[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Pokochajsię ze mną, a odpowiem na każde pytanie.Oparła nogę wyżej na jego biodrze.Jej oddech drżałściśnięty w płucach.Rozedrgane palce oplotła wokół jegoczłonka i zmieniła kąt penetracji.Wszedł w niąnatychmiast i rozparł się w niej.Z rozkoszy odrzuciła dotyłu głowę. Głębiej  mruknął Christopher. Niech wejdzie cały.Najgłębiej jak się da.Usiadła na nim mocniej.Wypełnił ją ciepły i twardyczłonek.Zaskomlała cicho z radości.Był taki duży i gruby.Uwielbiała go.Christopher złapał ją za podbródek i skierował jej głowę do góry. Patrz.Bała się spojrzeć, ale nie umiała się oprzeć pragnieniu,by widzieć ich razem.Wyostrzyła zamglone od żądzyspojrzenie i wpatrywała się w ich odbicie.Przy jegodużym, muskularnym ciele jej sylwetka zdała się drobnai smukła.Jego smagły tors i ramiona wydawały sięzupełnie ciemne na tle jej alabastrowej skóry, którejprawie nigdy nie wystawiała na słońce.Jego włosyw porównaniu do jej kruczoczarnych loków były jeszczejaśniejsze niż zwykle.Na zewnątrz byli skrajnie różni, alew środku tacy sami.Tworzyli perfekcyjną parę. Widzisz?  szepnął.Ich spojrzenia skrzyżowały się w lustrze.Patrzyli, jakjego penis znikał w niej.Za każdym razem, gdy wsuwał sięwolno w jej ciało, powieki opadały jej z rozkoszy, aleteraz nie chciała już ich zamykać.Christopher wyciągałz niej członek, śliski i błyszczący od jej płynów, potemnapinał pośladki i znów w nią wchodził.Patrzyła, jak się poruszał.Obserwowała jego gesty,rozgorączkowane od pożądania.Znów w nią wszedł,a wtedy szczere i błogie uczucie rozjaśniło jego twarz.Spojrzała na swoje odbicie i zobaczyła takie same,nieudawane i silne emocje. Teraz mi powiedz  szepnął ochrypłym głosem  czy to jest kochanie?W perfekcyjnym rytmie uderzał biodrami o jej biodra.Z jej piersi wyrwał się jęk. Powiedz, Mario. Ich spojrzenia znów skrzyżowałysię w lustrze. Kocham cię.A ty? Kochasz mnie? wychodził z niej i zaraz znów wchodził.Mocniej.Głębiej. Czy to tylko seks?Czy ktokolwiek potrafiłby oszukiwać w takiprzekonujący sposób? Czy St.John był mistrzemmistyfikacji i do perfekcji opanował sztukę udawaniauczuć tak szczerych i intymnych?Próbowała, ale nie umiała pogodzić najnowszychinformacji o korsarzu z tym mężczyzną, z którym się terazkochała.Zarzuciła mu ręce na szyję i przycisnęła policzek dojego twarzy.Poczuła słoną wilgoć.Nie miała pewności,czyje to łzy. To więcej niż seks  szepnęła, rozkoszując sięzaborczymi gestami ukochanego.Nagle przycisnął ją mocno do siebie i zaczął chędożyćzapamiętale, wpychając erekcję słusznych rozmiarówz iście mistrzowską precyzją.Odpowiedziała mu z takimsamym ferworem, a przy tym nie odrywała wzroku odrozerotyzowanego widoku nad swoją głową.Widziałarozpalone ciała splecione w uścisku i twardą, nabrzmiałąmęskość, która pojawiała się i znikała w niej z dziką prędkością.Otworzyła usta i krzyknęła.Jej naprężone ciało zastygło,gdy przelała się przez nie potężna fala orgazmu.Christopher ryknął wśród jej spazmów, ale nie przerywałpieszczot, szepcząc jej do ucha sprośności i pełneuwielbienia komplementy, które przedłużały jej orgazm.Miała wrażenie, że zaraz umrze.Dopiero gdy padła w jegoramiona, zaspokoił siebie.Posuwał ją jeszcze przezchwilę, aż szarpnął mocno penisem i trysnął, obficiezalewając ją spermą.Christopher ciężko dyszał.Pocałował ją w usta,wdmuchując powietrze w jej płuca.Nawet oddech ichłączył.Stali się jednością. Rozdział 20Amelia ocknęła się ze snu.Czyjaś dłoń zakrywała jejusta.Przerażona próbowała stawić opór napastnikowi.Z całej siły wbiła paznokcie w jego nadgarstek. Uspokój się!Przestała się bronić, ale jej serce biło jak szalone.Pochwili odzyskała zamroczone snem zmysły.W ciemnościrozpoznała Colina. Posłuchaj  szepnął i zerknął nerwowo w stronę okna. Na zewnątrz są jacyś ludzie.Co najmniej tuzin.Niewiem, kim są, ale na pewno nie przysłał ich twój ojciec.Zawstydzona, że ma na sobie tylko nocną koszulę,naciągnęła kołdrę.Colin energicznym ruchem zerwał z niej okrycie. Chodz!  ponaglał. O czym ty mówisz?  zapytała ściszonymi podenerwowanym głosem. Ufasz mi?  Ciemne oczy Colina zamigotaływ ciemności.  Oczywiście. A więc rób to, co mówię.Pózniej ci wyjaśnię.Nie miała pojęcia, co się dzieje.Wiedziała tylko, żeColin nie żartuje.Nabrała powietrza w płuca, skinęłagłową i wyślizgnęła się z łóżka.Komnatę oświetlało bladeświatło księżyca.Długi ciężki warkocz zakołysał sięi opadł jej na plecy.Colin mimowolnie złapał go i przezchwilę pieścił w dłoniach. Włóż coś na siebie  powiedział. Szybko.Amelia zniknęła za parawanem.Zdjęła koszulę nocnąi włożyła halkę, a na nią suknię. Pośpiesz się! Nie umiem zapiąć sukni.Potrzebuję do tego służącej.Colin sięgnął ręką za parawan.Złapał ją za łokieći pociągnął w kierunku drzwi. Nie włożyłam trzewików! Nie ma czasu  burknął.Otworzył drzwi sypialnii ostrożnie wyjrzał na korytarz.Było ciemno.Amelia prawie nic nie widziała.Nagleusłyszała męskie głosy. Co się dzieje.Colin obrócił się z prędkością światła i zakrył jej usta.Gwałtownie potrząsnął głową.W pierwszej chwili przestraszyła się, ale w lot pojęła,o co chodzi.Pokiwała głową na znak, że będzie milczeć.Colin zakradł się na korytarz.Cały czas trzymał ją za rękę.Dziwnym sposobem podłoga skrzypiała pod jejbosymi stopami, a Colin stąpał bezgłośnie w wysokichbutach.Nagle się zatrzymał.Amelia przystanęła tuż za nim.W tej samej chwili ucichły głosy, dobiegające z dołu.Miała wrażenie, jakby cały dom wstrzymał oddech.I czekał.Colin położył palec na ustach.Potem podniósł jąi przełożył sobie przez plecy.Nie wiedziała dokładnie, cosię pózniej wydarzyło.Wisiała na nim głową w dółi myliły się jej kierunki.Nie miała pojęcia, jakim cudemudało mu się przenieść ją z piętra na parter.Usłyszałakrzyki na górze i głośne tupanie.Prawdopodobnie ktośodkrył, że nie ma jej w łóżku.Colin zaklął i puścił siępędem przed siebie.Trzymała się kurczowo jego bioder.Przyśpieszył kroku.Jej warkocz smagał jak bicz jego nogi.Martwiła się, że sprawia mu ból.Wypadli głównymidrzwiami na schody przy dziedzińcu.Podniósł się jeszcze większy krzyk.Ludzie biegaliw popłochu.Słychać było szczęk broni.Ciemność nocyprzeszył donośny pisk panny Pool. Tam są!  wykrzyknął ktoś.Trzęsła się pod nimi ziemia. Tutaj!Rozpoznała głos Benny ego.Colin zmienił kierunekucieczki.Podniosła głowę i spostrzegła kilku mężczyzn,którzy rzucili się za nimi w pościg.Potem jeszcze kilku innych.Wyrastali jak spod ziemi.Niektórych poznawała,inni byli jej obcy.Nagle ktoś przyszedł im z odsieczą.Zyskali cenny czas i już po minucie nikogo za nimi niebyło.Chwilę pózniej stała na własnych nogach.Rozglądałasię dokoła, wytrzeszczając oczy.Próbowała rozpoznaćokolicę.W mroku dojrzała jezdzca na koniu.To był Benny.Colin wskoczył na swego wierzchowca. Amelio!  wyciągnął do niej rękę, a drugą wprawnieprzytrzymał wodze.Podała mu dłoń.Złapał ją i sprawnieprzerzucił przez konia.Leżała na brzuchu, na kolanachColina.Silnymi udami popędził zwierzę i pogalopowaliw czarną noc.Wbijała paznokcie w skórę zwierzęcia, walcząco życie.Rozbolał ją żołądek od uderzeń końskiegogrzbietu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl