[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nacisnęła mocno dzwonek.Nikt się nie poruszył.W budynku panowała kompletna cisza.Musiało się w nimmieścić wiele apartamentów, skoro miał trzy windy, garaże, wktórych mieszkańcy trzymali po dwa samochody, duży i mały,buchaltera, który prowadził zawiłe rachunki, recepcjonistę,który nie wiedział nawet, kto jest lokatorem, a kto nie.Alehotel prowadzony był z najwyższą dyskrecją i dbałością ospokój gości.Zadzwoniła po raz drugi.Drzwi otworzyły się.Dziewczyna, która stanęła na progu wpowłóczystej sukni domowej, wyglądała dokładnie tak, jaknależało oczekiwać.Blada, z czerwonymi śladami po wysypcena prawym policzku, z bandażami na palcach, młoda, onajpiękniejszych włosach, jakie można sobie wyobrazić, kolorubladego złota, opadających na ramiona migotliwą, świetlistąfalą.Mężczyzni uwielbiają takie włosy.Niezależnie od rysówtwarzy, uchodziła na pewno za piękność.Melissa zapytała zwahaniem:Panna Vandnberg? Przepraszam bardzo za najście.Wiem, że była pani chora, ale miałam nadzieję. Nie umiała kłamać, ale nie mogła przecież mówić prawdy.Nawetjeśli goni tylko za błędnym ognikiem, nie wolno jej niczegozaniedbać. Nazywam się Starr.Jestem.zajmuję sięzbieraniem materiałów dla pewnego pisarza.Byłabym bardzozobowiązana, gdyby zechciała mi pani odpowiedzieć na parępytań. Pytań?  powiedziała zachrypniętym głosem pannaVandenberg.Przyłożyła rękę do gardła i powtórzyła raz jeszcze,jakby nie była pewna, czy jej chrapliwy skrzek zostałzrozumiany. Pytań? Na jaki temat? Na temat pani rodziny.Pan Smith nie zna historiiVandenbergów.W książce telefonicznej jest niewielu Van-denbergów, a i ci nieliczni nie znają kronik rodzinnych.Alekażdy potrafi przynajmniej powiedzieć, kim jest i skądpochodzi i kiedy zbierze się to wszystko razem. Kto to jest pan Smith? Pracuje na uniwersytecie.To ma być takie opracowanie. powiedziała przepraszająco Melissa. Próbują odtworzyćhistorię rodzin kanadyjskich: jak tu się osiedliły i w ogóle.Vandenberg to dość rzadkie nazwisko. Nie wiem nic o Vandenbergach  lustrowała ją wzrokiem. Pani nazwisko Starr?  zapytała. Nie zabiorę pani dużo czasu. Melissa wyjęła z torbynotes i ołówek. Jeśli zechce mi pani powiedzieć parę słów osobie. Proszę wejść.Nie mogę dużo mówić.Słyszy pani, w jakimstanie jest moje gardło:  Zamknęła drzwi i zaprowadziłaMelissę przez hall do obszernego pokoju, z oknem zajmującymcałą przeciwległą ścianę.Cienkie, przejrzyste story byłyzasunięte i pokój pogrążony był w półmroku.Biały dywan,jasne skandynawskie meble sprawiały, że wszystko wydawałosię niematerialne.Najbardziej rzucał się w oczy wielkifortepian, biały, ze złotą inkrustacją.Niezbyt pasował dosurowych skandynawskich sprzętów, ale był bardzo ładny,bardzo efektowny.Panna Vandenberg usiadła na krześle iwskazała drugie Melissie. Panna? Nie, pani Starr? Melissa przypomniała sobie w porę o obrączce i pierścionkuzaręczynowym.Nie, nie nadawała się do mistyfikacji. A do czego ma służyć ta historia rodzin, kiedy jużzbierzecie materiały? Nie wiem.Sądzę, że powstanie książka.Może tylkodysertacja naukowa. Otworzyła notatnik. To, że pani sięwydaje, że nic pani nie wie o Vandenbergach, wcale nie znaczy,że istotnie nic pani nie wie  oświadczyła, cytując zdaniezasłyszane kiedyś od Kima. Znaczy to tylko, że dotychczaspani o tym nie myślała.Czy zna pani przypadkiem imię swegodziadka? Nigdy mi się nawet nie obiło o uszy. W tonie pannyVandenberg zabrzmiało lekkie zniecierpliwienie. Naprawdęnic nie wiem, mówiłam przecież.Mój ojciec pochodził skądś zewschodu, ale nie wiem skąd.Nie rozmawiał z nami o tym.Byłjuż stary, kiedy ożenił się z moją matką.Stary i bardzo zajęty.Pracował w nafcie.Nigdy nie siadywałam mu na kolanach, żebysłuchać opowieści o dawnych czasach.Nie był tego rodzajuczłowiekiem. Jak miał na imię? Wszyscy nazywali go C.H.Nie znałam jego imienia, aż dootworzenia testamentu.Wtedy okazało się, że miał na imięCornelius.Cornelius Henry.To wszystko było warchiwach.Nie wiedziałam, ile ma pieniędzy, nie znałamnawet jego imienia, więc jak pani widzi. A pani matka? Moja matka  powiedziała chłodno panna Vandenberg pochodzi z Vegreville.Nie miała nic wspólnego zVandenbergami, niezależnie od tego, kim byli. Kiedy pani ojciec przeniósł się na zachód? Nie wiem dokładnie.Zaraz, ja mam dwadzieścia pięć lat.Urodziłam się w Edmonton dwudziestego trzeciego kwietniadwadzieścia pięć lat temu.To już jest zresztą w archiwach, alewszystko jedno.Myślę, że pobrali się z matką zaraz po jegoosiedleniu się na zachodzie.Może to sobie pani obliczyć.Czy toma jakieś znaczenie? Czasem liczy się każdy szczegół. Melissa znowu zacytowała Kima. Imię kuzyna, macochy, każda naj-drobniejsza informacja może stanowić wskazówkę. Po co im to?  zapytała ciekawie panna Vandenberg.Ludzie są tacy, jacy są.Wszystko jedno, jakich mieli przodków.Mojego ojca zupełnie to nie obchodziło.Pojechał na zachód,miał szczęście, zarobił mnóstwo forsy na nafcie.Wiedział, ilema pieniędzy, o, umiał liczyć.Nie wiedział tylko, że umrzenagle.Gdyby to przewidział, chyba zmieniłby testament.Zrobiłgo, kiedy byłam jeszcze dzieckiem.Po śmierci matki niebyliśmy w najlepszych stosunkach.Mieszkaliśmy widiotycznym starym domu na kółkach na polach naftowych i japrowadziłam gospodarstwo.Czasem chodziłam do szkoły, aczasem nie.Gdybym wiedziała, że jest taki bogaty spróbowałabymwyciągnąć od niego trochę pieniędzy i dać nogę.Zawszechciałam uczyć się muzyki. Otuliła szczelniej szyję zasłania-jąc bandaż. Miałam dobry głos  dodała z goryczą. A może go pani odzyska, kiedy pani wyzdrowieje? A jeśli nie? Mam alergię.Nigdy w życiu nie mia-łam alergii.Dzisiaj mógłbym na temat alergii napisaćksiążkę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl