[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- O co ci jeszcze chodzi? - spytała Lucie, widząc wyraznie, że coś nadalgryzie jej męża.- O nic! - burknął.- Seton, nie wygłupiaj się, bardzo cię o to proszę! - ZniecierpliwionaLucie podniosła głos o ton, a może nawet dwa.- Mów zaraz, o co ci jeszczechodzi, bo przecież ja już nie wiem.- Wiesz, wiesz!- Nieprawda.Nawet się nie domyślam!- Masz ci los! Sama przecież chwaliłaś się przed Anną jakimś frywolnymwierszykiem i jakimś bukietem z jedenastu róż.A przede mną się jakoś tym niepochwaliłaś! Zamydliłaś Annie oczy, że to ode mnie, a przecież ja najlepiejwiem.- 75 -SR- Więc i o tym ci ta plotkara zdążyła opowiedzieć tam na korcie? -Zbulwersowana Lucie nawet nie starała się już ściszać głosu.- O wiele bardziejzajmowała się dzisiaj tobą niż tenisem, wiesz? A jeśli chodzi o te kwiaty.- No, właśnie, może byś tak przeszła do rzeczy!- Więc, jeśli chodzi o te kwiaty, to Anna.Wiesz, ona sama sobiedośpiewała, że są od ciebie.I poszła z takim przekonaniem do domu.A jazadzwoniłam do kwiaciarni i wtedy się okazało, że to była po prostu pomyłka! -Lucie kłamała jak z nut, aż się w duchu dziwiąc, że tak łatwo jej to poszło.- Jak to, pomyłka?- Zwyczajnie.W naszej okolicy mieszka jeszcze jakaś inna pani Wallace ito dla niej były przeznaczone te róże.Ktoś z kwiaciarni natychmiast do naspodjechał i zabrał je z powrotem, przepraszając za niepotrzebne zamieszanie.Zwyczajna pomyłka.Seton przygryzł wargi, skrzywił się w cierpkim półuśmiechu i stwierdził:- Może nie taka zwyczajna, skoro wprawiła mnie w taką nadzwyczajnązazdrość!- Czyżbyś był o mnie zazdrosny, mój mężu? - zapytała Lucie, modulująckusicielsko głos.- Jak diabli! - huknął w odpowiedzi Seton i nareszcie się rozpogodził.Po przyjezdzie do domu młodsi państwo Wallace'owie podzielili się zrodzicami nowiną o odmiennym stanie Lucie.Radość była ogromna, a pytaniomi życzeniom pomyślności nie było końca.Seton otworzył butelkę wybornegofrancuskiego szampana, a jego matka, wznosząc toast, serdecznie zwróciła siędo Lucie, mówiąc:- Moje dziecko, jesteś prawdziwym promykiem słońca w naszym życiu.Nasz Seton nie mógłby sobie nawet wymarzyć lepszej żony, a my lepszejsynowej!- 76 -SRLucie zarumieniła się.Teściowa, teść i mąż pomyśleli zapewne, że tokomplement tak ją zawstydził, ona jednak czuła wstyd z zupełnie innegopowodu.W najbliższy weekend Wallace'owie skorzystali z zaproszeniazaprzyjaznionego z Setonem londyńskiego adwokata, Petera Brenta i wybrali sięcałą trójką do Walii, gdzie państwo Brentowie mieli letni domek nad jeziorem.Mały Sam wspaniale się bawił z trójką niewiele starszych od siebielatorośli gospodarzy, Seton i Lucie dużo spacerowali po malowniczej okolicy itrochę żeglowali.Rozochocony Seton miał również ochotę na nocne igraszkimiłosne, ale nie było ku temu sprzyjających warunków.Wrócili w niedzielę wieczorem.Wchodząc do domu, Seton wyjął zeskrzynki na listy sobotnią pocztę.Wśród kilku przesyłek zaadresowanych doniego znalazł jedną, zaadresowaną do Lucie.- Masz jakiś list - oznajmił obojętnym tonem, wręczając żonie kopertę.Lucie poznała od razu, po charakterze pisma, od kogo jest ten list.Szybkopobiegła z nim na górę, do sypialni, i nie czytając, schowała go w szufladziekomody.Kiedy wróciła na parter, Seton przeglądał akurat swojąkorespondencję.- Kto do ciebie napisał, kochanie, można wiedzieć? - zainteresował się.- Kto? Ach, sąsiadka ciotki Kate! - skłamała.- Opiekuje się domkiemciotki i dała mi znać, że wszystko jest w porządku.- %7łe też chciało się kobiecie pisać w takiej drobnej sprawie! - zdziwił sięSeton.- Aatwiej byłoby jej przecież do ciebie zadzwonić, nie sądzisz?- Pewnie tak, ale wiesz, to starsza osoba i ma pewnie aż za dużo wolnegoczasu na pisanie.Poza tym dołączyła pocztówkę, którą dostała od ciotki, żebymteż sobie obejrzała, jak wygląda Ameryka Południowa - brnęła dalej w kłamliwewyjaśnienia Lucie.Seton wzruszył ramionami, najwyrazniej nie przekonany, ale nie pytałwięcej ani o ciotkę, ani o sąsiadkę, ani o pocztówkę.Miał tego wieczoru w- 77 -SRgłowie amory, a nie pogwarki z żoną.Chciał się z Lucie kochać i niecierpliwieczekał na moment, w którym będzie mógł wreszcie wziąć ją w ramiona.Doczekał się, ale nie był usatysfakcjonowany, bo Lucie, dręczona myślą okolejnym liście od Ricka Raveny, nie była w stanie zapamiętać się w miłościtak, jak to zwykle bywało.Udawała nawet, i owszem, najpierw podniecenie,potem ekstazę, wzdychała, jęczała, krzyczała.Po pięciu latach dzielenia małżeńskiego łoża Seton znał ją jednak zbytdobrze, by dać się nabrać na aktorskie sztuczki i nie zauważyć wymuszonejsztuczności w jej reakcjach.- Lucie, co z tobą? - zapytał, szybko stygnąc w takiej nienaturalnejsytuacji w miłosnych zapałach.- A co niby ma ze mną być? Nic! Wszystko w najlepszym porządku! -burknęła raczej opryskliwie, łudząc się nadzieją, że agresywny ton pozwoli jejzamaskować zakłopotanie.- To dlaczego udajesz? - bez owijania w bawełną palnął Seton
[ Pobierz całość w formacie PDF ]