[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale w zbiornikach wizji mógł zobaczyć ludzi obozujących na zewnętrznych poziomachlabiryntu.Nie widział wyraznie ich twarzy.Nie widział też, co tam robią.Naliczył ichkilkunastu.Kilku obozowało w Strefie E, nieco większa grupa w Strefie F.Przedtem wi-dział śmierć niejednego w strefach zewnętrznych.Miał swoje sposoby.Mógłby, gdyby chciał, zatopić Strefę E wodą z akweduktu.Zrobiłto już raz, przypadkowo, i miasto przez cały prawie dzień uprzątało skutki.Przypomniałsobie, jak w czasie tej powodzi Strefa E została odizolowana, odgrodzona, żeby wodanie rozlewała się dalej.Ci ludzie, gdyby nie utonęli w pierwszym napływie, z pewnościąw panice po omacku zapędziliby się w jakieś pułapki.Mógł też zastosować inne sztucz-ki, aby nie dopuścić ich w głąb miasta.A przecież nie zrobił nic.Wiedział, że powodem jego bezwładu jest w gruncie rzeczypragnienie wyrwania się z tego wieloletniego odosobnienia.Chociaż tak bardzo tychludzi nienawidził, chociaż tak bardzo ich się lękał, chociaż taką zgrozą przejmowało gowtargnięcie w jego zacisze, jednak pozwalał im torować sobie drogę.Spotkanie było jużnieuniknione.Wiedzą, gdzie on jest.(Ale czy wiedzą, kim jest?) A więc znajdą go kuswemu i ku jego żalowi.I wtedy się okaże, czy w czasie tego długiego wygnania zostałoczyszczony ze swojej przypadłości i znów może przebywać wśród ludzi.Tylko że od-powiedz na to znał z góry.Spędził wśród Hydranów kilka miesięcy: a potem pojmując, że nie może dokonaćniczego, wsiadł do swojej kapsuły i poleciał tam, gdzie napotkał swój orbitujący statek.Jeżeli Hydranowie mają jakąś mitologię, on chyba wzbogacił ją swoją postacią.Na statku poddał się operacjom, które miały go zwrócić Ziemi.Gdy zawiadomiłmózg statku o swojej obecności, nagle zobaczył w wypolerowanej metalowej tabli-cy rozdzielczej swoje odbicie i to go nieco przeraziło.Hydranowie nie używali luster.Zauważył na swojej twarzy nowe głębokie bruzdy, które go nie trapiły, ale własne dziw-57 nie obce oczy przecież musiały go zaniepokoić.Mięśnie są napięte, pomyślał.Skończyłprogramować swój powrót, wszedł do komory leczniczej, gdzie zamówił kroplę dp-czterdzieści w swój system nerwowy oraz gorącą kąpiel i staranny masaż.Gdy wyszedłstamtąd, oczy nadal miał dziwne: i poza tym dostał tiku nerwowego.Pozbył się tiku do-syć łatwo, ale oczy pozostały takie same.Właściwie są bez wyrazu, powtarzał sobie.To wrażenie sprawiają powieki.Moje po-wieki napięte wskutek tego, że tak długo musiałem oddychać zamknięty w kombinezo-nie.To przejdzie.Mam za sobą kilka trudnych miesięcy, ale teraz to przejdzie.Statek łykał energię z najbliższej wyznaczonej w tym celu gwiazdy.Wirniki kręciłysię wraz z toporami napędu podprzestrzennego i Muller w swym plastykowo-metalo-wym kontenerze został ze świata Hydri wyrzucony na jedną z najkrótszych tras.Ale po-mimo napędu podprzestrzennego pewien czas absolutny musi upłynąć, gdy statek ko-smiczny jak ściegiem przeszywa kontinuum.Muller czytał, spał, słuchał muzyki i nasta-wiał kobieton, jeżeli ta potrzeba w nim narastała.Mówił sobie, że już jego twarz nie jestzastygła, ale po powrocie na Ziemię chyba przyda mu się lekkie przeobrażenie.Ta wy-cieczka spowodowała, że postarzał się o kilka lat.Nie miał nic do roboty.Statek wyleciał z podprzestrzeni w odległości stu tysięcy ki-lometrów od Ziemi i kolorowe światełka zaczęły błyskać na tablicy łączności.Najbliższastacja ruchu kosmicznego sygnalizowała, żeby podał swoje położenie.Polecił mózgowistatku udzielić odpowiedzi. Niech pan wyrówna szybkość, panie Muller, to przyślemy panu pilota, który do-prowadzi pana na Ziemię  powiedział kontroler ruchu.I tym również zajął się mózg statku.Oczom Mullera ukazała się miedziana kula sta-cji ruchu kosmicznego.Dosyć długo unosiła się przed nim, ale stopniowo statek ją do-gonił. Mamy dla pana wiadomość retransmitowaną z Ziemi  oznajmił kontroler. Mówi Charles Boardman. Proszę  rzekł Muller.Ekran wypełniła twarz Boardmana.Twarz różowa, świeżo ogolona, kwitnąca zdro-wiem, wypoczęta.Boardman uśmiechnął się i wyciągnął rękę. Dick  powiedział. Boże, to wspaniale, że cię widzę!Muller włączył kontakt dotykowy i poprzez ekran uścisnął przegub tej ręki. Witaj, Charles.Jedna szansa na sześćdziesiąt pięć, prawda? No, ale wróciłem. Czy mam powiedzieć Marcie? Marcie  Muller zastanowił się. Aha, ta błekitnowłosa dziewczyna.biodraobrotowe i ostre pięty. Tak.Powiedz jej.Byłoby miło przywitać się z nią zaraz po wy-lądowaniu.Kobietony wcale nie są takie szałowe.Boardman parsknął śmiechem, jakby usłyszał świetny dowcip.Potem zmienił rap-townie tonację i zapytał:58  Dobrze poszło? Marnie. Ale nawiązałeś łączność? Trafiłem do Hydranów, owszem.Nie zabili mnie. Odnosili się wrogo? Nie zabili mnie. Tak, ale. Przecież ja żyję, Charles. Muller poczuł, że znowu ma ten tik nerwowy. Nienauczyłem się ich języka.Nie wiem, czy mnie zaakceptowali.Wydawali się raczej zain-teresowani.Przyglądali mi się uważnie przez długi czas.Nie powiedzieli ani słowa. To może telepaci? Nie wiem, Charles.Boardman milczał przez chwilę. Co oni ci zrobili, Dick? Nic. Nie sądzę. Jestem po prostu zmęczony podróżą  rzekł Muller. Ale w dobrej formie, tyleże trochę przedenerwowany.Chcę oddychać prawdziwym powietrzem, pić prawdziwepiwo, jeść prawdziwe mięso i przyjemnie by mi było mieć towarzystwo w łóżku, wtedypoczuję się wspaniale.I pózniej może zaproponuję jakieś sposoby nawiązania stosun-ków z Hydranami. To przyspieszenie odbija się na twoim radiu, Dick. Co? Słychać cię za głośno  wyjaśnił Boardman. Wina stacji retransmisyjnej.Do licha, Charles.Cóż ma z tym wspólnego przyspie-szenie? Mnie nie pytaj  powiedział Boardman. Ja tylko próbuję się dowiedzieć, dla-czego tak wrzeszczysz do mnie. Nie wrzeszczę  wrzasnął Muller [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl