzie jej częścią, wiesz o tym.Wiesz, żejeżeli coś się jej stanie, nic nie będziesz mógł zrobić.- Znam prawo.- I jest dobry powód na takie prawo.- odpowiedział Mark.- To nie jest - urwał,szukając słowa - uprzedzenie, Jackson [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl