[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zawsze żałowałam, że nieochrzcił mnie w mulistej Alapaha, stojąc w wodzie po kolana, nie przytrzymał mi głowy podwodą aż do utraty tchu, i nie podniósł potem, nie pokazał śpiewającym wiernym.Moja wodazródlana w Kubeczku Matki Boskiej nie została poświęcona, żeby zmywać moje grzechy czyteż grzechy świata.Maryja wydaje mi się raczej Mary, imienniczką mojej kochanej ciotki, niżSanta Maria.Mary to po prostu przyjaciółka, przyjaciółka matek, które boli ból ich dzieci,przyjaciółka dzieci, które widzą ból swoich matek.Jej obraz wisi prawie nad każdą kasą, nadkasjerem, nad barmanem, nad piekarzem w tym miasteczku i już przywykłam do jejobecności.Jak twierdzi Jim Parks, pisarz angielski, bez jej wszechobecnego obrazu, którynam przypomina, że wszystko idzie i będzie szło odwiecznym torem, moglibyśmy sobiewyobrażać, że to, co nam się dzieje tutaj i teraz, jest jedyne w swoim rodzaju i rozpaczliwieważne.Mimo woli się zastanawiam, czy Madonna nie ma jakiejś cechy wspólnej zksiężycem.Tak.Moja nie pobłogosławiona woda koi.Zatrzymuję się na szczycie schodów ipowtarzam to miłe słowo: acqua.Przed laty w Princeton mała dziewczynka uczyła się mówićacqua na brzegu jeziora pod baldachimem drzew, szaleńczo kwitnących różowymipomponami.Acqua! acqua!, wykrzykiwała nabierając wodę w dłonie i podnosząc je nadgłowę, żeby padał na nią deszcz.Acqua - słowo trochę jak skra, a przecież jest jakieś wilgotnei odkrywcze.Głos dziewczynki jeszcze mi brzmi w uszach, ale na to wspomnienie chwytamsię za palec.Złoty sygnet, skarb rodzinny zsunął się w trawę tamtego dnia i zginął raz nazawsze.Woda życia.Intymność wspomnień.Intymność.To, co czuję dotykając ziemi, jak dotykała jej Ewa, kiedy nic jej od zieminie oddzielało.Na obrazach Matka Boska trzyma miasteczko górskie w ręce albo pod swoją niebieskąpeleryną.Ja mogę w myśli chodzić każdą uliczką mojego miasteczka w Georgii.Znamrozwidlenia drzew pekanowych, wodne przepusty z nadmiarem wody, dziką gruszą w zaułku.Natomiast miasteczka toskańskie na wzgórzach nieraz wydają mi się zamczyskami -rozbudowanymi siedzibami, w których te wąskie uliczki to korytarze, piazze to duże salonypełne gości.Miasteczkowe kościoły zachowują jakąś prywatność - uprasowane płótna,koronkowe serwety na ołtarzach i wazony ze szkarłatnymi daliami mogłyby być w kaplicachrodzinnych.A miasteczkowe poszczególne domy to tylko apartamenty w wielkim domu,który rozrasta mi się jak dawniej dom moich dziadków, dom mojej ciotki, domy moichprzyjaciółek znane nie gorzej niż linie papilarne własnej dłoni.Lubię pójść zygzakami uliczek pod górę do klasztoru, gdzie w okienku z kołowrotemmogę zostawić kawałek koronki do reperacji, wkręcić go dla niewidocznej zakonnicy, którejsiostry zajmują się koronkarstwem w tym wielkim warownym zamczysku już czterysta lat.Nigdy nie widzę choćby półksiężyca jej paznokcia czy cienia habitu.Nieopodal klasztorusiedzą na starych krzesłach pomiędzy drzwiami swych domów dwie kobiety, znające sięchyba od początku życia, i szydełkują.Kamienna uliczka raptownie opada ku miejskiemumurowi.Za murem rozciąga się szerokie dno doliny.I oto z dołu jedzie tą uliczką,niedorzecznie stromą, miniaturowy fiat, chociaż żaden samochód nie powinien tu wjeżdżać.Wariactwo.Mój ojciec prowadził samochód przez wezbrane strumienie, które zalewały nagletworzące się doły w piaszczystych drogach.Kiedy śmiał się, naciskał klakson, woda wznosiłasię na okna samochodu.Ale w rzeczywistości chyba nie aż tak wysoko?Możemy wrócić, żeby mieszkać w tych wielkich domach, odryglować bramy, poprostu przekręcić ogromny klucz w zamku i pchnięciem otworzyć drzwi.SolleoneSolleone - jakie przydatne to one po włosku, powiększa rzeczowniki.Porta, drzwistają się portone i już nie ma wątpliwości, że to główne drzwi frontowe.Torre staje siętorreone, nazwą naszej części Cortony, gdzie kiedyś na pewno była wielka wieża.Minestronezawsze zupa nie byle jaka.Lato w pełni: solleone, wielkie słońce.Pieskie dni, nazywaliśmyten okres na Południu.Nasza kucharka mi wyjaśniła, dlaczego: w takie upały psy dostająwścieklizny i gryzą ludzi, i mnie też pogryzą, jeżeli będą nieposłuszna.Ostatecznie ku swemurozczarowaniu dowiedziałam się, co pieskie dni znaczą, po prostu wschodzi wtedy i zachodziSyriusz, Psia Gwiazda.Nauczycielka fizyki powiedziała, że Syriusz jest dwa razy od słońcawiększy, i po cichu uznałam, że podwaja upał.Tutaj słońce wypełnia niebo jak na prawzorze dziecięcego rysunku, na którymzajmuje całą przestrzeń nad domem i drzewem.Cykady są wtajemniczone, doskonaleakompaniują natężeniu się upału.O świcie uderzają w najniższą nutę swojej wysokiej tonacji.Nie wiem, jak owad wielkości palca może robić taki hałas, tylko wprawiając w drganie tułów.Kiedy się nastrajają na najwyższy ton, mam wrażenie, że uszy zmieniły mi się w tamburyny iktoś nimi potrząsa.W południe przełączają się na inne dzwięki, rozbrzmiewa indyjski sitar,najbardziej irytujący ze wszystkich instrumentów.Ucisza je tylko wiatr - może muszątrzymać się gałązek i nie mogą jednocześnie wibrować.Ale wiatr wieje rzadko, poza tym, że od czasu do czasu niegodziwie nadlatuje siroccomocnymi zrywami, wcale nie chłodniejszymi, kiedy słońce wprost huczy.Gdybym byłakatem, wyginałabym grzbiet w pałąk.Ten gorący wiatr przynosi cząsteczki kurzu z pustyńafrykańskich i wdmuchuje nam w gardła.Wywieszam pranie, wysycha w ciągu paru minut.Papiery w moim gabinecie fruwają jak wypuszczone białe gołębie, po czym osiadają wczterech kątach.Z tigli zlatuje trochę zeschniętych liści, kwiaty nagle wydają się bezbarwne,chociaż mieliśmy tego lata dosyć deszczu, żeby sumiennie dzień w dzień je podlewać.Wążogrodowy ciągnie wodę bezpośrednio ze starej studni, może one cierpią pod koniec upalnegolata, chłostane strugami lodowatej wody.Może to je wyczerpuje.Grusza na frontowej terasiewygląda jak kobieta, która powinna była urodzić dwa tygodnie temu.Należało w swoimczasie ograniczyć jej owocodajność.Teraz gałęzie uginają się pod ciężarem złocistych,zaczynających się rumienić gruszek.Nie mogę się zdecydować, czy poczytać o metafizyce, czy gotować.Istota bytu czyzimna zupa czosnkowa? Ostatecznie jedno od drugiego nie jest daleko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]