[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Moryc! niech się pan nie gniewa, bo jak się pan będzie gniewać ipowie pan cioci, to ja tyle nagadam w domu na pana, tyle nagadam, żei ciocia, i panna Stefa, i Wanda, i pan Sierpiński, i wszyscy, wszyscypogniewają się na pana. A Horn cię wyzwie i zastrzeli z nowej armaty!  dodał w jej tonieKarol. A zastrzeli! Co? nie? Pan myśli, że Horn nie umie strzelać? Wniedzielę w strzelnicy trafiał z pistoletu w asa piętnaście razy na dwa-dzieścia, sama widziałam. A to Kama chodzi do strzelnicy? dobrze wiedzieć. Ja nie mówiłam.ja.Rozczerwieniła się gwałtownie, zagwizdała na psy i uciekła doogrodu. Cudna dziewczyna! Szkoda, że się tak marnuje w Aodzi  szepnąłpan Adam.NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG146 Pewnie, że byłoby jej lepiej na pastwisku z pastuchami, ale cóż.jej marna tak wiele tego używała dla siebie, że już dla córki nie starczy-ło  ironizował Karol. Najlepsze dziecko pod słońcem  powiedziała Wysocka patrzącza nią w ogród. Mogłaby być trochę mądrzejszą. Zmądrzeje jeszcze, ma czas. Nie tak wiele, ma przecież z piętnaście lat, a zupełnie surowadziczka.Obiad skończył się szybko, szybko również wypili kawę i powróci-li do fabryki, bo gardziele gwizdawek ryczały ze wszystkich stron swo-ją zwykłą pobudkę poobiednią.Gdy wyszli, a pan Adam kazał się zawiezć w cień ogrodu nadrzemkę, Wysocka przysunęła się do Anki i bardzo radosnym głosemmówiła: Muszę ci powiedzieć, że już jestem spokojna o Miecia.Nie byłogo dwa dni w domu, wyjeżdżał do Warszawy, przyjechał wczoraj iprzy obiedzie powiada mi, żebym była spokojną, bo się z tą.Grunspa-nówną nie ożeni, że ona nie chciała wyjść za niego.Słyszysz, Anka,Grunspanówna nie chciała wyjść za mąż za Wysockiego, za mojegosyna! To przechodzi pojęcie, taka bezczelność żydowska! Pachciarka jakaś.nie chciała wyjść za mojego syna!.Dobrzesię stało, dałam na mszę świętą z radości, ale swoją drogą nie mogę jejdarować.Jak ona śmiała odmówić mojemu synowi.i to kto, prosta%7łydówka!.Pokazał mi list jej, w którym ona najbezwstydniej powia-da, że go kocha, ale za niego wyjść nie może, bo na zmianę religii jejrodzina się nigdy nie zgodzi.Pożegnała go tak czule, że doprawdy,gdybym nie była wiedziała, że to pisała %7łydówka, i gdyby to nie cho-dziło o mojego syna, to płakałabym z żalu nad nią.Chcesz, to przeczy-taj ten list, tylko nikomu, Anka, ani słowa.Anka czytała długo, bo list był na czterech stronach, drobnym pi-smem i taki przepełniony łzami, miłością, żalem, zaparciem się siebie,że nie mogła doczytać do końca i rozpłakała się nad jej cierpieniem. Ależ ona umiera z bólu.Pan Mieczysław, jeśli ją kocha, nie po-winien na nic zważać. Pan Bóg jej wynagrodzi te cierpienia.Nie bój się, nie umrze z mi-łości, wyjdzie za mąż za jakiego milionera i pocieszy się prędko.Nieznasz %7łydówek.NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG147 Cierpienie w każdym sercu jest cierpieniem  odpowiedziała An-ka smutnie. To się tak mówi, a w rzeczywistości jest zupełnie inaczej. Nie.nie.Zerwała się gwałtownie, bo od fabryki rozległ się trzask, potem huki jakiś nieludzki ryk z kilkunastu piersi rozległ się po ogrodzie.Po chwili na ścieżce od fabryki ukazała się Kama, biegnąc co tchu. Rusztowanie!.Jezus.wszyscy zabici.O Jezus, o Jezus!.wołała nieprzytomnie, trzęsąc się ze strachu i przerażenia.Anka w najwyższej trwodze pobiegła, ale przy furtce wiodącej zogrodu na dziedziniec fabryczny stał człowiek i nie chciał puścić tłu-macząc, że nic strasznego się nie stało, że to tylko rusztowanie szczy-towe się zwaliło i przygniotło kilku ludzi, że właśnie pobiegł tam panBorowiecki, a jemu kazali nikogo nie wpuszczać.Anka wróciła do mieszkania, ale gdy Wysocka z Kamą odeszły, niemogła wytrzymać dłużej, zdawało się jej, że słyszy jęki rannych.Posłała Mateusza, żeby się dowiedział szczegółów, a nie mogąc sięgo doczekać, zabrała swoją podręczną apteczkę, wypróbowaną tylo-krotnie w Kurowie, i poszła.Ze zdumieniem zobaczyła, że w fabryce idzie robota w dalszymciągu.Mularze pogwizdując stali na rusztowaniach przy głównym korpu-sie, blacharze rozwijali na dachach wielkie arkusze blachy cynkowej,podwórze było zapchane wozami, cegłą i wapnem, a w przyszłej przę-dzalni najspokojniej ustawiano maszyny.Karola nigdzie nie zobaczyła, wyszedł na miasto, jak ją objaśniono,wskazując jednocześnie salę, w której pracował Maks Baum.Wyszedł do niej spiesznie, był w niebieskiej bluzie, z twarzą po-czernioną, z pozlepianymi od potu włosami, z fajką w zębach i z ręka-mi w kieszeniach. Co się stało?  zapytała. I.nic.Zwaliło się rusztowanie, które i tak rozbierać miano. Nie było żadnego wypadku z ludzmi? Karol nie zginął, wyszedł z Morycem przed chwilą  odpowie-dział sucho [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl